CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

piątek, 28 stycznia 2011

UK (2)

Wspaniale nam było! Wiedziałam, że wakacje w UK będą czymś wspaniałym! Mało tego, spędzałam je z wspaniałym chłopakiem, jakim był Simon! Kiedy nazywał mnie „sweetie”, to nabierałam rumieńców. Był taki słodki!

Nagraliśmy piosenkę! Było to amatorskie, ale ile przy tym było frajdy! Ja śpiewałam, a on grał na basie i wyszedł z tego przyzwoity kawałek! Pomyślałam z nim, że moglibyśmy to nagrać z jego zespołem. Tak – to była dobra myśl...

Zgodzili się! Za trzy dni będziemy wspólnie nagrywać utwór!!!

No i po nagraniach w studiu. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z tego, co wyszło. Mój wokal wypadł dobrze, a chłopaki dali czasu na maxa! Wokalistka – Robert powiedział, że chyba powinni zmienić wokalistkę hihihi...

Wow... chłopcy postanowili wysłać demo z moim głosem to wytwórni! Jestem w szoku...

Teraz czekać tylko na ich odp...

Coraz bardziej przywiązywałam się do Simona... nie mogłam go kochać, ale to co on robił ze mną w łóżku... jeszcze żaden mężczyzna nie robił mi tak naprawdę dobrze...

Miałam nawet taką myśl, by zostać tu na stałe z nim...

Ja i on...? Czy... nam by się udało?

Nazywa mnie ukochaną, cukierkiem i misiem, ale... czy czuje coś więcej jak ja?

Powinnam z nim o tym pogadać... powinnam

Mój strach mnie paraliżuje...

Po tej kolacji z nim stwierdzam, że on jest TYM JEDYNYM na którego tak czekałam. Tak – to z nim chcę spędzić życie. Kocham go... tak... to musi być miłość, bo co innego?!

No... dziś mu to powiem...

Nie... to niemożliwe nie...

Wracam do Polski, tutaj nie nic po mnie chyba...

On mnie zdradził... z inną... co mogłam czuć, kiedy widziałam go w łóżku z inną? Chcę mi się tylko płakać i uciekać... i tak mam wracać... Właśnie spakowałam rzeczy i siedzę z walizką w parku... sama....

Perry – jego kolega; jeden z gitarzystów w Hot Ass był zawiedziony jego zachowaniem i nie spodziewał się tego po nim. Jednak zaczął mnie przekonywać, żebym została albo jeśli mam jechać, to tylko załatwić swoje sprawy i wracać tutaj...

Unikałam Simona tak tylko jak się dało. Tak bardzo mnie zranił...

Mieszkam na razie u Perrego, ponieważ on najbardziej mnie wspiera i pierwszy zaoferował dach nad domem.

Perry jest taki troszkę nieśmiały i skryty z niego romantyk, ale poza tym jest bardzo sympatyczną osobą. Dogaduje się i on chyba jedyny mnie najbardziej rozumie. Jest kochany...

Simon wciąż siedział mi w głowie, a ja z całych sił próbuje sobie wybić go z głowy.

Moje dolegliwości, jakie miałam ostatnio oznaczały to, o czym pomyślałam jako ostatnie i najgorsze... tak – jestem w ciąży w Simonem... gorzej być nie może

Zbliża się mój wyjazd... i dobrze.... chociaż Perry... i ciąża...

Perry odszedł z zespołu – przez Simona. Nie mógł znieść, że jego kumpel zdradził mnie z jakąś laską. To mi chyba zaimponowało

Ohh ta ciąża... muszę to powiedzieć chociaż Perremu... może mnie zrozumie...

Gdy Perry wrócił z pracy, czekałam na niego i starałam się panować nad emocjami...
-Perry... musimy bardzo poważnie pogadać...
-Pewnie!
Zasugerowałam, żebyśmy usiedli na kanapie. Denerwowałam się aż tak, że chwycił moją dłoń i przyjaznym wzrokiem spojrzał na mnie.
-Jestem w ciąży z Simonem. – wypaliłam w końcu.
Wtedy mnie przytulił.
-Szkoda, że nie będzie mieć ojca... – westchnęłam.
-Myślę, że może mieć.
-Na pewno nie Simona.
-Ja mogę być... – powiedział to nieśmiało, jakby się wstydził mojej reakcji.
-Ty... mógłbyś....
-Tak... – przerwał mi.
-Zgoda! – uśmiechnęłam się do niego.
-Naprawdę?! – niedowierzał i miał od razu większe oczy.
-Tak... – czułam, że mam rumieńce na policzku. - Ty nadajesz się na niego idealnie... – podarowałam mu buziaka w usta.
Teraz to on miał rumieńce. Widziałam, że w tej chwili oboje byliśmy szczęśliwi.
Byłam tak pozytywnie zaskoczona, że był w stanie zaakceptować moją ciąże z innym facetem i był w stanie przygotować się do roli ojca. Nie każdy mężczyzna to potrafi.

Wynajął mieszkanie w innej dzielnicy Londynu, bym nie musiała spotykać się z ojcem mojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Tak bardzo się o mnie troszczył...

Musiałam wracać do Polski. Obiecałam mu, że wrócę. Obiecałam, że załatwię swoje sprawy i wracam.

Rodzina ciężko było przełknąć fakt o mojej ciąży, nauce w UK i stałym wyjeździe tam.
-Przecież Ty masz jeszcze liceum dziewczyno... – mówili.
W tej chwili już nie wiem, co robić...

Kiedy to wróciłam z zakupów, w moim domu czekał bardzo niespodziewany gość.
 -Perry! – rzuciłam się mu na szyję, a on oprócz pocałunków wręczył mi kwiaty.
Zastanawiałam się, skąd on się wziął się tu – w Polsce, ale po minie mojego starszego brata wiedziałam już wszystko.
-Kocham cię! – powiedział po polsku Perry. – Zostać moją żoną?
Zgodziłam się.

