CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

wtorek, 31 maja 2011

Glitch City 2 (2)

Lepili się do siebie, nie odstępowali na krok, Damon nie potrafił puścić jej dłoni albo puścić z objęć. Jego uczucia do niej nie zmieniły się wcale, wciąż ją kochał, dlatego nie potrafił się związać z inną kobietą. Nie całował jej w usta, ponieważ nie wiedział, czy kogoś ma. Jednak miłość ukrywała to i dla niego liczyła się już tylko ona. Faith poczuła jakby ją prąd kopnął, serce biło jej wciąż tak mocno i wtulała się tak w niego, jakby nie mogła się nim nacieszyć. Chcieli przez chwilę pobyć sami, więc wyszli na balkon. Tam rzuciła się w jego ramiona i szeptała jego imię.
-Tak mi Ciebie brakowało. - powiedziała.
-Też za Tobą tęskniłem.
Spojrzeli sobie w oczy, jak zahipnotyzowani.
-Pocałuj mnie, Damon.
Chwycił jej twarz w swoje dłonie i pocałował, najpierw delikatnie musnął wargi, a potem wsunął swój język, który rozpoczął zabawę z jej językiem. Sami nie wiedzieli, dlaczego tak się na siebie rzucali, jak wygłodniałe stworzenia. Ta tęsknota zadziałała na nich oboje. Teraz potrzebowali tylko siebie.
-Nigdy... nie mogłem o Tobie zapomnieć... wiedz, że cię kocham. - pocałował ją ponownie.
-Damon... ja Ciebie... zawsze kochałam... tylko... wtedy, a... teraz... teraz.... jesteś moim... jedynym... którego kocham... - między słowami się całowali.
Po wszystkich tego typu czułościach, przyszedł czas na poważniejszą rozmowę.
-Zoey to córka twoja i...
-Tak..
Skinął ze zrozumieniem.
-Jest bardzo do niego podobna. Ale usta to ma twoje, zdecydowanie. Na pewno szczęściarzem będzie ten, który je pocałuje. - mrugnął okiem.
-Jest moim oczkiem w głowie. - uśmiechnęła się. - Dziękuje Bogu za nią, nie wiem co bym bez niej zrobiła.
-A... co się działo potem? To znaczy jak przyjechałaś tam?
-Zaczęłam chodzić do szkoły wieczorowej, dla młodych matek też jest tam miejsce. Na szczęście miałam się z kim zaprzyjaźnić. Jako jedyna byłam samotną ciężarną, bo wszystkie dziewczyny chłopcy rzucili albo zgwałcili. Tam poznałam Grahama – on nie zdał kilka razy ,to go wywali ze starej szkoły i zaczął się ze mną uczyć. Związali się ze sobą na jakiś czas... potem on zaczął zdradzać, a ja nie byłam pewna... W zasadzie, nigdy go nie kochałam, ale bardzo potrzebowałam mężczyzny. Potrzebowałam dotyku męskich ramion, pocałunków... i... - pomyślała o tym, że nie raz poszła z Grahamem do łóżka, ale to zatrzymała dla siebie. - i różnie to wyglądało... Ostatecznie się rozstaliśmy, ale nadal utrzymujemy kontakt. On i ciotka byli przeciwni, by tu przyjeżdżać. Przyjechałam, bo poczułam się gotowa i... ponieważ skończyłam wieczorówkę, to poszłam na studia aktorskie... teraz gram w teatrze, głównie musicale, ale nie tylko.
-Gratuluje!
-Dziękuje. - uśmiechnęła się do niego tak słodko, że się w nią wtulił.
-Po twoim odjeździe nie miałem czego tu szukać. - mówił. - Założyłem firmę z kumplem, kupiłem sobie mieszkanie, ładne, idealnie dla mnie. Mam nadzieje, że dasz się zaprosić.
-Chętnie.
-Wiesz... miałem kilka dziewczyn, z każdą z nich się całowałem, tuliłem, uprawiałem seks... ale co z tego, jak ich nie kochałem, choć się starałem. Nie myślałem o nich, tylko cały czas o Tobie. Nie przeszło mi to...
Przytuliła go.
-Ale chyba teraz się odnaleźliśmy, prawda?
Znów poraził ją swoimi błękitnymi spojrzeniami.
-Chcesz, byśmy byli razem? - spytał.
-Bardzo... potrzebuje cię w moim życiu i Zoey.
-A ja potrzebuje was.
Rozmowę zakończyli buziakiem i wrócili do babci i jej córeczki.

A przy stole i na kanapie siedzieli trzymając się za ręce i wymieniali między sobą znaczące spojrzenia. Oczywiście Zoey wpychała się między nimi, więc Damon brał ją na kolana. Mała naprawdę go polubiła. Co prawda każdego obcego dziewczynka pokochała, ale w kierunku Damona jakoś tak szczególnie, jakby go pokochała, jak jej mama.
Mało tego okazało się, że Damon będzie tu nocował jedną noc! Faith aż się gorąco zrobiło na myśl o tym. Tylko... jeśli miałoby dojść do czegoś... a raczej prędzej czy później dojdzie... to czy mogli by się kochać, skoro za ścianą będzie spać córka i babcia?
On leżał już w łóżku i czytał jakiś magazyn, gdy ona myła się. Gdy wyszła z łazienki ubrana tylko w niebieską koszulę nocną (niebieski to jej ulubiony kolor), rzucił gazetę na bok, oczy wlepił najpierw jej twarz, a potem w ciało, które sukienka delikatnie oplatała uwidoczniając jej kobiece krągłości. Odkrył kołdrę, zdjęła klapki i położyła się przy nim. Jego ciało było tak rozgrzane, tylko czekało na jej ciało, które chciał ogrzać. Słysząc, że nie tylko oni śpią, pozwolili sobie tylko na pieszczoty – całowali wzajemnie swoje ciała, każde zakamarek ciała. A gdy już reszta spała, leżąc na nim zdjęła powoli z siebie koszulę. Po raz pierwszy oglądał ją nagą. Była taka, jak sobie wyobrażał – piękne, duże piersi, które tylko czekały na dotyk jego dłoni. Cały urok jej figury klepsydry – mimo że kilka lat temu była w ciąży, to miała idealne ciało, by nie powiedzieć, że było jeszcze doskonalsze niż przed porodem. Tak - to go podniecało. Nie czekał więc i zsunął z siebie swoje czarne bokserki. Zachwycała się jego nagim torsem, owłosionym, ale męskim. Nie mogli już dłużej czekać na ten moment, już wcześniej sobie to wyobrażali. Poczuła jego męskość między udami. Błądziła rękoma po jego klatce piersiowej, on pieścił jej biust. Im szybciej poruszali się, tym bardziej czuła, jakby unosiła się by dolecieć do najwyższego szczytu. Szeptała nieprzytomnie już jakieś słowa, powtarzała jego imię. Krople jej potu spływały na jego ciało, a jego członek pulsował i pulsował, co dawało mu tak wspaniałe uczucie, że im bardziej to czuł, tym bardziej chciał, by nic tego nie przerwało. Wydobyła z siebie głośny jęk, on z nią również. Moment kulminacyjny nadszedł i dobiegł końca. Przez chwilę pomyślała, że mała się obudzi, ale potem zapomniała o niej i znów tylko Damon chodził jej po głowie. Dotykała jego włosów, to pleców, to klaty. Całowała rozgrzane do granic jego wargi, liżąc jego mocno wilgotny język. Poczuła, że jego dłonie od szyi schodziły coraz niżej, aż zatrzymały się na jej pośladkach. Schwycił je mocno i posadził ją tak, że znów poczuła go w sobie. Nie, na jednym stosunku nie mogło się skończyć, ta noc należała do nich. Ponownie doprowadził ją do paraliżującego orgazmu, a pościel była całkowicie zmięta i wilgotna.
Ile razy się kochali tej nocy, nie ważne – liczyła się ich miłość, którą po raz pierwszy fizycznie wyrazili. A zrobili to tak, że potem już tylko leżeli wyczerpani, ona z głową na jego torsie. Głaskał jeszcze ją po włosach albo po ramieniu. Czuła wyraźnie jego obecność, dawno nie czuła się tak bezpiecznie. Ziewała z nim jeszcze kilka razy, następnie ogarnęła ich senność i światło księżyca utuliło ich do snu. Było i tak, jakby nigdy nie mieli się rozstawać.

