CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

poniedziałek, 18 lipca 2011

Pamiętnik (7)

Przełknęłam ślinę. Coraz mocniej przyciskałam do siebie Alexa, chowając głowę w jego piersi. Widziałam tylko oczy tego mężczyzny. Przeraziły mnie, bo moje były identycznie porażająco jasne. Prawie kolana się pode mną ugięły.
-Kim jesteście do diabła? - spytał.
Żadne z nas nie odpowiedziało.
-Jeśli nie macie nic do powiedzenia, to wynocha!
Nie był uprzejmy. Nie można było mu się dziwić – włamaliśmy się do jego domu.
-My... - zaczęłam się jąkać.
-Co „my”?
-My... szukamy...
-Mnie? Po co?
-Czy... pan nazywa się Damon... Henriks? - wydusiłam z siebie.
-Nie twój biznes, dziecinko.
Wobec takiej odpowiedzi zrzuciłam bluzę chłopaka z nas. W taki sposób rzuciłam na niego swoimi spojrzeniami. Jego groźne rysu twarzy zaczęły powoli łagodnieć. Zrobił krok do przodu. Nie miałam już wątpliwości, że to mężczyzna z fotografii.
-Kim Ty jesteś? - zapytał już zmienionym tonem.
Przez kilka sekund zastanowiłam się nad odpowiedzią i cichym ,spokojnym głosem odpowiedziałam.
-Pana córką, Audrey.
Spuścił wzrok, przetarł twarz dłonią i westchnął.
-Skąd ta pewność? - po chwili się odezwał.
-To pan jest Damon.. to pan kochał Laurę... moją mamę... i to wy nazwaliście mnie Audrey... na cześć aktorki Audrey Hepburn.
Oboje mężczyźni byli zdumieni moją wypowiedzią.
-Mam po panu oczy... - dodałam.
Jeszcze raz na mnie spojrzał. Potem ponownie jego oczy wbiły się w podłogę. Ruszył w kierunku fotela i na nim usiadł. Miał przy sobie drewnianą laskę, ponieważ utykał na jednej nodze. Teraz jego twarz posmutniała. Miał już zmarszczki na twarzy, włosy choć nie były już tak gęste to nadal układały się luźno, co powodowało, że wyglądał młodziej. Miał lekki zarost na twarzy.
Nieśmiało stanęłam blisko fotela.
-Czytałaś pamiętnik. - odezwał się.
-Tak... - odpowiedziałam.
-Dostałaś list od mojego ojca.
-Tak.
Alex podszedł do mnie i złapał mnie za rękę dając mi do zrozumie, że jest ze mną.
-Kochałem ją ponad życie... nikogo tak nie kochałem jak jej...
Powiedział to tak, że mnie w środku poruszyło.
-Usiądźcie.
Usiedliśmy na sofie, trzymałam mocno rękę Alexa. Położyłam na stole pamiętnik.
-Dokąd doczytałaś pamiętnik? - zapytał.
-Do momentu, w którym przyjechałeś do niej na wieść o ciąży...
Ponownie westchnął.
-Długo nie cieszyliśmy się tym. Poroniła. Spadła ze schodów. Oboje to bardzo przeżywaliśmy...