Mój narzeczony postanowił zamieszkać na pewien czas w Polsce – dopóki nie skończę liceum. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak ja bardzo doceniałam jego poświęcenie.

Musiałam iść do szkoły wieczorowej, ale znalazłam tam kilka w porządku osób i miałam przecież ukochanego i rodzinę.

Brzuszek rósł, a wszyscy dookoła cieszyli się z tego powodu.

Dziękuje moim bliskim wyrządzenie tak hucznych urodzin! Kocham was...

I właśnie kilka dni po nich odeszły mi wody...  

I tak na świecie przywitaliśmy prześliczną dziewczynkę, którą nazwaliśmy Diana, ponieważ oboje jesteśmy zafascynowani postacią ś.p. księżnej Diany. Nazwisko przejęła po swoim prawnym ojcu. 

Teraz byliśmy szczęśliwą trójką.

Było dość trudno na początku. To ciągłe wstawanie w nocy, czyli równa się nieprzespane noce i zajmowanie się takim małym dzieckiem. Po czasie przyzwyczailiśmy się do tej nowej sytuacji w naszym życiu. Nie mogę powiedzieć, że to pokochaliśmy, ale nie moglibyśmy teraz żyć bez tego.

Malutka Diana podrosła przez te kilka miesięcy, ja skończyłam liceum, a Perry pracował jako tłumacz i naprawdę przez ten czas w Polsce nauczył się tego języka bardzo dobrze. Słychać było, że jest obco krajowcem, ale jak na niego to radził sobie super.

Czas wyjeżdżać....

Jednak mnie i Perremu tak dobrze się tu żyło... dlaczego mielibyśmy to wszystko zostawiać?

-Zostajemy! – krzyknął po polsku.

Pobraliśmy się pewnego słonecznego dnia. Wzięliśmy ślub cywilny, ponieważ na ten kościelny jeszcze nie zdecydowaliśmy się i nie wiemy do końca, czy go chcemy.  I tak już jesteśmy małżeństwem z dzieckiem. I dobrze nam. I niech tak będzie.

THE END 

niedziela, 23 stycznia 2011

UK (1)

Kilka miesięcy temu zarejestrowałam się na słynnym portalu społecznościowym – facebook. Na samym początku musiałam się w tym połapać, przyszło mi to szybko i łatwo. Tak samo ze znajomymi. Najpierw byli to sami moi przyjaciele. Z czasem mnie i ja sama zapraszałam obcych ludzi. Byli oni tacy jak ja – byliśmy fanami jednego zespołu i nie wstydziliśmy się o tym pisać. Oni poszukują innych fanów w celu jednym celu i obojętnie z jakiego kraju - chcą nawiązać między światowy kontakt. Ja zaczęłam robić to samo i wciągnęło mnie to.  Zapoznałam sobie fanów z Francji, Chile, Wielkiej Brytanii, Argentyny, Niemiec, Hiszpanii, USA, Rosji, Australii... Mnożyła się ich ilość, a ja byłam zawsze zaczepiana na czacie.

Pewnego dnia dnia przeszukując propozycje znajomych, natrafiłam na profil pewnej, ciekawej osoby. Po jego wyglądzie dostrzegłam, że to też fan tej samej kapeli! Miał czarne, natapirowane włosy, brązowe spojrzenie i czarujący uśmiech oraz miał na imię Simon i urodził się w UK.
Musiałam go mieć w znajomych. Takiej okazji nie wolno przegapić. Kliknęłam „Dodaj do znajomych”.
Teraz tylko czekać...

Wieczorem dostałam powiadomienie, że zaakceptował mnie. Powinnam mu coś napisać. Najpierw przejrzałam, co  wcześniej nie mogłam zobaczyć w jego profilu. Okryłam, że dzieli nas rok różnicy, więc ma on dopiero dziewiętnaście lat. Jest muzykiem – gra w zespole muzycznym „Hot Ass” na basie. Posłucham kilka piosenek i byłam zachwycona. Chłopaki naprawdę fajnie grali. Dobrze, że znam język angielski na bardzo dobrym poziomie – nie mam trudności z komunikacją. Teraz jeszcze większa wzięła ochota na poznanie go. Postanowiłam, że zacznę od małych kroczków.
Skomentowałam jego zdjęcie profilowe. Niemal od razu odpisał i spodobały mu się moje słowa. Jednak, to na razie było jeszcze nic, a ja jakiś nadziei nie robiłam.

Dzień później kiedy to sobie spokojnie siedziałam na facebooku, napisał do mnie na chatcie. Byłam naprawdę miło zaskoczona. Tak nas rozmowa wciągnęła, że ten upływający czas był niewidoczny. Czuliśmy oboje, jakbyśmy się znali od zawsze. Spędziłam ten czas miło. Wiedziałam, że on musi być cool!

Pisaliśmy ze sobą albo codziennie, albo co dwa dni albo co kilka dni – wtedy on nie miał czasu, bo nagrywał z kumplami piosenki. Ja nie narzekałam wcale – sama miałam szkołę; byłam w drugiej klasie liceum, a za dwa miesiące miałam iść na wakacje.

Jeśli chodzi o mnie i muzykę, to piszę wiersze jako teksty piosenek, gram na gitarze i klawiszach. Nie uważam, żebym miała dobry głos, więc nawet o śpiewanie nie myślałam. Dlatego więc ustaliłam z Simonem, że jeśli przyjadę do Londynu, to nagramy coś wspólnie.

Wyjazd do Wielkiej Brytanii stał na razie pod znakiem zapytania. Zobaczymy, jak z kasą i czy ktoś może się ze mną wybierze. Jak na razie chętne są Paula i Olka.

TAK!!! JADĘ DO UK!
Jestem tym faktem bardzo podekscytowana! Dziewczyny jechać nie mogą, bo Paulinie nie starczy funduszy, a Ola może jechać dopiero za dwa miesiąc. Cóż... mam nadzieję, że dam radę.
Simi bardzo się ucieszył, że wreszcie mnie spotka. Wspólnie odliczaliśmy dni do mojego wyjazdu... tylko miesiąc...