Rankiem obudziło ich pukanie do drzwi i wejście pewnej osoby. Była to jej matka z śniadaniem dla nich dwojga. Nie przeszkadzało jej, że byli pod kołdrą nadzy i przede wszystkim razem. Ba, po tym jej charakterystycznym uśmieszku można była dostrzec, że była z tego zadowolona. A może o to jej chodziło? Kto wie, czy to nie był tajny plan pani Coleman.
Podziękowali jej za ten miły gest, a ona znów z tym uśmiechem opuściła pokój. Wtedy spojrzeli sobie w oczy, znów nie mogła nacieszyć się jego błękitnymi spojrzeniami. Musnęła jego wargi, na dzień dobry. Ogarniała ją wielka radość, wreszcie kolejne pozytywne wydarzenie w jej życiu. Już nawet nie pamiętała, kiedy to wstała taka wypoczęta i zrelaksowana. A przede wszystkim była zakochana ze wzajemnością. Teraz była już pewna – był jej zawsze przeznaczony, lecz los chciał najpierw, by przeszli pewną trasę z pułapkami, by w końcu dotrzeć do siebie i połączyć się, już na zawsze. Wyobrażała sobie nawet, że gdyby wzięła z nim ślub (a bardzo chce, by tak było!), to by poszłaby w sukni ślubnej podobnej do takiej, jaką miała Grace Kelly. Po urodzeniu Zoey zapragnęła mieć dzieci i Damon jest idealnym kandydatem na ojca. Już sam fakt, że mała go uwielbia, a on ją tylko przekonuję ją, że powinna być z nim.
Babcia była zajęta słuchaniem radia i czytaniem tabloidu, więc Damon i Faith na paluszkach udali się do łazienki, by wziąć wspólny prysznic. Nie odbyło się bez wszelkiego rodzaju pieszczot + woda, która tylko podsycała ich wzajemne pragnienie.
Ubrani, odświeżeni oznajmili jej mamie, że chcą pojechać do jego mieszkania i czy by nie przypilnowała na czas ich nieobecności Zoey. Mamusia klasnęła w dłonie i odpowiedziała, że bardzo chętnie pokaże wnuczce miasto. Widząc entuzjazm pani Coleman, nic już dalej nie mówili, tylko patrząc sobie w oczy opuścili mieszkanie. Przespacerowali się kawałek po mieście, po czym złapali busa, a następnie wsiedli do pociągu. Dojechali do Blur City – to tu mieszkał. Wsiedl itylko do busa i już byli na miejscu. Mieszkał w blokach w centrum miasta, to nie było to co w Glitch City, gdzie tynk odpadał – tutaj z zewnątrz wszystko się piękne prezentowało. Klatka schodowa była zadbana, była również winda. Wsiedli do niej, zamiast iść schodami, po prostu woleli być szybciej w mieszkaniu. I faktycznie się tak stało, bo od razu weszli do środka. Była tu przestrzeń, było nowocześnie, były tu nowe meble, było tu tak czysto, widać, że zda o mieszkanie. Po rozejrzeniu się po pokojach, przytuliła się do niego, po prostu się tylko przytuliła. Nagle jego dłoń powędrowała w stronę jej bluzki, ona już zdejmowała z niego koszulę. Chwilę potem znaleźli się w jego łóżku, gdzie ich ciała stały się jednością, nie było między nimi granic, byli siebie tak blisko. Tym razem nie musieli się martwić, że kogoś obudzą - byli przecież sami, sąsiadów też nie było, więc nie hamowała się przed swoimi jękami rozkoszy, a on całując jej ciało mówił co chwilę jej imię i że ją kocha. To było wiadome, ale ona mogła to słyszeć w nieskończoność. Założyła się, że nigdy w życiu to by się jej nie znudziło. Przecież też go kochała, a on uwielbiał, gdy mówiła mu czułe słówka. Rozkoszowali się tym, że wspólnie na nowo poznają świat erotyki.
Po seksie ubrał się w szlafrok, a drugi taki sam wręczył jej. Wyglądały uroczo – były niebieskie i miały wzorek z wesołymi chmurkami. Zaparzył im herbaty. Ta miło było wypić coś ciepłego i porozmawiać.
-To może się tu wprowadzisz z Zoey? - zaproponował.
-Ja... ona?
-Tak, bardzo chciałbym być z wami... - jego ramiona objęły ją.
-Ja też... ale nie wiem jak ona zareaguje... i ogólnie ciotka...
-Rozumiem... wiesz, że cię nie zmuszam.. ale nie chcę cię drugi raz stracić.
Dotknęła jego policzka, miał delikatny zarost, ale wyglądał wciąż tak samo seksownie. Pocałowali się.
-Nie stracisz mnie... już nigdy mnie nie stracisz... już nic nas nie rozdzieli...
-Więc....
-Więc?
-Może pobierzemy się? Czekałem... czekaliśmy znaczy 4 lata... jestem na to już gotowy.
-Oh, wyczytałeś mi to z myśli!
-Byśmy się pobrali, zajęli się Zoey, pracowali też tak, by mieć dla siebie czas... a potem może byśmy się swoich dzieci doczekali? Fajnie by było... pan i pani Braldey... i Bradleye juniorki...
-Hihi, jesteś kochany! - dostał buziaka w policzek. - Naprawdę wizja ślubu cię nie przeraża?
-A czemu ma mnie przerażać? To normalne, że ludzie biorą ślub, bo się kochają. A ja kocham Ciebie... i... nie mam pierścionka...
-Nie potrzeba... wystarczy zwykły gest... - znów ich wargi się spotkały. - Pierścionek można kiedyś kupić... teraz to nie jest najważniejsze... my jesteśmy najważniejsi.
Dalej tuląc się i całując rozmawiali o swojej przyszłości. Można by pomyśleć – jeden dzień i już oświadczyny? I to bez pierścionka? A jednak. Z tym, że on czekał na to dobre 4 lata. A pierścionek... czemu by nie iść właśnie teraz po niego?
Wybrali się więc do jubilera, tamten był nawet zaskoczony, że razem wybierają pierścionek, ale tego nie komentował, tylko im doradzał. Było go stać na ten średnio drogi, z małym świecącym brylantem. Z zakupem wybrali się parku, było tam mostek nad malutką rzeczką. Tam stanęli, on uklęknął i wyznał jej to, co jej powiedział wcześniej. Z dumą założył jej pierścionek na palec, a ona z dumą podziwiała ozdobę i symbol jednocześnie. Uśmiechnięci, objęci ze sobą, szli blisko siebie, stawiając identyczne kroki. Teraz wszystko było takie piękne, świat miał barwy tęczy.
-I wanna know what love is
I want you to show me
I wanna feel what love is
I know you can show me.. - zanuciła cicho do samej siebie, jednak on to usłyszał i pocałował ją w czoło.
-I'll give you all my loving to you.. - dodał na koniec i dalej szli współobjęci ze sobą.

sobota, 28 maja 2011

Glitch City 2 (1)

-Jesteś pewna? - spytała po raz kolejny ją ciotka Stefania, dziwiąc się jej decyzji.
Młoda kobieta w niebieskiej sukience postawiła walizkę na ziemi, a mała czarnoskóra dziewczynka kręciła się wokół jej nóg.
-Tak ciociu, jestem już na to gotowa. - odpowiedziała.
Ciotka tylko pokręciła głową.
-Chcesz zgłupieć tam do reszty? Mam Ci przypominać, dlaczego tu przyjechałaś?
-Dojrzałam do tego, by tam pojechać. Poza tym, Zoey powinna zobaczyć się z babcią i pradziadkiem.
Ciocia Stefania już nie mówiła.
-Dobra, jak sobie chcesz, Faith.

Faith Coleman przyjechała do swojej cioci i wujka prawie 5 lat temu jako zdołowana, przestraszona nastolatka w ciąży. Tutaj jednak, w spokojnej miejscowości zapomniała już o smutku, chodziła normalnie do szkoły. Urodziła zdrową, śliczną córkę, którą nazwała Zoey, po cioci dziewczynki. Co prawda w szpitalu pielęgniarki były zaskoczone, że urodziła czarnoskórą dziewczynę (chociaż jej skóra była i tak dość jasna, można by rzec, że po prostu się porządnie opaliła), ale nic nie mówiły. Potem ciocia Stefania wyjaśniła, że ojcem dziecka był czarnoskóry mężczyzna, który zginął w tragicznych okolicznościach. Zoey odziedziczyła po nim niemal wszystko – oczy, nos, kolor włosów... tylko usta miała po mamie. To była i tak żeńska miniaturka Michaela – ojca dziecka. Faith tęskniła za nim bardzo, codziennie modliła się do Boga, by opiekował się nim i nią. Tęskniła za Glitch City. Jednak potrzebowała lat, by jej dusza wyzdrowiała i odważyła się pojechać. Teraz nadszedł ten czas. To się nie spodobało ciotce, natomiast wujek był za. Przeciw również był Graham – jej były chłopak, poznała go w szkole tutaj, zostali parą potem, lecz on miał słabość do dziewczyn, więc wielokrotnie ją zdradzał. Dwa razy dała mu szanse, których nie wykorzystał. Po rozstaniu postanowiła odpocząć od mężczyzn i zająć się swoją pasją – teatrem oraz zająć się córką. Zaplanowała, że odwiedzi Glitch City. Wykorzystała więc ten czas, że są wakacje.