Czułam jeszcze większą pustkę niż po wyjeździe Damona. To jakby coś we mnie umarło. Miałam go przy sobie w końcu, ale strata dziecka bolała mnie bardzo. Pocieszaliśmy się wzajemnie.
-Będziemy mieli jeszcze dziecko. - mówił. - lekarz Ci tak powiedział. - tulił mnie do siebie.
Dla rodziców to była ulga. Przecież się wściekli gdy powiedziałam im, że jestem w ciąży.
-Co Ty sobie myślisz?! - krzyczał ojciec. - Sprowadzać mi bachora w tym domu!
-To moje dziecko, nie wasze! Wychowam je i nie obchodzi mnie co o tym sobie myślicie. Na pewno wychowam je lepiej niż wy mnie. Ja je będę kochać w przeciwieństwie do was!
-Ladacznica... - mruknął.
Nie wierzyłam, że mi to powiedział. To jakby rzucił we mnie błotem.
-Nie jestem dziwką... nie wskoczyłam byle komu do łóżka. Tak się składa, że ojciec dziecka jest tym, którego kocham i chcemy się pobrać.
-Wybij to sobie z głowy.
-Nie wiesz kim jest i nie powstrzymasz mnie od tego zamiaru. Jestem dorosła i mogę rządzić sobą. Jeśli nie zaakceptujecie tego, wyprowadzę się/.
-Nie wyprowadzisz się, bo jesteś naszą własnością! To dzięki nam jesteś tym kim jesteś i tak się odwdzięczasz? Chcesz iść na dno? Chcesz?!
-Na dno to wy pójdziecie mnie wyrzucając. Ale nie zostawiacie mi wyboru.
Uciekłam im sprzed oczu. Starałam się nie płakać. Ludzie myślą, że mam idealne życie. Nie...
Wtedy właśnie zatrzymałam się na schodach. Nagle poczułam, że coś mnie mocnego pchnęło i lecę w dół. Turlałam się po schodach i upadłam nieprzytomna. Znalazła mnie pani Susan razem z Damonem, pan Stephen zadzwonił po pogotowie.
Znalazłam się w szpitalnym łóżku.
-Nie odniosła pani obrażeń cielesnych. - powiedział mi lekarz, gdy oprzytomniałam. - Niestety tylko... w wyniku upadku... płód został uszkodzony... - westchnął widząc moje łzy. - Tak mi przykro...
Zaraz przy łóżku znalazł się Damon, który też miał mokre oczy i razem trwaliśmy w mocnym uścisku.

-To takie przykre... - powiedziałam. -A... czy... pobraliście się?
-Tak... dokładnie 3 tygodnie od tego zdarzenia.