TO DZIŚ!!!
 Czas pakować manatki i do samolotu! Nigdy nie latałam... zawsze się tego bałam... ale czas ten strach przełamać... nie mogę przecież zginąć w katastrofie...

Ach... doleciałam...
Cały lot miałam słuchawki i książkę do czytania oraz klapkę na oczy. Pomogło mi, bo nie myślałam o tym, że siedzę w samolocie.
Umówiłam się z Simonem, żeby miał transparent z napisem „Kathy”, to wtedy będzie mi łatwiej go rozpoznać.
Na lotnisku stało kilkanaście osób z różnymi napisami i ja szukałam tego właściwego. Ktoś krzyknął „Kathy”. Odwróciłam się w kierunku głosu i dostrzegłam jak młody, wysoki mężczyzna trzyma transparent nad głową. Podeszłam bliżej i dostrzegłam, że to mój Simi. Nie mogłam się pohamować z emocjami, więc gdy tylko podbiegłam do niego, to rzuciłam tą walizką, a on tym napisem. Bardzo mocno przytuliłam go do siebie. Czułam oprócz cudownych, męskich perfum ciepło jego ciała. On przycisnął swój pod brudek do mojej głowy – taki był wysoki. Miał takie imponujące włosy oraz silne ramiona, które mnie obejmowały. Pocałował mnie w policzek – to się liczyło!
Wypytywał mnie o lot i w ogóle wszystko chyba. Teraz mogłam sprawdzić się ze swoją angielszczyzną – skromnie mówiąc popisywałam się na 6+ .
Szliśmy objęci – jak zakochani. Wydał mi się on jeszcze lepszy niż w internecie. Był słodki, miły, zabawny... czuły... ze zdwojoną siłą.  
Zaprowadził mnie do jego mieszkania – zwykły, skromny domek, typowo angielski. Kuchnia, łazienka, korytarz i sypialnia.
-Ja będę spać na kanapie. – zaproponował mi, kiedy postawiłam walizkę.
-Nie... to twój dom przecież...
-Gość w domu powinien być traktować w domu jak mistrz.
-W Polsce mówi się: „Gość w domu, Bóg w domu”.
-Fajnie! – uśmiechnął się. – A może... pośpimy w jednym łóżku?
Na tą propozycję aż zapiekły mnie policzki. Nie chodzi mu o... nie... ale to tak zabrzmiało...
-Nie wiem czy mogę... – nieśmiało powiedziałam.
-Oczywiście, że możesz kochanie.
Cóż... zastanowiłam się.
-Ok., przynajmniej nie będzie mi zimno. – puściłam oczko, a on się słodko do mnie uśmiechnął.

Zabrał mnie do jak sam stwierdził „najlepszego klubu w Londynie”. Trzymałam go za słowo.
Usiedliśmy przy jakimś stoliku i piliśmy jakiegoś drinka, który mi smakował. 
Najlepsze w tym wszystkim było, że zabrał mnie do takiego miejsca, gdzie leciała sama moja ulubiona muzyka. Zaraz miał przedstawić mnie chłopakom z zespołu...
Przyszli po czasie w towarzystwie swoich dziewczyn lub sami. Sama siebie zaskakiwałam tym, że umiałam już w pierwszych chwilach nawiązać z nimi kontakt. To w Polsce nigdy mi to nie wychodziło, a tutaj tak wszystko mi szło mi łatwiej niż się wydaje.
Przez cały czas byłam wtulona w Simona, a jego ręką spoczywała na moim ramieniu.

Wróciliśmy do jego domu nocą.
W pewnej chwili przyparł mnie do ściany. Zaczął mnie całować namiętnie w usta, następnie w szyje. Zamknęłam oczy i drapałam jego kark, a on mruczał niczym kotek. Nie opierałam się mu ani trochę, pozwalałam mu, żeby zrobił ze mną co tylko zechce.
Po cichu jak jeszcze znałam go tylko przez łączę, to miałam fantazje i sny o nim. Raz było niewinne, a raz bardzo grzeszne. Przyznaję się, że raz... no dobra dwa, że kiedy się spotkamy, to on właśnie zacznie ze mnie tą gierkę. I jak widać, to chyba się to dzieję naprawdę.
Zdjął szybko ze mnie prawie całą górę. Stanik rozpinał mi powoli, a dotyk jego palców na mojej skórze sprawiał, że miałam dreszcze. Moje różowe brodawki i sterczące sutki sprawiły, że miał na policzkach delikatne rumieńce. Delikatnie i powoli polizał jeden, a ja mruknęłam. Zaczął ssać jeden, a raz drugi i oblizywać brodawki.
Położył mnie na łóżku i zabrał się do całowania mojego brzucha. Zdjął mi jeansy. Tak jak w przypadku biustonosza, majtki zdejmował mi powoli. Rzucił je gdzieś za łóżko.
Pieścił językiem, ustami i palcami moją kobiecość. Robił to w taki sposób, że moje ciało ogarniały wstrząsy, a ja się wierciłam i  mięłam pościel oraz wydawałam z siebie dźwięki rozkoszy, jaką mi dawał. Gdy skończył, podniosłam się i rozpinałam mu koszulę. Jego tors był pokryty małymi, ciemnymi włoskami. Pieściłam jego klatkę piersiowo moimi dłońmi i składałam delikatne pocałunki. Równie delikatnie pchnęłam go dłonią na pościel i rozpięłam mu rozporek. Nie zdjęłam spodni, ale wsadziłam swoją rękę w jego majtki. Dotykałam jego męskości dokładnie i przeżywałam każdy dotyk. Czułam w swojej dłoni, jak jego członek budzi się, sztywnieje i główka wychodzi na wierzch. Znów słyszałam jak tak słodko mruczał.
Był już całkiem nagi jak ja. Powoli położyłam się na poduszkę nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. On powoli kładł się na mnie. Gdy był już blisko, ja rozsunęłam nogi, a on wciskał się między nie. Wszedł we mnie zdecydowanie jednym, ale nieszybkim ruchem. Poruszał się we mnie normalnym rytmem, objęłam jego szyję. Jego gorące pocałunki na moich wargach tylko mnie rozpalały. Nie chciałam przerywać tego...
Nie wiem, ile czasu się kochaliśmy... godzinami? Nie ważne – było po prostu cudownie. Kochaliśmy się w różnych pozycjach, w różnym tempie, w różnych stylach... za każdym razem czułam się jak w niebie, a co było jak dostawałam orgazmów...   

wtorek, 18 stycznia 2011

Wakacje (2).