Pojechały pociągiem, podróż trwała kilka godzin. Zoey przespała ją całą, a ona czytała książkę i słuchała muzyki. Dojechały na miejsce, z przystanku zamówiły taksówkę. Zawiozła je do miasta. Przez te lata niewiele się zmieniło, by nie powiedzieć wcale. Powoli wracały wspomnienia.
-Tu mieszkałaś, mamusiu? - dziewczynka palcem wskazywała na budynki.
-Tak, kochanie.
-Dziwnie tu. - oceniła.
W myślach przyznała jej rację.
Miała nadzieje, że matka się nie wyprowadziła z dziadkiem i to ją zostanie w mieszkaniu. Nikogo nie informowała o swojej wizycie, nie miała z nimi od lat kontaktu. Na szczęście wciąż pamiętała adres. Zaczęło jej się przypominać, jak szła tu po raz pierwszy ze swoją matką i szły do mieszkania. Ścieżka była ta sama, budynki również. Jednak wtedy widziała młodzież palącą trawkę, teraz widziała dzieci różnego koloru skóry grające w piłkę. Zdaje się, że rasizm został zażegnany.
Drzwi do bloku 12 były wymienione – nie było pękniętej szyby, a gdy weszły na klatkę schodową, nie było smrodu, tylko zapach jakieś zupy. Zatrzymały się przed drzwiami do mieszkania. Wtedy poczuła, że z emocji zapiekły ją policzki. Ale odważnie przycisnęła dzwonek. Usłyszała za drzwiami kroki. Po chwili otworzyły się. Ujrzała kobietę jej wzrostu, włosami związanymi w koński ogon, wyraźnie było widać pierwsze siwe włosy oraz zmarszczki na twarzy. Zmrużyła oczy, po czym zrobiły się takie duże, teraz rzuciła okiem na małą dziewczynkę, która się do niej uśmiechnęła i radośnie podskoczyła.
-Faith...? - kobieta nie była pewna jej.
-To ja, mamo. - powiedziała to tak spokojnie.
Weszły do środka. Tam mocno się przytuliły, obie miały łzy w oczach.
-Witaj w domu, kochanie. - pocałowała Faith w czoło.
Przyjrzała się swojej wnuczce.
-To twoja babcia. - Faith przedstawiała Zoey jej babcię.
-Babcia! - radośnie powiedziała dziewczynka.
-Jaka ona urocza! - powiedziała babcia. - Chcesz zupki pomidorowej!
-Tak. - uśmiechnęła się szeroko.
Nałożyła jej talerz, Zoey wzięła się za jedzenie.
Matka i córka usiadły w salonie.
-Gdzie jest dziadek? - spytała Faith.
-Nie miałam jak wam powiedzieć... zmarł 2 lata temu...
-Czy... jest tu pochowany?
-Tak, na najbliższym cmentarzu.
Skinęła głową.
-A co z... Jordanami?
-Teraz nie wiem... ale gdy odjechałaś, panowała tu wielka cisza... miasto stanęło nagle. Tak skończył się tu rasizm... wszystkie dzieci się ze sobą teraz bawią... Przyszła do mnie pani Jordanowa, chciała się rozwieść z mężem, ponieważ według niej, to on doprowadził do śmierci Michaela. W końcu jednak z nim została, oni w ogóle słabo się tu pokazują. Natomiast niemal codziennie przychodził tu Damon...
Faith natychmiastowo przypomniała sobie swojego najlepszego i jedynego przyjaciela. Jej wspomnieniom towarzyszył obraz jego niebieskich oczu.
-Co z nim?
-Wyjechał stąd.
Przełknęła ślinę.
-Gdzie?
-Do Blur City, tutaj nie ma miejsca dla studentów. Ale spokojnie, przyjeżdża w odwiedziny. Nie wiem kiedy się pojawi, ale może za kilka dni. Jeśli już przyjeżdża to tylko do rodziny i do mnie. Traktuje go zawsze jak swojego syna...
Zastanawiała się, czy Damon w ogóle się zmienił, nie tylko fizycznie. Za nim też przecież tęskniła.
-Mogę zadzwonić do niego, by przyjechał, bo...
-Nie! To znaczy nie mów, że jestem... wiesz... niespodzianka...
-Dobrze... zresztą, już 3 tygodnie go nie widziałam!
-„A ja dobre 4 lata...”.
-Ostatnio jest zajęty poważnymi sprawami... związanymi z jakąś dziewczyną... Nie potrafi znaleźć normalnej dziewczyny... Koniecznie zadzwonię!
Mama Faith skontaktowała się telefonicznie z Damonem i zaprosiła go na obiadek, a ten zaproszenie przyjął. Gdy rozmawiali, dziewczyna przypominała sobie dzień, w którym wyznał jej miłość.
„-Kocham cię. - wyznał jej.
Nadal nie patrzyła na niego.
-Nic to dla mnie nie znaczy. - odpowiedziała.
-Jestem w Tobie zakochany od pierwszego dnia.
Nadal w bok patrzyła.
-Nawet nie wiesz, co chłopak może zrobić dla dziewczyny, którą kocha.”
Patrzyła przez okno i przed oczami miała to wszystko.
„-Pozwól mi... choć raz... ostatni i pierwszy raz... pocałować cię w usta..” - tego przecież pragnął, a ona mu pozwoliła. Smak jego ust – nigdy tego nie zapomniała. Nigdy nie zapomniała jego pięknych oczu, które pierwszego dnia oczarowały ją. Wtedy go odrzuciła, bo przecież kochała innego... Pomyślała, że jeśli go spotka i nic im nie stanie na przeszkodzie... to... może wtedy...
-Faith! - matka przywróciła ją do rzeczywistości.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-W piątek po południo przyjedzie. - oznajmiła odnośnie przyjazdu Damona..
Zostało więc czekać i zapoznać się na nowo z miastem. Chciała iść najpierw na cmentarz... potrzebowała modlitwy za dziadka i Michaela. Nie wiedziała, czy ma iść sama, czy z matką i córką. Co prawda Zoey wiedziała co to znaczy śmierć i pogrzeb, ale nie wiedziała jak może zareagować na grób ojca. Ze smutkiem pomyślała, że Zoey tak jak ona straciła ojca, z tym, że ona przez 17 lat miała go dla siebie, a Zoey już nigdy go nie zobaczy.
-Ja Ciebie jak ledwo chodziłaś zabierałam na pogrzeby i jakoś nie zgłupiałaś. - tak odniosła się jej matka na temat zabrania Zoey.
Faith skinęła głową i oznajmiła córeczce, że pójdą na cmentarz do jej taty i dziadka. Dziewczynka najpierw radośnie pokiwała głową, lecz gdy znalazły się tam, zachowała należyty spokój i z poważną miną kroczyła za rękę z mamą między grobami. Faith nigdy nie lubiła chodzić na cmentarze, wywoływało to w niej negatywne emocje.
Babcia pokazała grób pradziadka. Wszystkie uklękły i pomodliły się za niego. Teraz przeszły znaną ścieżką i zatrzymały się nad grobem.
MICHAEL JONATHAN JORDAN – głosił napis.
Również uklękły i pomodliły się. Jednak Faith klęczała dłużej i spuściła głowę.
-„I tak nadal mam cię w sercu, mam nadzieje, że tam na górze to widzisz...”.
Wstała i otarła łzy, które zebrały się jej do oczu. Zoey mocno się wtuliła w ukochaną mamę.
-Tatuś nas kocha, mamo?
-Tak, bardzo nas kocha tam z góry. - uśmiechnęła się do dziecka.
-Ja Ciebie kocham i tatusia też.
Pogłaskała ją po kruczych włosach i była z niej bardzo dumna.

Zobaczyły jej szkołę, w której poznała przecież ojca dziewczynki i swojego najlepszego przyjaciela. Mimo że upłynęły tylko 4 lata, to młodzież wydała jej się bardziej normalniejsza, nie wszyscy palili papierosy czy pili alkohol. Zdaje się, że tamta bijatyka odmieniła całe Glitch City.
-Co teraz robisz córciu? Co ze szkołą? - spytała matka.
-Gram w teatrze, mamo. Głównie musicale, ale jakieś zwykłe role również. Dobrze mi z tym.
-Zawsze o tym marzyłaś. Jestem dumna z tego, że pomimo wszystkich trudności wyszłaś z tego.
-Tak... ale i tak tęskniłam.
-Ja za Tobą też... i za twoimi kasztanowymi włosami! Masz teraz rude!
-Wiem, wiem. Ale poczułam potrzebę przefarbowania ich.
-Eh, ale i tak Ci ładnie. Bardzo ładnie. Wypiękniałaś. Żegnałam smutną nastolatkę, wróciła szczęśliwa i piękna kobieta. Dziecko też piękne, cały Michael, tyle że w spódnicy.

Faith i jej mama robiły ciasto dla Damona, który niebawem miał przyjść. W przygotowaniach pomagała Zoey, która choć go nie znała, była podekscytowana wiadomością, że przyjdzie.
-Mamo, kiedy przyjdzie Damon? - pytała się.
-Już niedługo, wytrzymaj jeszcze. - zapewniała. - Chyba ja tak nawet nie przeżywam tego jak ona. - szepnęła do matki, po czym obie się zaśmiały.
Ciasto wsadziły do piekarnika i zostało czekania, aż się upiecze.
Zoey tak biegała po pokoju, że aż jej mamą ją złapała i wzięła na ramiona i wycałowała jej małą i uroczą twarzyczkę. Potem dała babci pobawić się z wnuczką, a ona sama wyszła na balkon. To oczekiwanie kosztowało ją wiele emocji, chciała, żeby już przyjechał, bo dłużej nie może zaczekać. Gdy złapała świeżego powietrza, poszła do kuchni obserwować ciasto. Przez okno tam dostrzegła, że taksówka podjechała pod blok. Była pewna, że to on.
-Chyba przyjechał! - oznajmiła i zaczęła obgryzać paznokcie.
Mama spojrzała.
-Tak, to Damon. Wszędzie poznam tą czuprynę.
Zoey ustawiła się przy drzwiach i od kilku godzin mówiła, że pierwsza mu otworzy. Faith stała w salonie i nie wiedziała, czy ma się schować na balkonie, czy stać tu. Babcia w kuchni pilnowała ciasta i innych smakołyków, które przygotowały. Usłyszały, że ktoś idzie po klatce schodowej.
Zadzwonił dzwonek. Od tego dźwięku Faith dostała gęsiej skórki, a dziewczynka podskoczyła, z radości, a babcia wyszła z kuchni. Jednak Zoey ledwo dosięgała klamki, więc babcia jej pomogła.
Tak oto w progu stanął wysoki mężczyzna, ubrany na luzie – jeansy, t-shirt i bluza oraz addidasy, miał rozczochrane włosy, które nadawały mu uroku, ten obłędny uśmiech i te niebieskie oczy, które elektryzowały. Przywitał się tuląc z babcią najpierw, dopiero potem dostrzegł małą dziewczynkę.
-O, witaj! - przykucnął, a dziewczynka objęła go za szyję i krzyczała radośnie jego imię. - Widzę, że mnie znasz. - mrugnął do babci dziecka. - A kim Ty urocze dziecko jesteś?
-Zoey. - powiedziała i szczerzyła się do niego. - Mama i babcia zrobiły ciasto!
-Ciasto! Babcia... i mama mówisz? To gdzie jest babcia?
-Tu! - wskazała na panią Coleman.
-O, to nie wiedziałem! Ale jestem zacofany, hehe! A gdzie w takim razie mamusia?
-Tam! - wskazała na salon.
Młoda kobieta powolnym krokiem się zbliżała. Damon wszedł do salonu i ją dostrzegł. Oboje zamarli w miejscu, słyszeli tylko swoje głośne bicia serc. Wspomnienia natychmiast wróciły, to było dla nich aż niewiarygodne, że widzą to, co widzą.
-Damon... - powiedziała po chwili.
-Mój Boże, Faith... - głośno oddychał, jakby biegał.
W tym momencie podeszli do siebie i przytulali się tak mocno, jak tylko byli w stanie. On głaskał jej nowe włosy, a ona słuchała bicia jego serca.
Tak – brakowało im siebie. Brakowała im ich miłości.