Leżałam już w łóżku wymyta po kąpieli i czytałam książkę. Mój smutek już minął, znowu mogłam się uśmiechnąć, mimo że nadal wspomnienie o spadnięciu ze schodów powodowało we mnie smutek. Lecz dzięki Damonowi znosiłam i zniosłam to i nauczyłam się normalnie żyć. Ktoś zapukał do moich drzwi.
-Panienko! - szepnęła pani Susan.
-Coś się stało?
-Panienka musi iść na ślub.
-Ślub?
-Własny!
-Własny?!
-Wyjdzie pani przejściem ze mną.
-A sukienka? A... obrączki....
-Wszystko jest. - uśmiechnęła się.
-O... o mój boże! To.. bajecznie! - byłam taka podekscytowana.
-Panience pomogę!
Przyniosła mi piękną, skromną białą sukienkę ślubną. Ciocia Susan zajęła się moi włosami, które spięła w elegancki kok. Wyperfumowała mnie i zrobiła delikatny makijaż. Dała mi również eleganckie białe buty na obcasie. Gdy mogłam się zobaczyć w lustrze, Byłam pod wrażeniem swojego wyglądu.
-Czekaj, naszyjnik jeszcze.
Zapięła mi na szyi prezent urodzinowy od Damona.
Otworzyłam szafę i ostrożnie zamknęłam. Dostałyśmy się do projekcji, a stamtąd do stajni.
-A gdzie jest Damon? - spytałam.
-W Kościele czeka na Ciebie.
-Olaboga!
Usiadłyśmy na Mustanga i ruszyłyśmy ścieżką. Doprowadziła nas ona do ulicy wśród drzew.
-Panie Stephen! - dostrzegłam go, ponieważ na poboczu stał przy samochodzie.
-Panienko, pięknie wyglądasz!
-Dziękuje!
Pan Stephen wsiadł na konia, a pani Susan usiadła za kierownicą, a ja zajęłam miejsce z tyłu.
Dojechaliśmy do małej wsi, położonej kilka kilometrów od mojej posiadłości. Przez szybę zauważyłam, że już niewiele nas dzieliło od Kościoła.
Pani Susan pomogła mi wysiąść. Chwilę potem dołączył do nas pan Stephen. Weszliśmy wszyscy razem, więc muzyka zaczęła grać, a skromny chórek dzieci śpiewać. Wyglądało to przepięknie.
Przy księdzu staruszku stał ten, którego za chwilę poślubię. Uśmiechał do mnie, a ksiądz poklepał go po ramieniu. Do ołtarza prowadzili mnie pan Stephen i pani Susan po moich obu stronach. Byliśmy więc tylko my łącznie z duchownym i chórkiem. Ojciec Damona stanął po jego stronie, a ciocia po mojej stronie.
A ja byłam przy moim ukochanym, który szepnął mi.
-Jesteś taka piękna.
Złapaliśmy się za ręce.
-Zebraliśmy się tutaj wszyscy, by... połączyć węzłem małżeńskim... Damona Henriksa z Laurą Stone.... - zaczął ksiądz.
Dalej odbyło się jego kazanie. Tylko czekałam aż będzie moment przysięgi małżeńskiej. Przez całe kazanie Damon głaskał czule moją dłoń.
Obróciliśmy się ku sobie. Ksiądz zaczął.
-Czy Ty, Damonie Henriks, pojmujesz za żonę Laurę Stone i ślubujesz jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-Tak.
-Czy Ty, Lauro Stone, pojmujesz za męża Damona Henriksa i ślubujesz mu miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-Tak.
Pani Susan przyniosła obrączki. Wymieniliśmy się nimi. Pocałował mnie w rękę.
-Ogłaszam was... mężem i żoną.. w imię Ojca... i Syna... i Ducha Świętego... Amen.... a Pan młody może pocałować Pannę Młodą.
Pocałowaliśmy się już nie jako zwykła para, ale jako małżeństwo. Nie byłam już Laurą Stone. Ja byłam panią Henriks.
-Jesteś najpiękniejszą Panną Młodą, jaka istnieje. - komplementował mnie mój mąż.
-Przepraszamy, że nie zorganizowaliśmy wesela... - zaczął ojciec Panna Młodego, ale mu przerwałam.
-Nie, naprawdę nie przepraszajcie, bo w moim przypadku nie potrzebuje wesela. Ja wam i tak bardzo dziękuje, że to zorganizowaliście dla mnie i Damona... - wtuliłam się w męża.
-W końcu Ci to obiecałem jak Ci się oświadczyłem. - pocałował mnie w czoło.
-A ja chciałam taki ślub jaki właśnie był. Piękniejszej ceremonii nie mogłam sobie wyobrazić... ma ktoś może aparat?
-Ja! - powiedział pan Stephen.
Zrobił nam kilka pamiątkowych zdjęć ślubnych. Kilka dni potem zrobił nam ich kopie, by jedną miała ja, drugą on, a pozostałe dla naszych pociech.

Damon wstał i za pomocą laski stanął przy półce i wyciągnął album. Gdy usiadł, otworzył go i na pierwszej stronie znajdowały się owe fotografie.
Moja mama była nie dość, że przepiękna, to widać było po niej, że jest szczęśliwa. To samo można było powiedzieć o moim tacie. Tak bardzo do siebie pasowali.
Tak jak ona, byłam płaczliwa, więc moje oczy od razu zrobiły się mokre, więc szybko je przetarłam palcami.
-Chyba też urządzę taki tajny ślub. - powiedział Alex.
Damon na jego słowa uśmiechnął się. Jego twarz od razu wyglądała normalnie i tak ludzko. Coś w tym uśmiechu było czarującego. Zaczęłam rozumieć Laurę, która nie raz pisała w pamiętniku, jak ten uśmiech na nią działał.
-A co po ślubie było? - spytałam.
-Po ślubie zatrzymaliśmy się oto w tym domku. - odpowiedział. - To była jedna z tych piękniejszych nocy w moim życiu... bo nie dość, że była pełnia księżyca, to miałem prawdziwą gwiazdę przy sobie... - spojrzał w okno, na zewnątrz uspokoiło się, na niebie był wysyp gwiazd, a księżyc był prawie pełny.

1 komentarze:

Kaleid pisze...

Dalej dalej! <3