Nie był to nasz ostatni seks. Uprawialiśmy go codziennie w jego mieszkaniu. Skupialiśmy się tylko na sobie. Zapomniałam, że w ogóle przyjechałam tu z przyjaciółkami. One jednak też znalazły sobie kogoś – Ola chodziła ciągle z Dawidem, a Ewka poznała z Paulą bliźniaków, a Magda z Tomkiem zajmowali się sobą. A ja miałam Roberta.

Teraz już wiedziałam, że go pokochałam ze wzajemnością. To nie był żaden blef – połączyło nas najpiękniejsze uczucie na świecie. Sześć lat różnicy nie stanowiło dla nas przeszkody. Tylko... ta pieprzona odległość. On mieszkał tu, a ja w stolicy. Nie mogę się wyprowadzić, bo mam jeszcze siedemnaście lat! Nawet jak będę pełnoletnia, to muszę skończyć liceum, czyli najmarniej za 2 lata dopiero będziemy mieszkać razem. A kto wie, czy on nie znajdzie innej, albo ja innego... nie chciałabym, żeby to coś pięknego między nami umarło.
Im bliżej wyjazdu, tym bliżsi sobie byliśmy.
Ola miała lżej – Dawid mieszkał zdecydowane bliżej jej miasta i będzie mógł ją odwiedzać...
Wypłakałam się z tego powodu na ramieniu Pauliny.
-Może jakoś dobrze będzie... - pocieszała mnie.
-Są telefony, net i listy. - rzuciła Ewka.
Super, że są sposoby na utrzymywanie dalekich kontaktów, ale do szału mnie doprowadza, że nie będę mogła go dotknąć... rozmawiać w cztery oczy... pocałować... nie wspominając o seksie...

Dzień przed wyjazdem postanowiliśmy poświęcić tylko sobie i nikt więcej. Dlatego więc wstaliśmy o poranku, by ten czas płynął nam wolno.
Zaczęło się od wspólnego śniadania.
Poszliśmy się kąpać w morzu.
Pograliśmy w babingtona.
Zjedliśmy wspólnie obiad.
Wybraliśmy się na jednego drinka.
Zjedliśmy kolacje.
Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu.
Poszliśmy do niego...
Kochaliśmy się tam jeszcze bardziej dynamicznie i namiętnie niż poprzednio. Osiągnęliśmy razem jeszcze więcej orgazmów... tak wyrażaliśmy między innymi nasze uczucie poprzez ten równie piękny akt. Znowu odkrywałam jego ciało. Pożądałam dotyku jego dłoni na mym ciele... pocałunków... czułości.. miłości...
I tak cały wieczór i noc spędziliśmy albo w łóżku albo na balkonie. Nie myśleliśmy o następnym dniu...

Stał przy mnie, kiedy przyjaciele pakowali rzeczy to samochodu. Spakowali nawet mnie samą, bo nie chciałam.
Musiałam wsiadać do auta, ale ja nadal stałam naprzeciw niego i patrzyłam mu w jego błękitne ślepia... starałam się nie płakać.
-Kasia, wsiadaj! - krzyknęła z auta Magda.
Niemal to zignorowałam.
-Masz kartkę z moimi kontaktami? - spytał.
Kiwnęłam, że tak.
-Odezwij się, jak dojedziesz.
-Kasia... - dziewczyny się trochę niecierpliwiły, ale mnie rozumiały.
Ewka specjalnie wysiadła i delikatnie od tyłu mnie objęła.
-Kasiu...
Odchodziłam się od niego powoli. Tak samo wsiadłam do samochodu. Przez szybę patrzyliśmy na siebie. Tomek odpalił i ruszyliśmy powoli. Wtedy mnie coś ruszyło i kazałam im się zatrzymać, bo zapomniałam o czymś. Wybiegłam z auta w jego stronę, a on biegł w moją stronę. Gdy się doścignęliśmy, wszelkie hamulce puściły, a ja się rzuciłam na niego z płaczem. Objął mnie bardzo mocno, jakby miał mi żebra złamać. Całowaliśmy się bardzo namiętnie. Odrywając wargi...
-Kocham cię... - jego słowa sprawiły, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
-Ja Ciebie też... - przyciskałam go jeszcze bardziej.
Nie chciałam go puścić. Nie... nie mogę go zostawić. Zabijcie mnie, ja nie chcę wracać.
Auto podjechało do nas.
Otarł moje łzy kciukami.
-Będzie nam kiedyś jak w niebie. - szepnął mi. - Będziemy razem...
Obiecałam sobie i jemu, że będę w to wierzyć.
Posadzono mnie w środku z tyłu. Przejechaliśmy tylko kawałek, a ja znowu wybuchłam płaczem. Wtuliłam się mocno w Paulinę, a Ewa we mnie, a Ola trzymała moją dłoń. Tak bardzo mnie wspierały, a ja ledwo łapałam oddech od tego płaczu.

Odkąd wróciłam do domu, codziennie pisałam z nim na czacie, rozmawiałam przez telefon, wysyłałam smsy, gadałam na skype'ie, pisaliśmy listy...
To prawie mi zastępowało nasze chwile w wakacje... bardzo za nim tęskniłam...