Glitch City (5)

Faith nie chodziła do szkoły, od kilku dni trzymały ją poranne mdłości oraz nudność. Damon przynosił jej zeszyty pożyczone od jej kolegów z klasy. Troszczył się o nią, matka przecież była zajęta, dziadek również, a z Michaelem rzadko się widywała. Nawet Damon postarał się o posiłek dla niej – jego mama gotowała zupy dla niej, a w garnuszku dobrze zapakowanym przynosił jej. Oprócz tego dostawała ciepłe bułeczki, rogaliki. Dawno w ustach nie miała tak pożywnego posiłku, więc od razu pochłaniała jedzenie. Oczywiście została zaproszona przez rodzinę Bradleyów do domu na obiadek, pod warunkiem, że wyzdrowieje.
-Dziękuje Ci za wszystko, co dla mnie robisz. - powiedziała leżąc pod kołdrą, a on przysiadł na łóżku i patrzył jej w oczy. Wyciągnęła dłoń, więc on podał jej swoją. Pogłaskała ją i przystawiła do swojego rozgrzanego policzka.
-Wiesz, kogo mi brak... - posmutniała jej twarz.
Skinął ze zrozumieniem. Już się oswajał z myślą, że ona kocha innego. Wciąż było to dla niego trudne, ale cieszył się, że może z nią blisko przebywać. Bał się, że kiedyś nie pohamuje się i rzuci się z tysiącami pocałunków w jej stronę. Za każdym razem starał się nie mieć twarzy blisko niej.
-Oby nic mu nie było... - mówiła.

Damon udał się do baru, gdzie pracuje Faith. Dziś ktoś inny ją zastępował, jakiś dzieciak. Gdy popijał zimną pepsi, barman dał mu kartkę mówiąc, że to do niego wiadomość. Po odczytaniu zawartości liściku, wstał z miejsca i poszedł za młodziakiem. Za zapleczu stał Michael.
-Przekaż to jej. - wręczył Damonowi list. - Niech uważa.
Skinął głową.
-Jak ona się czuje? - spytał Michael.
-Zdrowieje, jest lepiej.
Po chwili ciszy.
-Opiekuj się nią dobrze. - dodał Michael na koniec i zniknął.

Damon od razu poszedł do Faith i dał jej list. Przeczytała go.
-Boże... - jęknęła.
-Co się stało? - zapytał
-Będzie bitwa...
-Jaka bitwa?
-Między gangami – czarnymi a białymi.. .dokładnie między liderami i to na śmierć i życie. Michael tam będzie!
-Ostatnia taka bitwa miała miejsce prawie 20 lat temu. Biały zabił czarnego, od tej pory czarni starają się zwalczać białych jak tylko się da. Dlatego Ciebie nie tolerują.
-Coś jak Romeo i Julia...
-Dokładnie.
Po chwili dziewczyna gwałtownie wstała i poszła do łazienka. Wyszła po około 5 minutach. Była już ubrana i gotowa do wyjścia.
-Chyba nie chcesz tam iść!? - był zdumiony jej postawą.
-Nie pozwolę, by coś mu się stało.
Przytrzymał jej ramiona.
-Chcesz się zabić?!
Patrzyła mu w oczy.
-Nic mi nie będzie. Puść mnie.
-Nie... nie pozwolę Ci na to. On sobie poradzi. Przecież nie będzie walczył...
-To zobacz list...
Nie odrywał od niej oczu, lecz powoli zwalniał uścisk i nie pozwalał spuścić jej sobie z oka. Chwycił kartkę i machnął nim wzrokiem. Był fragment: „[...]To ja będę walczył z Stevem Jonesonem. Zostałem wybrany na lidera swojej grupy, a on wybrany na lidera jego grupy. Jeden z nas zginie... Cokolwiek się stanie... zawsze będę cię kochał Faith. Dziękuje, że pojawiłaś się w moim życiu. Jesteś najwspanialsza na świecie. Jestem szczęściarzem, że mnie pokochałaś[...]”.
Spojrzał na nią, a ona miała smutny wzrok.
-I tak nie możesz tam iść... to naprawdę niebezpieczne...
-To chociaż wyjdźmy na spacer...
-O tej porze?
-Potrzebuje powietrza, proszę.
Chwycił jej dłoń i wyszedł z nią przed blok. Była nawet ciepła noc. Ktoś tam jeszcze spacerował, ale niewiele osób. Było po 22.00 .
Na chwilę puścił jej rękę, ponieważ spodnie mu zaczęły spadać i chciał poprawić bluzę. Wtedy ona zaczęła się powoli odsuwać w cień, aż w końcu ruszyła w bieg. Od razu się zorientował, więc bardzo szybko się poprawił i ruszył za nią w bieg krzycząc jej imię. Ona musiała, po prostu musiała go zobaczyć, nie mogła pozwolić mu na krzywdę. Nikt nie może jej teraz powstrzymać. Poza tym czytając list zrozumiała jakby drugie przesłanie: wiesz, gdzie mnie szukać. Idź, znajdź mnie.
Wybierała różne drogi, byle zmylić Damona. Nie chciała mu robić kłopotów, ale nie wiedziała jak inaczej uciec.

Grupy w tym samy czasie przyszły na miejsce – było to między starymi garażami przy opuszczonych blokach. Latarnie świeciły, księżyc dodatkowo oświetlał okolicę. Liderzy patrzyli sobie bez wyrazu w oczy.
-Zaczynajmy. - powiedział Steve.
Liderzy ustawili się plecami do siebie wystawiając jedną rękę do góry. Zostały one im związane. Dostali ten noże. Bitwa polegała na tym, że muszą sobie wymierzyć ciosy.
-Giń! - krzyknął Michael jako start.
Obracali się, wymachiwali ostrzami, jeszcze żaden nie został zraniony.
Faith doszła na miejsce, z ukrycia obserwowała i ścisnęło jej żołądek z nerwów. Tak bardzo się bała... przecież tylko jeden z nich przeżyje. Nagle ktoś zatkał jej usta dłonią i podniósł do góry. Był to jeden z „goryli”.W ten sposób walka została przerwana, ponieważ mieli szpiega.
-Faith! - krzyknął Michael.
Goryl mocną ją trzymał. Podszedł do niej Jones.
-Przyszłaś pooglądać, nie? Niegrzeczna dziewczynka. A wiesz, jak się traktuje niegrzeczne dziewczynki?
Biali z czarnymi zaczęli się bić. Część zgromadziła się nad dziewczyną. Jeden z białych wyciągnął pistolet. Została pchnięta na ziemię i przygnieciona ciałem Jonesa. Przytrzymywali jej ręce, a Steve zaczął ją brutalnie rozbierać. Starała się krzyczeć, ale jej to skutecznie uniemożliwiano. Złapali też Michaela i zaczęli mu wymierzać ciosy pięścią. Niestety, nie było mowy nawet o uczciwej walce.
-Zostawcie ją! - krzyczał Michael poobijany.
Faith leciały łzy z oczu, zaraz zostanie zgwałcona, a nie miała jak się bronić.
Michael dostrzegł nóż na ziemi, więc starał się go chwycić. Gdy mu się udało, poranił ich i pobiegł w stronę grupy. Wbił nóż w plecy Jonesa. Ten od razu spadł z Faith, a ona została uratowana. Wykorzystując to, że nie była w centrum uwagi, podczołgała się trochę i ubrała się trochę. Jednak wszystko ją bolało, ponieważ Steve bił ją po twarzy i w inne miejsca. Z przerażeniem dostrzegła, że jeden z grupy idzie z nią z pistoletem. Zaczęła krzyczeć, a on podnosił lufę w jej kierunku. Wtedy wyskoczył Michael i jemu również wbił nóż w plecy. Gdy tamten upadł, szedł do niej. Strzał. Michael się zatrzymał. A zaraz potem zrobił dwa, małe i krzywe kroki do przodu, a następnie upadł. To Jones ostatkiem sił chwycił broń i wycelował w Michaela, a potem sam upadł i już nie żył. Faith ledwo doszła do Michaela, położyła jego głowę na kolana i trzęsącymi dłońmi zaczęła go głaskać.
-Michael... - płakała.
-Faith.. - ledwo powiedział. - Faith...
-Nie umieraj, proszę... nie możesz teraz odejść... ja.... jestem... w... ciąży... będziesz... tatą... naszego maleństwa...
-Ko...cham... cię....
-Michael.... Michael! - całowała jego usta.
-I... dziecko też...
Jego serce zabiło po raz ostatni. Faith krzyknęła z żalu i dawno tak bardzo nie płakała. Zrobiła się nagle cisza wokół niej. Nikt się już nie bił. Wszyscy patrzyli na nią i na nieżyjącego Michaela. Oboje przywódcy nie żyli. Grupy nie miały już swoich liderów. A część ludzi też nie żyła. To była najbardziej krwawa bitwa w historii miasta oraz gangów.
Nagle wyłoniła się policja i krzyczeli „ręce do góry”, „nie ruszać się”, „na ziemię”.
Do Faith już nic nie docierało. Ktoś coś do niej mówił, a ona nie kontaktowała. Zrobiło się jej czarno przed oczami.

