CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

wtorek, 8 stycznia 2013

Nie uciekaj... (1)

Nie uciekaj przed miłością... Nie lekceważ tego, co masz w sercu... Nie bój się porażki... Nie uciekaj przed miłością...

To dosyć ciekawe... to zarazem najdziwniejsza, ale i najpiękniejsza historia w moim życiu. Czy ktoś mógł przeżyć to samo, co ja? Nie chodzi mi o siłę uczucia, lecz o okoliczności, w jakich to się wszystko działo. W oczach niektórych jestem grzesznicą, która tylko się bawiła. Nikt nie zdobył się na to, by pomyśleć, że kochać to znaczy kochać pomimo. Kocham cię pomimo twojego koloru skóry. Kocham cię pomimo twojego wieku. Kocham cię pomimo twojej narodowości. Kocham cię pomimo...

Zaczęło się to 15 lat temu...
Był poniedziałkowy poranek, który nie zapowiadał niczego nowego w moim życiu. Czekałam na przystanku autobusowym, a ze mną wiele ludzi. Gdy autobus podjechał, ledwo weszłam do niego i cudem znalazłam wolne miejsce. Jechałam do szkoły, miałam wtedy 17 lat. Jechałam aż do ostatniego przystanku, więc podróż była długo. Z czasem ludzi było coraz mniej, a ja i tak byłam pochłonięta książką, którą dopiero co wypożyczyłam z szkolnej biblioteki. Widziałam co się działo wokół mnie, ale i tak byłam ciekawa, co spotka moich bohaterów w powieści. Po ok. godzinnej podróży nadszedł ten moment, w którym musiałam się odlepić od swojego siedzenia i wstać. Zauważyłam, że zostałam tylko ja, jakiś nastolatek oraz mały chłopiec. Pomyślałam sobie, że pewnie rodzeństwo i wróciłam do swoich myśli. Bus się zatrzymuje, nastolatek wylatuje wręcz z niego. Ja wychodzę powoli, ale odwracam się i widzę, że ten chłopiec dalej jest w pojeździe i patrzy w podłogę smutnym wzrokiem. Czułam, że nie mogę go zostawić samego. Po prostu nie mogę. Samotne dziecko, którym nikt nie może się zaopiekować? Musiałam coś z tym zrobić. Weszłam z powrotem i zagadałam do niego:
-Cześć, mały. Dlaczego nie wysiadasz?
On nie patrząc na mnie odpowiedział delikatnym głosem:
-Nie wiem...
-Nie wiesz? Już dojechaliśmy do ostatniego przystanku. Dlaczego jesteś sam?
Nie odpowiedział mi na pytanie, wciąż patrzył w dół. Kierowca autobusu krzyczał do nas, że mamy już wysiadać, bo on ma przerwę, itd. Nie miałam wyjścia, nie mogłam go zostawić samego.
-Chodź ze mną. - wyciągnęłam dłoń.
To go poruszyło. Chwycił moją ręke i wyszliśmy. Byłam teraz sama z dzieckiem i nie miałam pojęcia, co dalej.  Gdzie go zabrać, gdzie są jego rodzice? Była już zimna, więc dłuższe stanie na dworze nie było najlepszym rozwiązaniem. Na szczęście zauważyłam małą kawiarenkę niedaleko przystanku i poszliśmy tam z chłopcem. Zamówiłam dla niego gorącą czekoladę, a sobie kawę. Usiedliśmy przy stoliku i czekaliśmy na nasze napoje. W tym czasie chciałam się dowiedzieć czegoś więcej od malca. Nie byłam przecież jego matką czy siostrą. Był mi zupełnie obcy, ale czułam, że muszę się nim opiekować, nie móc pozwolić, by mu się stała krzywda.
-Jak masz na imię? - spytałam.
-Maciek. - odpowiedział bawiąc się serwetkami.
-Maćku... powiesz mi, dlaczego byłeś sam w autobusie?
Opowiedział mi, jak było. Okazało się, że rano czekał z mamą na autobus. Mama była strasznie zdenerwowana, ponieważ śpieszyli się, żeby odwieźć go do ojca. Czekając paliła przy nim papierosa, jeden za drugim.  W końcu przyjechały autobusy. Wszyscy zaczęli się pchać do drzwi, a Maciuś zgubił matkę z oczu. Widział jedynie, że do jednego z autobusu wsiada osoba ubrana tak jak jego mama, to pobiegł i wsiadł za nią. Jak ludzi w autobusie zaczęło być mniej, to mały dostrzegł, że to nie jego mama, tylko jakaś obca kobieta. Dlatego stał tak ciągle w autobusie myśląc, że mama po niego wróci.
Byłam w lekkim szoku, gdy to usłyszałam. Różne rzeczy się zdarzają, kiedy ludzie są zdenerwowani. Myślałam, że jego mama też się denerwuje i go pewnie szuka, dlatego zadawałam kolejne pytania: gdzie mieszka, czy w pobliżu mieszka gdzieś jego rodzina?