Efekt spędzania z nim nocy wtedy musiał wyjść na wierzch – zaszłam w ciążę. Tak bardzo bałam mu się powiedzieć, że zostanie ojcem... bałam się, że nawet jak to zaakceptuje, bo nie będzie mógł widywać dziecka... a co powie na to rodzina? A przyjaciele? Co z szkołą.
Nie chciałam tego żałować – to był owoc naszej miłości. Ono jest dowodem tego, jak bardzo się kochamy. Nie myślałam więc o aborcji ani razu – dla mnie to morderstwo.
Zastanawiałam się, jaką drogą mu przekazać to. Zdecydowałam, że list... dowie się trochę później. Udawałam przez ten czas, że nic się nie dzieje.
Paulina pierwsza się dowiedziała o ciąży. Ten fakt ją nie dziwił. Zresztą, Olkę, Ewkę i Magdą też. Były przy mnie, kiedy mówiłam to rodzicom. Byli zszokowani, że ich dziecko już współżyło, ale wiadomość, że zostaną dziadkami ich cieszyła. Zatem, miałam wsparcie, więc pomyślałam, że dam radę.

Otrzymał list. Zadzwonił do mnie.
-Jestem taki szczęśliwy kochanie! - nie wyczułam w jego głosie sztuczności. - Dlatego mam dla Ciebie niespodziankę! Jutro dowiesz się jaka.
Byłam podekscytowana – wieść o dzidziusiu go nie przeraziła. Zatem, do szczęścia brakowało mi jego...

Nie odzywał się... jego telefon milczał... nie wchodził na komputer. Czułam, że z nerwów eksploduje. Pomyślałam, że jednak się nie cieszy na wieść o dziecku. To koniec... kto by chciał matkę z dzieckiem...

Napisałam więc list. Pozostało mi czekać na odp.

Ktoś napisał list do mnie, kiedy wróciłam ze szkoły. Zamknęłam się w pokoju, by go przeczytać.
Jego treść spowodowała we mnie histeryczny płacz i niedowierzanie.
Wiedziałam jedno – muszę pojechać na jego pogrzeb...

Robert zginął dzień po naszej ostatniej rozmowie. Zginął jadąc z bukietem róż i czekoladkami do mnie... zginął przez pijanego kierowcę... zginął niewinnie... zginął, choć na to nie zasługiwał...

List napisała jego matka, która chciała mnie poznać, bo byłam ukochaną jego syna. O ciąży nic nie wiedziała, ale on tylko jej powiedział, że wkrótce powie jej coś i to będzie miła niespodzianka. Nie byłam w stanie się uspokoić... jego mama była bardzo dla mnie gościnna i pokazała mi jego pokój – dała mi jego rzeczy. Płakałam...

Płakałam też nad jego grobem i pytałam Boga „Dlaczego?”. Nie rozumiem jego decyzji...

Dziś minęło od tego wydarzenia prawie sześć. Dziś jestem szczęśliwą mężatką – kilka miesięcy temu poślubiłam Pawła. Był moim przyjacielem z liceum. Bardzo mnie wspierał po śmierci Roberta. Wtedy odważył mi się wyznać, że mnie kocha. Byłam tym bardzo zaskoczona. Był początkującym wtedy muzykiem, a moja osoba bardzo go inspirowała w tekstach piosenek. Dziś jest znanym w kraju piosenkarzem, więc zarabia na płytach. Ja udzielałam się w kampaniach przeciw prowadzeniu pojazdu po alkoholu. Liceum skończyłam i studiuje normalnie. A uczucie do Pawła narodziło się z czasem. Potrzebowałam na to trzy lata, a on na to tylko czekał. Razem jesteśmy szczęśliwymi rodzicami ślicznego chłopca o czarnych włosach i niebieskich spojrzeniach po ojcu...


..:THE END:..

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wakacje (1).

Wakacje.
Pojechałam z moimi przyjaciółkami Ewą, Paulą, Olą i Magdą oraz jej chłopakiem Tomkiem nad morze. Bardzo cieszyliśmy się, że spędzi ten dłuższy czas razem. Madzia i Tomuś mogli bez problemu jechać, ale ja i reszta dziewczyn musiałyśmy ubłagać naszych rodziców, bo mamy tylko siedemnaście lat – udało się!