Obudziła się kilkanaście godzin później w szpitalu. Przy jej łóżku stała matka, lekarz i Damon. Już wiedzieli o jej ciąży oraz o bijatyce.
-Czy Michael nie żyje? - spytała.
Wszyscy popatrzyli na siebie.
-Niestety tak, córeczko. - powiedziała matka.
Dziewczyna spojrzała w bok i milczała. Dostrzegli, że z jej jednego oka spłynęła łza.
Damon został przy łóżku Faith i głaskał jej dłoń. Doktor porozmawiał na osobności z jej matką.
-Nie może tu przebywać... wie pani... musi wyzdrowieć nie tylko fizycznie... poza tym jest w ciąży i lepiej by było, gdyby zmieniła środowisko.
Mama kiwała tylko głową.
-Ma pan rację... pojedzie do mojej rodziny... daleko stąd... na pewno jej to pomoże.

Kilka dni potem Faith wyszła ze szpitala, lecz nikomu się nie chciała pokazywać. Pojawiła się przez chwilę na pogrzebie Michaela, by go raz na zawsze pożegnać. Poza tym, tylko Damon przychodził do niej. Aż w końcu matka Faith powiedziała mu o dalszym losie jej córki.
-Musi wyjechać, nie ma innego wyjścia.
-Rozumiem proszę pani.
-Wiem, że jesteście przyjaciółmi... ale sam rozumiesz...
-Tak...
-Dam Ci jej adres, będziesz pisać listy...
-Dobrze, ale nie wiem, czy ona by tego chciała... może lepiej, jak zapomni o tym wszystkim... ona jest najważniejsza.
Zgodnie skinęła głową.
-Lepiej idź się teraz pożegnać.
Wszedł do jej pokoju. Siedziała na łóżku i beznamiętnie bawiła się jojo.
-Faith...
Nie patrzyła na niego, nie przerywała czynności
-Wyjeżdżasz niedługo... będzie mi Ciebie bardzo brakować... ale to konieczne... nawet jak o mnie zapomnisz, to ja będę cię pamiętał... Mam nadzieje, że kiedyś się znowu zobaczymy i zobaczę twój uśmiech... - pochylił się nad nią i delikatnie pocałował ją w czoło. - Żegnaj, kochanie...
Wyszedł i kiwnął głową widząc jej mamę.

Po stronie osiedla, gdzie mieszkali czarnoskórzy, na kilkunastu oknach, balkonach wisiały czarne wstęgi, oznaczające żałobę po Michaelu. Starała się na to nie patrzeć. Z relacji Damona wynikło, że w szkole panuje wielka żałoba, lekcje nie są prawie prowadzone, w szkole panuje cisza. Odwołano nawet bal trzecioklasistów. Życie w szkole zamarło.

Bagaże Faith zostały zapakowane już do bagażnika. Przyjechała po nią ciotka Stefania z wujkiem Charlesem, którzy dopiero teraz mogli się wykazać pomocą. Matka musiała zostać tutaj, z dziadkiem. Pożegnali ją ze łzami w oczach. Damon też przyszedł się jeszcze raz pożegnać. Objął ją po prostu mocno. Wsiadła do samochodu, wujek odpalił silnik.
-Będzie dobrze! - zapewniała ciotka.
I tak samochód zniknął z pola widzenia. Tak Faith opuściła Glitch City, a wraz z nim wszystko – matkę, dziadka, szkołę, Damona i Michaela... całe swoje życie... by zacząć nowe, podobno lepsze życie.

Glitch City (4)

Zeszli do piwnicy i po schodach, a potem korytarzem. Szli objęci, szczęśliwi, zakochani. W duchu nuciła piosenkę, którą zaraz zaśpiewa przed grupą. Jednak zobaczyli, że na końcu korytarza drzwi są otwarte. To wydało im się trochę podejrzane, ale i tak nic nie podejrzewali. Dopiero, gdy przeszli przez nie. Grupka czarnoskórych ludzi demolowała krzesła i scenę, niektórzy bili się z grupką teatralną. Wydało im się to niemożliwe, że ich piękne miejsce jest niszczone przez wandali. Michael zostawił Faith biegnąc do swojej grupki, chcąc uratować przyjaciela. Jednak dostał takiego ciosa, że upadł, że ukochana szybko podbiegła do niego i objęła go.
-Znowu ta białaska! - powiedział ten, który go uderzył.
Nad nimi stanęła czarnoskóra grupka.
-To Mickey! - pokazał się jego brat, Eddie.
-I ta jego białaska!
-Masakra!
-Jak tu się dostaliście?! - krzyknęła do nich Faith.
Wtedy jeden z nich z grupki teatralnej wyciągnął na siłę kogoś i rzucił go na ziemię. Gdy go również siłą podniósł, dostrzegła, że to...
-Damon?!
Był obolały, lecz zdołał podnieść na nią swój smutny wzrok.
-Fajnego masz przyjaciela, białasko. Potrafił nas na Ciebie nakierować. Wcale taki głupi nie jest.
Wciąż patrzyła na Damona, a on spuścił wzrok.
-Damon... powiedź mi, o czym oni mówią...
-Ja... - nadal nie pokazywał jej swojej twarzy. - Ja cię tylko zacząłem śledzić... odkryłem twoją kryjówkę... a oni się do mnie przyczepili...
-I daliśmy mu plik kasy, by nas zaprowadził. - dokończył chłopak z bandy „białych”.
-Damon! - nie wierzyła w ich słowa. - Zaprzecz temu, błagam!
-Nie... znaczy ja nie... nie chciałem kasy... ale ich potrzebowałem, bo chciałem kupić bilety dla nas na koncert Bon Jovi, bo ich lubisz... Ja nie chciałem wyrządzić nikomu krzywdy... - wytłumaczył.
Steve strzelił go w policzek.
-Nie będziesz już musiała tego robić, bo cię wyręczyłem. - mrugnął do niej.
Czuła, że ma łzy w oczach.
Banda na siłę postawia na nogi Michaela, a Faith chcąc wyrwać go z ich rąk, została pchnięta na podłogę. Poczuła, jak ktoś chce się do niej dobrać.
-Steve!! - wydarł się ktoś.
Zszedł z niej zdzierając jedynie bluzę z niej. Była tak oszołomiona tym wszystkim, że leżała na tej podłodze. Nie wiedziała, gdzie zniknął Michael z bandą. Usłyszała nagłą ciszę, a potem usłyszała kolegów a teatrzyku nad nią. Podniosła powoli głowę, a ktoś przytrzymywał ją, by nie upadła. Spojrzała w bok, Damon się powoli podnosił, ale wciąż był obolały. Ich spojrzenia zetknęły się. Dziewczyna z pomocą wstała i jeszcze raz na niego spojrzała. Odwróciła wzrok i wybiegła stąd.
Wyszła na zewnątrz i łzy zbierały jej się do oczu, ale z całych sił je powstrzymywała, obiecała sobie po pogrzebie ojca nigdy więcej nie płakać. Damon biegł za nią i znaleźli się z tyłu bloku, ale ona zdecydowanie się obróciła i zaczęła iść.
-Proszę, zaczekaj. - powiedział.
Nie posłuchała go.
Podbiegł tak blisko, że ją obrócił ku sobie.
-Zostaw mnie... - mruknęła.
Odsunęła się, poczuła za sobą ścianę, więc nie mogła uciec mu. Nie chciała patrzeć mu w oczy, w te niebieskie oczy, które do tej pory na nią działały.
-Kocham cię. - wyznał jej.
Nadal nie patrzyła na niego.
-Nic to dla mnie nie znaczy. - odpowiedziała.
-Jestem w Tobie zakochany od pierwszego dnia.
Nadal w bok patrzyła.
-Nawet nie wiesz, co chłopak może zrobić dla dziewczyny, którą kocha.
-I tak bym cię nie pokochała. Kocham Michaela.
Westchnął spuszczając głowę, po czym znowu na nią patrzył, a ona wciąż w inną stronę.
-Czy nigdy... nigdy... ehh... tylko jego kochasz?
-Nigdy Ciebie nie kochałam. - w głębi serca ją samą te wyznania raniły.
Spuścił wzrok.
-Skoro tak... usunę się z twoje życia... na zawsze... życzę Ci najlepiej z Michaelem... ale... pozwól mi... choć raz... ostatni i pierwszy raz... pocałować cię w usta... i nigdy mnie już nie zobaczysz... już nigdy... przysięgam to Ci... już nigdy nikt cię nie oszuka... nikt cię nie zdradzi... będziesz tylko Ty i on... Tylko o to proszę...
Wtedy na niego spojrzała i przyznała sobie samej, że bardzo będzie jej brakować tych spojrzeń, mimo że zrobił jej i nie tylko jej świństwo.
-W takim razie pocałuj. - powiedziała.
Skinął głową, po czym nieśmiało i powoli zbliżył do niej twarz. Delikatnie wysunął wargi i nimi dotknął jej warg. Jego jedno z marzeń w tej chwili się spełniło – pocałował dziewczynę, którą tak skrycie kochał i jednocześnie w jednej chwili stracił. W tym pocałunku było coś magicznego, stwierdziła. Może dlatego, że to były usta mężczyzny, który był w niej zakochany, a może zupełnie coś innego. Może to też instynkt, że pozwoliła mu, żeby pocałował ją namiętniej i delikatnie objął jej talię. Uznała się za łaskawą, że pozwoliła mu na więcej przy całowaniu. W końcu był jej przyjacielem. To on pierwszy okazał jej sympatię w szkole, to on przecież znalazł jej pracę przy tym ułatwiając jej dostęp do Michaela. Gdyby tego nie zrobił... może by zapomniała o Michaelu, a związała się z Damonem...? Przecież też na nią działał, zwłaszcza tymi oczami. Albo gdyby pierwszego dnia nie zderzyła się z Michaelem... to może by ten miłosny amor kopnął ją w stronę Damona. Jednak... historia potoczyła się innymi ścieżkami. On zranił ją, ona jego... już było wiadome, że teraz wszystko by na nich destrukcyjnie wpływało. Muszą się rozstać.
Odsunął się od jej warg tak powoli, po czym pocałował jej czoło, a ona nadal miała zamknięte oczy.
-Żegnaj Faith... - powiedział po raz ostatni do niej.
Ona wciąż stała oparta o mur, a on znikał w dali, między blokami ze spuszczoną głową, z utykającą nogą. Teraz dopiero dała upust emocjom waląc w ścianę i płacząc jak bóbr.