Przestałam myśleć nawet o swojej szkole, uznałam, że dziś po prostu nie pójdę, bo komu zostawię dziecko, jak rodzice są w pracy? A dziadkowie mieszkali za daleko. Pomyślałam, że jak czegoś prędko nie wymyślę, to zabiorę go do siebie.
Zamówienie nam podano. Maciek pochłaniał czekoladę tak, jakby od dawna nic nie pił i nie jadł. Gratisowo dostał ciasteczka, których też po chwili nie było. Ja rozkoszowałam się kawą latte. Widząc, że dziecko humor się poprawia, powtórzyłam moje pytania o to, gdzie mieszka, itd. Niestety, nic nie wiedział. Denerwowałam się. Pomyślałam, że zadzwonię na policję i zgłoszę tę sprawę. Przecież nie mogłam przygarnąć obcego dziecka nie znając jego i jego rodziny. Oczywiście najpierw miałam spore problemy z połączeniem się, długo nikt nie odbierał, a ja przeklinałam pod nosem. Po 10-15 minutach w końcu ktoś odebrał. Długo wyjaśniałam swoją sprawę, a pan policjant kazał mi jechać na najbliższy komisariat. Nie przypominałam sobie czegoś w okolicy, więc zaczęłam pytać ludzi w kawiarni, czy znają. Na szczęście miejsce znała baristka, która podała mi dokładna instrukcję, jak tam dojechać. Podziękowałam jej napiwkiem, który zostawiłam w dużym słoiku. Po wypiciu kawusi przeze mnie i czekolady przez chłopczyka poszliśmy na konkretny przystanek i poczekaliśmy chwilę na nasz autobus. Mieliśmy jedną przesiadkę, ale dzielnie wytrwaliśmy. Dawaliśmy radę.
Widziałam, że Maciuś przyzwyczaił się do mojego towarzystwa. Śmiało mi podawał rękę i nawet momentami podtulał się do mnie. To było bardzo miłe uczucie. Byłam jedyną osobą, której mógł teraz zaufać  i tylko ja mu mogłam pomóc. Nigdy nie miałam rodzeństwa i wtedy uświadomiłam sobie, że chciałabym mieć takiego młodszego brata lub siostrę. Pomyślałam nawet o macierzyństwie.
Dojechaliśmy pod komisariat. Trochę trwała ta podróż, ale dla mnie ważne było, że byłam na miejscu. Złożyłam zeznania, a chłopca przesłuchała pani psycholog. Powiedział jej wszystko, co było potrzebne. Dowiedziałam się tylko, że ma 9 lat, choć dałabym mu 6-7. Udało się dodzwonić do jego matki, której kazano przyjechać po syna. Czekaliśmy ok. 3 godzin na nią. Ja i Maciek siedzieliśmy razem. Poczułam, że przez te kilka godzin nawiązałam z nim jakąś więź. Polubiłam go. Był dla mnie jak młodszy braciszek, którym muszę się zajmować. Widziałam, że przy mnie się powoli otwierał, jednak często dawał do zrozumienia, że tęskni za mamą.
-Mamusia niedługo przyjedzie, nie martw się. - pocieszałam go.
Mały przytulał się nawet do mnie. To było naprawdę miłe. Dawno ktoś obcy mnie nie przytulał. Taki gest znaczył dla mnie wiele.
Jego matka przyszła. Wyglądała bardzo młodo, ale i też na osobę w stanie wskazującym. To mnie zaniepokoiło. Patrzyła na mnie groźnie. Chłopiec cieszył się na widok mamy, lecz nawet nie mógł się do niej przytulić, gdyż ta była zbyt zajęta rozmową z policjantem. Poszła złożyć zeznania, a Maciuś znów został sam. Nie wydała się zainteresowana swoim dzieckiem. Po cichu liczyłam, że ona mi chociaż podziękuje za to, że zaopiekowałam się jej synem. W końcu poświęciłam swój czas, by pilnować obcą osobę.
Po kilkunastu minutach matka Maćka wyszła z krzykiem. Usłyszałam tylko:
-To na pewno ona! Ja to wiem, widziałam! - pokazywała na mnie palcem.
Przestraszyłam się. To nie zapowiadało niczego dobrego.
Teraz ja zostałam poproszona przez policjanta, żeby mnie jeszcze raz przesłuchać. Maciek został znowu sam, bo mamuśka poszła zapalić.
-Ta pani twierdzi, że to pani uprowadziła jej dziecko. - powiedział mi policjant.
Byłam w szoku. Co sobie ta kobieta myślała!? Tak trudno było jej przyznać, że zgubiła dziecko? Przecież nic nikt by jej nie zrobił, po co utrudniała sprawę kłamstwami? Oskarżyła w dodatku mnie, a to ja zaopiekowałam się chłopcem.