Ja z Ewką, Pauliną i Olką zamieszkałyśmy w jednym domku 4-osobowym, a Magda wynajęła pokój z chłopakiem blisko naszego domku. Już świetnie bawiliśmy się w swoim Towarzystwie.
Któregoś dnia pobytu tutaj, znów wybraliśmy się nad plażę. Ewusia jak zwykle wskakiwała z Paulą do wody i nie chciały wyjść. Tomek wybrał się z naszą przyjaciółką na romantyczny spacer po miasteczku, a ja siedziałam z Olą na plaży. Leżałam pod parasolem z książką i zeszytem w ręku. Jak zwykle powieść inspirowała mnie do rysowania małych pierdół.
Dziewczyny wróciły do nas po wykąpaniu się w morzu. Wygłupiałyśmy się wszystkie jak zwykle.
Po czasie zaproponowałam, że pójdę kupić nam żarełko. Morskie laski chciały lody, a my z Olą gofry – z tym, że ona chciała z bitą śmietaną, kiedy to ja wole bez niczego – zero dodatków.
Wzięłam nasze wspólne pieniądze i poszłam do tej cukierni w tym miasteczku. Dobrze, że w środku mieli klimatyzację, bo na dworze można zdechnąć od tego słońca. Była mała kolejka, więc szybko pójdzie. I wtedy właśnie dostrzegłam go... stał na kasie. Był idealny – miał czarne, tapirowane włosy. Zawsze marzyłam, by mój chłopak miał tapir. Miałam dwóch chłopaków – pierwszy był żałosnym dupkiem i oszustem, a z drugim za dużo nas różniło, ale to z nim straciłam cnotę (i trochę tego żałuje...). Ale żaden nie miał tapira o którym tak marzyłam. Wyobrażałam sobie, że swoimi palcami pieszczę to...
Wracając do tego kolesia przy kasie – wyglądał mi na dwadzieścia trzy lat. Jego oczy... były niebieskie... brunet o niebieskich oczach i tapirze – mój ideał mężczyzny.
Chociaż schudłam, to nie uważałam się za piękność – nie lubiłam patrzeć na siebie i byłam przekonana, że nikt mnie nie zechce.
Gdy zaczął mnie obsługiwać, posłał mi serdeczny uśmiech, więc to odwzajemniłam. Powiedziałam, co chce, a on zaczął to chyba notować na serwetce(?). Dałam kasę, on podał mi żarełko dla ekipy na talerzu plastikowym i lody do ręki. Znowu się uśmiechnął. Był taki uprzejmy i śliczny... w mojej głowie pojawiały się fantazje na jego temat...
Czy mogłoby być coś z tego? Nigdy nie wierzyłam w wakacyjne miłostki, dlatego odrzucałam od siebie myśl, że ja i on... razem. Ale on nie chciał się wyprowadzić z mojego umysłu.
Wróciłam na plaże i dałam dziewczętom to, co chciały. Przez moją nieobecność, Olka poznała Dawida. Widać było, że coś między nimi zaiskrzyło.
Gdy wyjęłam serwetkę do gofra, zobaczyłam, że są na niej słowa.
„Cześć! :) Zadzwonisz do mnie?
(numer)
Pozdrawiam, Robert”.
To była ta serwetka, na której on pisał! I ma na imię Robert.... ahhh Robert. Od tej pory to imię dźwięczało w moim umyśle.

Poszłam do domku drewnianego i wykręciłam numer, który mi podał. Oby odebrał.
-Tak? - poznałam, że to był jego głos.
-Cześć Robert...
-To Ty! Dzięki, że zadzwoniłaś...
W ten sposób trochę pogadaliśmy przez telefon, ale umówiliśmy się dziś wieczorem nad plażę.
Przyszedł ubrany w białą koszulę i krótkie jeansy. Ja ubrałam fioletową tunikę z krótkimi ramionami. Szliśmy za ręce wzdłuż brzegu morza. Było to bardzo romantyczne. Albo szliśmy rozmawiając albo w ciszy wsłuchując się w szum fal.
Zaprosił mnie na lody. Ja oczywiście zamówiłam moje ulubione smaki – śmietankowy, czekoladowy i straciatela. Wybrał to samo. Uwielbiał żartować przy mnie, więc nie mogłam powstrzymać śmiechu. W pewnym momencie nie wiem jak to zrobiłam, ale wybuchłam śmiechem poruszając się i ubrudziłam nos tym smakołykiem. Jeszcze bardziej się z tego śmialiśmy.
- Poczekaj, wytrę Ci to.
Myślałam, że będzie chciał mi to wytrzeć chusteczką. Przybliżył się do mnie i ustami pozbył się straciateli na mojej twarzy. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja jakoś tak po prostu go objęłam. Delikatnie mnie pocałował w usta. Całowaliśmy się bez języka – czule i nie szybko. Obojgu nam było przyjemnie.
Gdy odprowadził mnie pod mój domek drewniany, pocałował mnie tak samo. Byłam wniebowzięta.

Spotykaliśmy się codziennie po jego pracy – przyjechał tutaj zarobić trochę pieniędzy i liczył, że spotka go coś miłego. Mówiąc to ostatnie posłał mi znaczący uśmiech. Siedzieliśmy razem objęci i nic nie mówiliśmy mówić – my się rozumieliśmy bez słów.
Czy... to miłość? Nie wiem... jakby nie patrzeć, to wszystkie objawy się zgadzają, a zauroczenie z miłością łatwo pomylić. Dlatego zostańmy przy tym, że to zauroczenie – takie poważne.

Któregoś dnia umówiliśmy się nocą na plażę – wtedy nie ma nikogo, a niebo jest pełne gwiazd. Miał być też dziś księżyc w pełni.
Spacerowaliśmy oczywiście wzdłuż brzegu. Potem położyliśmy się na plaży, na piasku. Pokazywaliśmy sobie gwiazdy i jak zwykle śmiechu nie brakowało. Odwróciłyśmy twarze do siebie i tak patrzyliśmy na siebie. Położyłam się na nim i całował jego ciepłe wargi. Oderwałam się od niego i usiadłam, a on obok mnie. Objęłam jego szyję, a on moją talię całując się namiętnie.
Nagle jego koszulka zaczęła mi przeszkadzać. Zdjęłam ją z niego. Choć było ciemno, to jego nagi tors widziałam dobrze. Miał na nim małe, delikatne włoski. Teraz jemu przeszkadzała moja tunika. Gdy ja jemu rozpinałam spodnie, on zdejmował mi tunikę. Wstałam i sama zdjęłam majtki i rzuciłam obok niego. On zrobił to samo ze swoimi bokserkami. Gdy się podniósł i chciał mnie objąć, uciekłam ze śmiechem.
-Złap mnie!
Pobiegłam w stronę morza, a on za mną. Złapał mnie i upadliśmy w wodzie. Leżał na mnie. Księżyc i gwiazdy oświetlały jego twarz. Dostrzegłam to jego głębokie spojrzenie. Chcieliśmy tego. Rozchyliłam bardziej nogi, a on wszedł we mnie. Fale uderzały w nas, ale to był tylko kolory akcencik w tym akcie. Cały czas nie odrywaliśmy ust i co jakiś czas obracaliśmy się o 180 stopni.
On głośno wzdychał, a ja jęczałam z rozkoszy. Na kochanka nadaje się idealnie.
Nie wiem, ile czasu spędziliśmy w tej wodzie. Czuliśmy, że już dłużej siedzieć nie możemy.