Nie wiedziała, co się stało z Michaelem – nie było go już kilka dni w szkole, w pracy również, ani też w teatrzyku nikt go nie widział... Damon chodził do szkoły, lecz przecież się omijali. Ponownie zaczął się dla niej trudny czas. A przecież już zaczynało się tak pięknie robić.
Któregoś dnia wychodząc z pracy, ktoś ją porwał na zaplecze. Zaczęła się wyrywać z czyiś ramionach, lecz usłyszała.
-Ciii... to ja, kochanie.
Michael miał bliznę na policzku, wyglądał jakby był chory, lecz ratował go ten uśmiech i ciepłe spojrzenie, jakie kierował w stronę ukochanej. Nie powstrzymywała się przed wycałowaniem go i obejmowaniem, tak bardzo jej go brakowało.
-Niezależnie od tego, co się dzieje, to i tak cię kocham. - mówił jej.
Spotykali się rzadko, ale każde spotkanie było pełne tęsknoty, miłości i zawsze kończyło się wylądowaniem w łóżku.
Nawet jak Michael wrócił do szkoły, to pilnowali go bracia i nie tylko. Faith starała się nie włazić w drogę, ale potrafili nawet na stołówce przysiąść się do niej i zjeść jej porcję lub wyrzucić książki czy zeszyty. Damon tylko obserwował to z żalem i niemocą, że pomóc nie może jej. Nie chciała się tym przejmować, ale to i tak trudne było.

Faith znalazła się w okolicy, gdzie mieszkał Damon. Zdziwiła się, bo była jeszcze bardziej zaniedbana niż jej osiedle. Wszędzie były narkotyki, ludzie spali na ziemi. W bloku, w którym miał mieszkać Damon, nie było nawet drzwi, a klatka schodowa cuchnęła. Wchodząc po niej drzwi było albo uchylone, albo otwarte na oścież albo w ogóle ich nie było. Co dostrzegła to narkotyki, biedę, brud i prostytucję. To ją bardzo przeraziło, ale kroczyła schodami aż do mieszkania Damona. Tabliczka z nazwiskiem „Bradley” zwisała, a gdy zatrzymała się, spadła oddając hałas metalu uderzającego w ziemię. Butem otworzyła drzwi, ponieważ były wyraźnie zabrudzone czymś od brudnych odcisków palców. Po mieszkaniu chodziły mrówki, meble były poniszczone, wybite szyby w oknach. Zaczęła się rozglądać szukając Damona. Znalazła czyjeś ciało w pokoiku odziane brudną odzieżą jak i brudną czapeczką z wełny. Przyjrzała się bliżej.
-Damon?!
Wyglądał przerażająco, dodatkowo ten brudny zarost na twarzy. Nie reagował w ogóle. Wokół niego leżały strzykawki.
-Damon!! - przykucnęła i trzęsła nim chcąc go obudzić.
-Obudź się, obudź się!! - krzyczała.
Nadal nie reagował. Łzy ciekły jej po policzkach.
-Nie rób mi tego! Damon, proszę... - żal ściskał jej gardło.
Strzelała go po twarzy, ale bez skutku. Sprawdziła, czy ma puls. Niestety, nie miał.
-Nieeeee!!! - wydarła się tak, że straciła głos, nie mogła mówić. Ktoś wszedł do pokoju, to byli bracia Michaela. Wyciągnęli pistolety, a ona nie mogła nawet krzyknąć. Gdy mieli strzelić, gdy miała umrzeć, to wtedy się budziła. Ten koszmar śnił się jej dosyć często i wyglądał mniej więcej tak. Zawsze była zlana potem i przerażona do szpiku kości oraz cała była roztrzęsiona. Musiała więc iść do lodówki i wypić puszkę piwa – tylko tak była w stanie się uspokoić. Życie bez Damona było dla niej czymś nie do zniesienia. Zdecydowała, że musi do nich pójść, może uda się jeszcze coś naprawić.

W szkole wrzuciła mu przez kratki list do szafki. Podglądała go z ukrycia, czy przeczyta. Gdy to zrobił, coś powiedział do siebie, po czym wsadził kartkę do kieszeni w spodniach. Po lekcjach spotkali się w miejscu ustalonym przez nią.
-Ja już tak nie mogę, Damon. - wyznała mu.
Nic nie mówił, tylko słuchał. Opowiedziała mu swój koszmar.
-... i nagle się budzę i mam ochotę sobie strzelić w głowę... boję się o siebie... Zróbmy coś z tym, proszę...
Podrapał się po głowie.
-Ja wciąż cię kocham. - odezwał się wreszcie.
-Rozumiem... ale bądź wciąż moim przyjacielem, zależy mi na tym.
Popatrzyli sobie w oczy.
-A... to co się wydarzyło miesiąc temu? - spytał.
-Wybaczam Ci.
Po chwili ciszy.
-Dziękuje. - powiedział.
Wyciągnęła dłoń.
-Bądźmy tak jak kiedyś – przyjaciółmi. - zdobyła się na delikatny uśmiech.
Odwzajemnił oba gesty. Na koniec się przytulili. Od razu oboje poczuli ulgę, to był dla nich ciężar, a teraz spadł. Sprawy powoli zaczęły się układać. Jest szansa, że znów będzie dobrze.

Liderzy grupy „czarnych” i „białasów” wraz ze swoimi grupami spotkali się w tajnym miejscu.
-Stoczmy decydującą bójkę. - powiedział „czarny”.
-Na śmierć i życie. - powiedział „biały”.
-W sobotę o 22.30.
-Niech los zdecyduje, który jest przywódcą.
Obie bandy ze sobą przecież walczyły, teraz więc mieli podjąć ostateczną walkę: przywódca ten, co ginie, to wraz z nim grupa ma albo poddać się zwycięskiej grupie albo ma przestać istnieć. Zapowiada się w takim razie na najbardziej decydujący moment w życiu miasta Glitch City.

Glitch City (3)

Tak właśnie wyglądała znajomość Michaela i Faith – w szkole byli sobie obojętni, lecz wysyłali sobie znaki, w pracy już rozmawiali, a po niej dopiero mogli swobodnie ze sobą przebywać. Damon nic nie wiedział, jak i nie rozumiał, czemu coraz mniej Faith się z nim po szkole umawia. A ona zastanawiała się, czy mu powiedzieć. Wprawdzie mu ufała, ale obawiała się jego reakcji.
-Powiedź mu. - zachęcał ją sam Michael. - To twój przyjaciel.
Po pewnym zdecydowała się na to.
Faith zabrała Damona na plac zabaw na jej osiedlu, zapewniając go, że są tu bezpieczni. Ufał jej, więc wierzył, że mówi prawdę, choć miał obawy.
-Przyznaję, że zaniedbałam nasz czas po szkole. - mówiła mu.
-Nic się nie stało. W szkole chociaż się widzimy codziennie i rozmawiamy.
-Tylko wiesz... ja mam powód... nie potrafiłam Ci tego wcześniej powiedzieć... więc z góry przepraszam, że teraz to mówię...
-Spoko, mów śmiało.
Widząc ten jego spokój i uśmiech, chwyciła jego dłoń, tak po prostu, jak do przyjaciela.
-Ja się zakochałam. - wyznała.
-Naprawdę? - uśmiechnął się.
-O tak... tak na bardzo poważnie. - nieśmiało się uśmiechnęła i znowu czuła, jak ją policzki pieką.
-To się cieszę! - wyraźnie tak było.
-Jej, to fajnie! Tym bardziej, że go znasz.
-O, skoro go znam... to powiem Ci, że on też cię kocha! - uśmiechał się szeroko i zachowywał się, jakby był podekscytowany.
-Na serio wiesz o kogo chodzi?! - była zaskoczona.
-No pewnie! - nadal się szeroko uśmiechał i głaskał jej dłoń. - I chciałby cię bardzo pocałować.
-Ah tak.. ma słodkie usta, mmm... kocham go całować...
-W... usta?
-Tak, jest taki doskonały...
-Eem... nie wątpię!
-Widzę, że to wszystko wiesz! To powiedz, kto to.
-O nie, Ty powiedź jego imię... - poruszał brwiami, jednocześnie zaczął się zastanawiać nad czymś.
-No dobrze, skoro chcesz usłyszeć, to paraparampam! Faith Coleman zakochała się w...
Damon omal nie podskoczył z emocji, gdy miał zaraz usłyszeć imię, które brzmiało..
-Michaelu!
Wyraz twarzy Damona przybrał minę w stylu „Eee... że jak?”.
-No, o nim pomyślałeś, prawda?
-Michael... który Michael?
-No weź! Wiesz przecież!
-Chyba jednak nie bardzo... - podrapał się w głowę.
-Michael Jordan.. ten z mojej klasy... czarnoskóry chłopak, o którym mi nie raz mówiłeś!
-A... ten Michael...
-O nim myślałeś, nie?
-Taa... właśnie tak.
-No to dobrze. Mam nadzieje, że nic nie masz przeciwko.
-Nie... nie mam...
Objęła go, a on nieśmiało ją.
-Dziękuje, Damon.
-Proszę, Faith.
Wracali już oddzielnie – ona do domu ubrać się na randkę, a on do swojego domu.