-Ta pani kłamie. Po co miałabym uprowadzone dziecko przyprowadzić tutaj?
Widziałam, że mi wierzy. To było oczywiste, że osoba, która nie jest trzeźwa nie może powiedzieć prawdy. Okazało się, że jechała z Maciejem do jego ojca zostawić go, a ona miała gdzieś wyjechać. Po prostu miała się go pozbyć, więc podejrzewam, że gdyby nie telefon to by nie przyjechała po małego.
Usłyszeliśmy pukanie. Za drzwiami stał chłopiec. Miał spuszczoną główkę. Chcałam, żeby spojrzał na mnie. Wstydził się. Bałam się, że jego cudna mamusia nagadała mu o mnie same złe rzeczy. Poprosiłam, żeby spojrzał na mnie. Nieśmiało podniósł głowę, ale widziałam tylko jego smutną minę. Chwyciłam delikatnie jego podbródek i zobaczyłam czerwony odcisk na policzku. Uderzyła go, nie miałam wątpliwości. Przytuliłam go mocno. Współczułam mu mocno.
-Nie chcę... - szepnął.
-Czego nie chcesz? - spytałam.
-...Nie chcę do domu... - wydusił z siebie.
Płakał. Jego łzy spadały na mój szalik.  Aż mnie samą zaczęły piec oczy.
-Panie władzo - zwróciłam się do policjanta. - On nie może z nią wrócić!
Patrzył na mnie, był zdezorientowany, nie wiedział chyba co zrobić.
-Musi trafić do najbliższej rodziny. Miał jechać do ojca, więc możemy do odwieźć do jego taty.
Zwróciłam się do Maćka:
-Pojedziemy do twojego taty, dobrze? Czy twój tata zaopiekuje się tobą?
Skinął głową. Nie mógł przecież oszukiwać. Miałam nadzieje, że jego ojciec jest dużo normalniejszy od matki.
Wyszliśmy, a jego mama na zewnątrz zaczepiała przypadkowe osoby o coś. Policjant poszedł do niej, a Maciuś trzymał mnie za rękę.
-Na ile masz zostać u taty? - spytałam.
-Nie wiem... - odpowiedział.
Przez moją głowę przeszła myśl, że matka mogłaby go zostawić u ojca na zawsze, ale na przystanku miała okazję.
Przez okno patrzyliśmy na to, co się dzieje. Policjant kłócił się z mamą Macieja. Najwyraźniej próbowała go przekonać do swojej wersji wydarzeń.
-Mamusia mnie chyba nie kocha. - powiedział Mały.
To było łamiące. Ja nigdy nie zaznałam tego, co on. Moi rodzice zawsze okazywali mi miłośc, byli wręcz jak przyjaciele.
Zobaczyliśmy, że jego mama gdzieś odeszła, a policjant wrócił do nas.
-Uparcie twierdziła, że to pani wina oraz, że jeśli pani nie aresztują, to ona idzie stąd.
-I? - słucham z szeroko otwartymi uszami, bo ta kobieta mnie naprawdę zadziwiała. Skąd się biorą tacy ludzie?
-Powiedziałam, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara, to uciekła.
-A co z... - nie dokończyłam i spojrzałam na chłopca. Zostawiła go samego, znowu.
-Tak jak mówiliśmy, skontaktujemy się z jego ojcem i miejmy nadzieje, że sprawa się wyjaśni.
Też liczyłam na "happy end" tej historii. To było męczące.
Tata Maćka odebrał telefon, ale był w tym czasie w pracy, ale jego narzeczona jest w domu. Jak się okazało,  z mamą małego jest rozwiedziony od kilku lat. Policjant obiecał, że zawiozą Maciusia. Adres, który usłyszałam zdziwił mnie, gdyż dojechanie tam trwa długo i zastanawiałam się, jakim cudem chłopiec miał tam dotrzeć z matką. Powiedziałam, że chcę jechać z chłopcem, ale zalecano mi powrót do domu i relaks. Nie, chciałam go odprowadzić, nie mogłam się z nim rozstać.
Po ponad godzinie dojechaliśmy do domu jego taty i machochy. Macocha wyglądała na bardzo młodą dziewczynę, miałam wrażenie, że jest w moim wieku. Pomyślałam, że Maciej przyszedł na świat, kiedy jego rodzice prawdopodobnie byli w moim wieku.
Pożegnanie z chłopcem było dla mnie trudno, dla niego też. Przyzwyczailiśmy się do swojego towarzystwa. Przytulił mnie mocno i oboje mieliśmy nadzieje, że uda się nam jeszcze spotkać. To był dzień pełen wrażeń. W radiowozie widziałam tylko, jak mały zniknął za drzwiami wejściowymi. Policjancji odwieźli mnie do domu i tak cały dzień mi zleciał. Byłam bardzo zmęczona. Wiedziałam, że to było wydarzenie, którego nie zapomnę.