Ubraliśmy na siebie ciuchy i poszliśmy do jego mieszkania. Tam znów się rozebraliśmy do naga i wskoczyliśmy do łóżka. Najpierw zrobiliśmy to, czego nie było na plaży.
Dotykałam skóry jego penisa, główki i jąder. Całowałam je i lizałam, a on wzdychał i mruczał. Ponieważ mam duży biust, to wsadziłam go między piersi i wykonywałam ruchy, w górę i w dół. Jego nasienie trysnęło mi na biust i szyje.
Tak wypieścił mi moją kobiecość, że dostałam orgazmu. Jego język oblizał mi tam wszystko i do tej gry weszły jeszcze jego palce.
Usiadł, a ja na nim. Objął moje plecy, a ja jego kark. Poruszał się we mnie zdecydowanie, ale nie było to ostre ani nieprzyjemne – było nam nieziemsko.
Całował mnie bardzo namiętnie. Czułam go w sobie tak dobrze, każdy ruch przeżywałam tak samo.
Tak się kochaliśmy, że byliśmy od tego mokrzy jakbyśmy wyszli dopiero z wody.
Seks, jak to zwykle bywa – zakończył się wytryskiem na moje ciało.
Wzięliśmy jeszcze szybki prysznic.
Byliśmy po tym zmęczeni, więc gdy tylko się położyliśmy się, zasnęliśmy...

Rano obudził nas mój telefon komórkowy - moje siostry martwiły się o mnie.
Nie wspomniałam im o wspólnej nocy z Robertem, ale one chyba wszystkiego się same domyśliły...

Motel.