-Mamo, wrócę o 22.00! - oznajmiła zakładając najładniejszą sukienkę, jaką miała i balerinki do niej.
Zadzwonił dzwonek.
Dziewczyna niemal w mgnieniu oka znalazła się przy wejściu, nim matka zdążyła dojść. A po ich otwarciu w progu stał ten, na którego czekała: jego jasno-brązowa skóra, kręcone, czarne włosy, piwne oczy oraz ten zniewalający uśmiech znowu ją zaczarowały.
-Cześć! - przytuliła go.
Podarował jej malutkie pudełko. A jego zawartość to...
-Naszyjnik! Jaki piękny! - był zrobiony z bursztynów. - Dziękuje! - pocałowała go w policzek.
-Proszę. Chodźmy, póki nas nie mogą zobaczyć! - chwycił jej dłoń a ona zamknęła za sobą drzwi i razem zbiegli po schodach opuszczając dom.
Oczywiście udali się do bloku, potem przez piwnicę i do teatrzyku. Dziś Faith zaśpiewała „Luka”.
-If you hear something late at night
Some kind of trouble, some kind of fight
Just don't ask me what it was
Just don't ask me what it was
Just don't ask me what it was. - śpiewała.

Miała tak piękny głos, że Michael za każdym razem był pod wielkim wrażeniem. I zawsze dostawała za to buziaka.

Matka aż w końcu ją zapytała, co ją łączy z „tym afroamerykaninem”.
-Kochamy się, mamo. - wyjaśniła. -W szkole tego nie pokazujemy ze względu nie bezpieczeństwo.
-Czy jesteś z nim szczęśliwa?
-I to bardzo.
Mama nie zamierzała mieszać w sprawy uczuciowe córki. Zależało jej tylko na szczęściu córki.

Michael zaprosił ją do swojego domu, by poznała jego rodzinę. Nie mógł przed nimi już ukrywać, że ma ukochaną. Gdy weszli do jego mieszkania, jego matka akurat szyła sweter, młodsza siostrzyczka bawiła się lalkami, a bracia byli na dworze, zaś ojciec wyszedł do sąsiada. Oczywiście matka przywitała dziewczynę miło, a siostrzyczka dość entuzjastycznie. Michael uprzedził ją wcześniej, że ojciec może być przeciw niej, podobnie bracia, ale z nim ma się nie bać.
Bracia: Eddie, Billie, Steve wrócili po kilkunastu minutach i akurat natknęli się na Michaela w objęciach z Faith.
-Co braciszku, wyrwałeś białaskę? - odezwał się ten pierwszy.
-To ta z naszej szkoły.
-I z jego klasy.
-Chłopaki, - przerwał im Michael. - To moja sprawa, z kim się spotykam.
-No spoko! - Eddie wymachiwał dłoniami. - Ale wiesz, co ojciec powie.
-Wywali ją na zbity pysk. - dodał Steve.
W tym czasie ich mała siostrzyczka – Zoey wtuliła się w Faith radośnie powtarzając jej imię.
-Co ona z tą wiarą? - zastanawiali się bracia.
-Faith to moje imię. - po raz pierwszy odezwała się do nich.
-Tylko to w niej ojciec polubi.
O wilku mowa – akurat wrócił do domu.
Michael mocniej ścisnął dłoń ukochanej, że aż ją to zabolało nawet. Przeprosił ją spojrzeniem i pocałował w policzek. Ojciec wszedł do saloniku i ujrzał ją. Jego uśmiech natychmiast zniknął, przyglądał się jej uważnie z ponurą miną.
-Kim jesteś? - spytał ją.
-Faith się zwie. - odezwał się Billie.
-I nasz mały Mickey się z nią prowadzi. - dodał Eddie.
Dziewczynie mocno biło serce i była już przygotowana na te najgorsze słowa, choć w duchu modliła się, że powie jej coś łagodnego.
-Nie zamierzam powtarzać tego, co powiedziałem o białasach. - powiedział ojciec, po czym usiadł na swoim fotelu i wziął gazetę. Jego postawa miała świadczyć o ignorowaniu gościa.
-Proszę pana.... - przemówiła do niego. - Nie jestem jakąś tam „białaską”. Jestem takim samym normalnym człowiekiem jak pana syn, Michael. Kochamy się, jest nam ze sobą dobrze. Miłośc nie wybiera, miłość jest ślepa, ona nie widzi różnic. Dlatego jest potęgą.
Odsłonił gazetę i znowu na nią popatrzył, tylko tym razem jakby z bardziej kwaśną miną.
-Lepiej wyjdź z tego domu, bo nie będzie mi się tu białaska jakaś wymądrzać! - podniósł głos.
Michaelowi przestało się to podobać.
-Tato, przestań! Kocham ją i nie obchodzi mnie kolor jej skóry!
Ojciec wstał z fotela.
-Zamknij się! - krzyknął do syna. - I zabierz mi tego kogoś, bo mnie krew zaleje.
Michael wyprowadził ją z salonu i wychodząc z mieszkania, dodał.
-Nigdy mnie nie rozumiałeś! Jesteś paskudnym rasistą!
Poszli oczywiście do teatrzyku, ale byli tylko oni sami, bo dziś nic nie grano.
-Pieprzony rasista! - był zbulwersowany.
Głaskała go, przytulała, całowała – byleby się uspokoił. To pomagało, ale nadal go to bolało.
-Jak on może mi to robić? Przecież ja cię tak kocham... może jesteś dla mnie kimś więcej niż dziewczyną...
Chwyciła jego dłoń.
-Też cię kocham. Dałeś mi to, czego mi brakowało po śmierci taty...
Pocałował ją.
-Chciałbym cię mieć na zawsze...
Namiętność wymieszała się z miłością w ich pocałunkach. Gdy przerwali, poszli za kulisy. Tam idąc krótkim korytarzem zamknęli się w pokoiku, gdzie zwykle dziewczyny ubierały się i malowały. Lecz oni położyli się na łóżku tam i wrócili do całowania. Mając świadomość, że są sami, zaczęli się rozbierać. I tak nadzy znaleźli się pod pierzyną. Nawet nie zastanawiała się, że robi to po raz pierwszy bez przygotowania i to niedaleko od domu, ale z ukochanym mężczyzną. Nie wiedziała co to ból, ponieważ on dawał jej najwyższą rozkosz. Po raz pierwszy poznawała ciało mężczyzny, po raz pierwszy poznawała seks. Uczyła się miłości fizycznej, która miała zapach i dotyk. Nic nie dzieliło ich ciał, granica się zatarła. Aż w końcu orgazm, którego doznała tak ją sparaliżował, że w pewnym momencie opadła bez sił. Jednak gdy się w niego wtuliła, czuła się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

W jej domu nikt się niczego nie domyślił. Dziadek miał swój świat krzyżówek i piłki nożnej, a mama wciąż coś robiła, by zarobić.
Zamknęła się w łazience i się rozebrała. Stanęła przed lustrem i oglądała swoje nagie ciało. Zauważyła, że schudła – skutek tej całej przeprowadzki i ograniczonego jedzenia. Jej duże piersi zaokrągliły się, nie zwisały już jak dwa worki, ale były bardzo kobiece. Brzuch był niemal płaski, a szerokie biodra idealnie współgrały z wąską talią tworząc figurę klepsydry. Przypomniało się, jak Janet jej mówiła, że taka figura oznacza, że taka kobieta jest bardzo płodna i będzie rodzić piękne dzieci. Nie wiedziała, ile w tym prawdy, więc nie słuchała dalszych ciekawostek odnośnie jej figury. Dłońmi zeszła niżej, swoją kobiecość odkryła przed Michaelem. To dzięki niemu polubiła swoje ciało, które wcześniej miało być jej przekleństwem z powodu szerokich bioder i dużych piersi. Teraz wiedziała, że są to jej atuty. Przyjrzała się swojej twarzy. Duże, szaroniebieskie oczy, duży nos, który dopiero teraz przestał jej przeszkadzać, szpiczasty podbródek, duże usta. Włosy – kasztanowe, długie oraz grzywka, która odrastała. Sama ją sobie podcinała, bo nie mogła sobie wyobrazić siebie bez grzywki, tak było jej dobrze. Gdy już uważniej się sobie przyjrzała, stwierdziła, że się sobie naprawdę podoba. Sprawka miłości, pomyślała i się uśmiechnęła na myśl o Michaelu. Chociaż wciąż pamiętała incydent z jego ojcem, to i tak wspomnienie, kiedy się do siebie zbliżyli było silniejsze i najpiękniejsze.
-I tak będziemy razem. - szepnęła do siebie, po czym weszła do wanny wykąpać się.

W szkole cały czas wysyłała Michaelowi znaki, które nawet sam Damon zauważył.
-Oh Damon, żebyś Ty wiedział, jak my się kochamy... najwyższa miłość... - o niczym innym mu nie mówiła.
-Nie wątpię..
-Mamy takie fajne tajne miejsce... jeśli mi pozwolą, to Ci je pokażę.
-Dobrze.
Na stołówce dłubał widelcem, nie zjadł ani kęsa.
-Źle się czujesz? - spytała.
-Nie... tak jakoś... apetytu nie mam.
-Mogę Ci jakoś pomóc?
-Nie... ja chyba do domu pójdę... chyba mi źle... - wstał od stołu.
Dziwnie się zachowywał, a ona nie wiedziała dlaczego. Potem pomyślała, że zaniedbuje ich znajomość.
-”Muszę mu pokazać teatrzyk, to na pewno mu przejdzie”.