Och tak... koncert był mega zajebisty! Mój ulubiony zespół na żywo... coś pięknego! I te chwile z nim... nie... nie z moim idolem... tylko z nim – Szymkiem...
Była już późna noc, więc zatrzymaliśmy się w motelu – bo taniej. Wydaliśmy całą nasze resztki kasy na pokój na dobę. Nie był to nie wiadomo jaki luksus, ale dało się tu spać, umyć itd.
Gdy wyszłam z łazienki umyta i okryta tylko w ręczniku, zobaczyłam, że siedział na łóżku BEZ KOSZULKI w samych spodniach. Jego obnażony tors, na którym były małe, czarne włoski przyprawił mnie o przyjemny, ciepły dreszcz. Był taki seksowny...
A przede wszystkim ten jego tapir na głowie... wyglądał... majestatycznie! Uwielbiałam bawić się nim swoimi palcami, a on na to pozwalał. Tak mi dobrze jest w jego obecności. Kiedy mnie przytula, to czuję się spokojniejsza i bezpieczniejsza. Jego ciepła skóra ocieplała moje zimne ciało. Kiedy całował mnie w policzek, czułam się szczęśliwsza. Nic mi nie było potrzebne do szczęścia – tylko Ja i On...
-Nie widziałeś mojej piżamy? - spytałam go, bo przecież po to wyszłam z WC.
-Nie... - odpowiedział.
Wzięłam moją walizkę i zaczęłam przebierać w ciuchach. Byłam pochylona, więc mój tyłek był wypięty w jego stronę. Czułam jego spojrzenie na tej części mojego ciała. Tak jakoś samo ze mnie chciało, bym tak się przed nim zachowywała. Miałam nawet ochotę rozebrać się przed nim i być w jego ramionach, a on we mnie...
-Chyba nie wzięłam...
Wyprostowałam się i odwróciłam i uderzyłam o niego. Był tak blisko mnie... czułam jego oddech..
Poczułam, że mój ręcznik się poluzował i jeden ruch spowoduje, że zleci ze mnie. Dostrzegłam, że rzucił spojrzenie na mój dekolt, który sam chciał się pokazać. I znowu spojrzał na mnie.
-Czy... naprawdę Ci potrzebna piżama? - spytał mnie.
To pytanie mnie zatkało. Nic nie odpowiedziałam, ale nie odwracałam wzroku.
Palcem delikatnie pociągnął do siebie mój ręcznik. I tak zostałam pozbawiona wszystkiego, co mnie okrywało. Po raz pierwszy ktoś obcy widział moje nagie ciało, lecz ja chciałabym, by był to właśnie Szymek. Ile to razy fantazjowałam o nim i w nocy w łóżku moje paluszki wędrowały niżej niż brzuch...
Pochylił głowę i pocałował mój dekolt. Teraz coraz bardziej go całował. Zajął się moimi sutkami, które odkąd zobaczyłam go półnagiego sterczały na baczność. Zaczął ssać jeden i delikatnie do przygryzać. To samo robił z drugim. To mnie tylko pobudzało.
Gdy on lizał, całował i gryzł moją szyję, to zdejmowałam jego spodnie zaczynając od paska poprzez rozporek aż ściągnęłam je z bielizną. Moim oczom ukazał się jego wielki penis i to w zwodzie. Ten widok wywołał szaleństwo w moim głowie. Niemal od razu zabrałam się pieszczenia jego członka. Polizałam główkę, a dłonią sobie pomagałam wykonując ruchy na prąciu. Słyszałam jak mruczał – zupełnie jak kot. A teraz pochłonęłam go całego ustami, a palce pieściły jego jądra. Teraz jęczał i mruczał jednocześnie, lecz ja dostrzegłam tą minkę – było mu dobrze. Mnie też.
Gdy był coraz głośno, oboje wiedzieliśmy jedno – TO zaraz nastąpi.
W końcu jego nasienie eksplodowało i trysnęło na moje piersi, pod brudek i usta. Oblizałam to, a spermę na dekolcie zmasowałam w skórę. Za tak dobre feliato dostałam namiętnego całusa.
Położyłam się na plecach, a on ustami pieścił moje ciało zaczynając od ust, poprzez szyję, piersi, brzuch, aż zszedł TAM...
Czułam, że moja pochwa jest wilgotna i czeka na jego język.
„Boże, zrób mi to” - myślałam, gdy jego wargi była tam blisko.
Poczułam, jak liże moją łechtaczkę.
-Oooo bożeeeee! - jęknęłam głośno.
Moją waginę potraktował jak lizaka – lizał ją i jakby końca nie widać. Czułam się nieziemsko, a nadchodzący orgazm niemal mnie paraliżował. Moje ciało drżało, a ja jęczałam z rozkoszy. Nie chciałam, by przerywał.
Doprowadził do tego, że moje soki wypłynęły, a on je tak wzorowo zlizał.
A i jeszcze jedna kwestia – jestem DZIEWICĄ.
Nigdy nie kochałam się z mężczyzną, choć się od 3 lat masturbuje, oglądałam pornosy, filmy erotyczne, miałam sny i fantazje oraz wizje. Marzyłam, żeby to był właśnie ON – Szymon...
Na chwilę odszedł ode mnie i pobuszował w kieszeniach od spodni. Wyjął zapakowaną prezerwatywę.
-Na pewno tego chcesz? - spytał mnie tak czule.
Kiwnęłam głową, że chcę.
Założył ją i położył się na mnie. Dał mi buziaka i szepnął mi do ucha, że mnie kocha. Było mi naprawdę miło... tym bardziej, że też go kocham i to mu właśnie powiedziałam po tym. Uśmiechnął się do mnie pokazując białe zęby. Ahh...
Nagle poczułam, jak coś wdarło się do mojej waginy. Nie bolało mnie, ale poszczypało trochę. Coś chyba wypłynęło mi z środka... to krew! Pomyślałam „ups” i myślałam, że on się przejmie, czy coś w tym stylu, ale on nic! Jemu to w ogóle nie przeszkadzało.
Był ostrożny i delikatny, a ja go tak dobrze czułam. Czułam się, jakby ktoś zapychał moją pochwę tak, by nic do niej nie wlazło. Jego męskość była taka twarda, długa i gruba... jego jądra uderzały w moje ciało... Przyśpieszył... każdy jego ruch... gdy ocierał nim o moją kobiecość, to dostawałam tak silnych skurczów tam, że ja nie jęczałam – to był krzyk, który miał być jękiem. Z tym, że to było cholernie przyjemne i podniecające.
Zamieniliśmy się miejscami – to teraz on leżał, a ja byłam na górze.
Usiadłam na jego penisie i poruszałam się na nim w górę i dół. Pomagał mi trzymając moje biodra i nadawał im ruch. Moje dłonie pieściły jego sutki, a on razem ze mną wzdychał. Do czasu, kiedy to ja zaczęłam czuć silniejsze podniecenie. Pulsowało mi tam w środku – to było cudowne uczucie.
Odwróciłam się teraz plecami do jego twarzy. Złapał całymi dłońmi moich piersi, a jego członek wszedł we mnie cały. Był szybszy niż we wcześniejszych pozycjach. Jego ruchy były gwałtowne i zdecydowane, ale to mi się podobało. Mój spot spływał po mnie aż na jego ciało. Miałam bardzo lepkie dłonie.
-Och Szymon. Ooooooch.... oooooch.... Szymon... - jęczałam.
I gdy kochaliśmy się w pozycji na pieska, tak właśnie wręcz krzyczałam nieprzytomnie jego imię.
Czułam, że mój szczyt zaraz zostanie osiągnięty. Czułam, że w jego przypadku będzie tak samo.
Głośny wydał z siebie dźwięk rozkoszy i szybko zrzucił prezerwatywę. Dłonią ruszał swoim prąciem, a ja nakierowałam je na mój biust. Wtedy jego nasienie ponownie trysnęło na moje ciało, a ja wtarłam w siebie.
Usiedliśmy na łóżku i dłonią pieszcząc nasze narządy namiętnie się całowaliśmy.
-Było zarąbiście... - wyszeptałam mu.
-Tak... - odpowiedział szeptem i pocałował mój policzek. - Idziesz się myć?
Twierdząco kiwnęłam głową.
Wzięliśmy szybki prysznic wspólnie. Ocierał się swoją męskością o moje ciało, ale nie uprawialiśmy już seksu. Tylko dlatego, że nie mieliśmy już gumki. Gdyby była, znowu byśmy to powtórzyli.
Czyści położyliśmy się nadzy do łóżka. Położyłam się na jego klatce piersiowej i palcem wodziłam po niej. Wiedziałam, że to lubi, zresztą się uśmiechał z zamkniętymi oczami i splótł palce za głową. Przestałam już go dotykać, bo oczy już same mi się zamykały. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Zasnęliśmy uśmiechnięciu i zrelaksowani po udanym seksie...

The Cure - Hanging Garden.



Creatures kissing in the rain
Shapeless in the dark again
In the hanging garden
Please don't speak
In the hanging garden
No one sleeps


Catching haloes on the moon

Gives my hands the shapes of angels
In the heat of the night
The animals scream
In the heat of the night
Walking into a dream...

Fall fall fall fall

Into the walls
Jump jump out of time
Fall fall fall fall
Out of the sky
Cover my face as the animals cry
In the hanging garden

Creatures kissing in the rain

Shapeless in the dark again
In a hanging garden
Change the past
In a hanging garden
Wearing furs and masks...

Fall fall fall fall

Into the walls
Jump jump out of time
Fall fall fall fall
Out of the sky
Cover my face as the animals die
In the hanging garden

In the hanging garden...

Wstęp.

Jestem autorką opowiadania Prypeć Wg Robertów . Postanowiłam, że od czasu będę publikować tu swoje tak zwane "jednopartówki", które są odzwierciedleniem moich fantazji i wizji oraz snów jakich miewam...
Enjoy.

PS: Tytuł i adres bloga odnoszą się do piosenki "Hanging Garden" zespołu, który kocham - The Cure (stąd na końcu "tc").