Po lekcjach oczywiście pobiegła z Michaelem udała się drogą do teatrzyku i już nie mogła się doczekać kolejnego przedstawienia.

Glitch City (2)

Minęły prawie 3 tygodnie, odkąd Faith i jej mama wprowadziły się do Glitch City – miejsca, które oznaczało nic dobrego, jednak obie kobiety starały się żyć dobrze pomimo brutalnej rzeczywistości. Faith się uczyła, jej mama pracowała, dziadek spędzał czas u sąsiadów lub przed TV albo krzyżówkami.
-Mamo, wrócę o 22.00! - oznajmiła zakładając najładniejszą sukienkę, jaką miała i balerinki do niej.
Zadzwonił dzwonek.
Dziewczyna niemal w mgnieniu oka znalazła się przy wejściu, nim matka zdążyła dojść. A po ich otwarciu w progu stał ten, na którego czekała: jego jasno-brązowa skóra, kręcone, czarne włosy, piwne oczy oraz ten zniewalający uśmiech znowu ją zaczarowały.
-Cześć! - przytuliła go.
Podarował jej malutkie pudełko. A jego zawartość to...
-Naszyjnik! Jaki piękny! - był zrobiony z bursztynów. - Dziękuje! - pocałowała go w policzek.
-Proszę. Chodźmy, póki nas nie mogą zobaczyć! - chwycił jej dłoń a ona zamknęła za sobą drzwi i razem zbiegli po schodach opuszczając dom.
Jednak... cofnijmy się o kilka tygodni wcześniej...
Praca krawcowej to było za mało, żeby utrzymać rodzinę, dlatego Faith zdecydowała, że podejmie się pracy, jakiejkolwiek, byle zarobić coś i wspomóc matkę oraz emeryturę dziadka. Zatrudniła się jako barmanka w barze. Dopiero w pierwszym dniu dowiedziała się.... że tam pracuje Michael!
A do baru trafiła, ponieważ umówiła się tam z Damonem i powiedziała mu o problemach z pieniędzmi, on odkrył, że tutaj poszukują osób do pracy, więc dziewczyna postanowiła się zatrudnić.
Pierwszą obsługiwaną osobą był właśnie Damon, który poprosił o pepsi. Odnosiła wrażenie, że Damon jest w nią zapatrzony jak w obrazek. Mimo że kręciło się wokół niego wiele dziewcząt (nie ukrywajmy – Damon jest przystojny: niebieskie oczy, jasno brązowe włosy, wysoki, miły i ma poczucie humoru), to jego wzrok był skierowany w kierunku Faith. Od pierwszego dnia zachwyciła go ta drobniutka, choć z kobiecymi kształtami jak klepsydra o kasztanowych włosach i stalowych spojrzeniach dziewczyna. Oraz ten słodki uśmiech.
Wtedy gdy do niej pierwszy zagadał, sądził że ma do czynienia ze zwykłą uczennicą, która dopiero znalazła się tutaj i nie zna się na kilku rzeczach. Lecz gdy tylko odwróciła się w jego stronę, poczuł, jak dreszcz przeszył jego skórę, a gorąc zaczął dokuczać. Za każdym razem tak było, gdy ją spotykał. Nie wiedział jeszcze, co to może być. Wiedział tylko, że to coś nowego dla niego.
Gdy zobaczyła Michaela, miał strój do pracy i trzymał miotłę, którą sprzątał podłogę. Spojrzał na ni ą, po czym wrócił do tego, co robił.
-Nie wiedziałam, że tu pracujesz. - zaczęła. - Chodzimy ze sobą do jednej klasy... jakoś... tak nie było okazji pogadać.
Uśmiechał się, ale nadal milczał.
-Niewiele mówisz. Nie będę cię zmuszać do mówienia. - ubierała kostium do pracy.
Po chwili usłyszała jego głos.
-Szedłem za tobą.
Znowu spojrzała na niego stojąc jakby wbita w ziemię.
-Słucham?
-Szedłem za tobą.
-Do domu? - nieśmiało spytała.
-Zawsze idę za tobą, żeby nic ci się nie stało.
-Nigdy cię nie widziałam.
-Nie podchodzę blisko.
Uśmiechnęła się.
-Miło z twojej strony. Od dziś możemy razem wracać do domu, jeśli nie masz nic przeciwko.
Ponieważ zobaczyła jego białe zęby, odebrała to jako zgodę.
W roli kelnerki sprawdziła się dobrze, szef nie miał powodów, żeby jej coś złego zarzucić.
Poczekała, aż Michael się ubrał i razem wyszli z budynku. Podobał się jej jego ubiór: skórzane spodnie, biała koszula, czerwona muszka oraz czarna kurtka skórzana.
Po raz pierwszy mieli okazję ze sobą porozmawiać.
-Lubisz muzykę, Faith?
-Wypowiedziałeś moje imię. - policzki ją zapiekły. - Owszem, lubię.
-W takim razie zapraszam cię do mojego tajnego teatrzyku.
-Tajnego?
-W podziemiach, tylko dla wybranych osób.
-I ja jestem tą wybraną?
-Jesteś. Ale jeśli nie chcesz...
-Ależ chce... tylko... z teatrem muzycznym mam przykre wspomnienie, które mnie do dziś boli...
-Rozumiem.
-Ale przyjdę, tylko kiedy powiedź.
-Teraz.
-Teraz?
-Tak, zaprowadzę cię.
Byli już na ich osiedlu, on mieszkał po tej drugiej stronie i to na tą stronę przeszli. Zawsze bała się tej strony, bo tu mieszkała czarnoskóra ludność, a Damon nieraz ją przecież ostrzegał. Jednak była z Michaelem, sam jej powiedział, że zawsze idzie za nią, żeby nic jej się nie stało. Uznała, że to miłe z jego strony... i nie może mu być obojętna, skoro to powiedział. Weszli do jakiegoś budynku, schodząc do schodach, zwykle znajdowała się tam piwnice dla mieszkańców. Przeszli korytarz i zatrzymali się przy drzwiach z drewna (wystarczy je podpalić i całe spłoną), wyjął klucz i je otworzył. Było tu ciasno, ale oboje się zmieścili. Stali naprzeciw siebie tak blisko. Dosięgała mu go ust (Damonowi ledwo do podbródka). Patrzyli sobie w oczy uśmiechając się. Mogliby się nawet pocałować. Poczuła miły zapach.
-Czy mi się zdaję, czy Ty pachniesz cukrem waniliowym? - zapytała.
-Tak, mam taki perfum.
-O ja cię! Kocham zapach cukru waniliowego! A ten perfum...
-Tajna receptura. - pokazał białe ząbki.
Schylił się i pociągnął za haczyk i otworzył jakieś podziemne wejście.
-Zejdę, a Ty za mną. - powiedział.
Zaczął schodzić po drabinie tam na dole, a ona za nim czując lekki strach. Paliło się słabe światełko, a gdy zeszli, ledwo widzieli swoje twarze. Wtedy dotknął jej dłoni, lodowatej, gdy zaś on miał ciepłą. Prowadził ją przez ciemny korytarz. Droga kończyła się metalowymi drzwiami. Zapukał trzy razy. Otworzył się otwór z drzwiach widoczny tylko dla oczu – zupełnie jak w filmach.
-Podaj hasło. - usłyszeli.
-WD40.
Drzwi się otworzyły.
-Wd 40? - zapytała, bo wywołało to u niej lekki śmiech.
-Nie mój pomysł. - podobał się jemu jej uśmiech.
Była to nawet duża salka, z krzesłami dla widzów, a na końcu sali, która była najbardziej oświetlona, była scena, a na niej jakieś osoby.
Michael nadal trzymał jej dłoń i skierowali się pod samą scenę. Tam przywitał się ze wszystkim i i przedstawił nową koleżankę. Faith dostrzegła, że znacząca większość osób jest ze szkoły. W życiu by nie przypuszczała, że wchodzą tajnym wejściem.
-Faith. - zwrócił się do niej. - Witaj w naszym świecie muzyki, w naszym teatrze.
-Prezentujemy tu sztukę za pomocą muzyki. - odezwał się chłopak z długimi włosami.
-Rasizm nie jest nam obcy. - odezwała się czarnoskóra dziewczyna. - Dlatego tu się zbieramy i poprzez musicale przedstawiamy szarą rzeczywistość...
-...Która nagle staje się kolorowa! - uzupełnił chłopak w punkową fryzurą.
Musical, teatr muzyczny – wszystko to kojarzyło się jej z jednym. Nagle przed oczmi przeleciały jej obrazy przeszłości: ojciec, jej występy w teatrze muzycznym, Janet mówiąca o wypadku, policjant z jej mamą, pogrzeb, opuszczenie domu rodzinnego... Zamknęła oczy i odwróciła się spuszczając oczy.
-Wszystko w porządku? - spytał Michael.
-Tak... nie... znaczy... - przyłożyła dłonie do twarzy. -Coś mnie boli...
-Co cię boli?
Odsłoniła twarz i ujrzał jej smutny wzrok.
-Serce mnie boli. - powiedziała.
To wtedy po raz pierwszy ją objął. Jego silne ramiona zadziałały natychmiast. Od raz poczuła ciepło na swojej skórze, a na twarzy zagościł nieśmiały uśmiech.
-Uleczę twoje serce. - powiedział.
Oplotła rękoma jego szyję i mocno się wtuliła w niego. Dawno nie było jej tak dobrze i to w czyiś ramionach. Owszem, Damon nie raz ją przytulił tak po przyjacielsku, ale to przy Michaelu poczuła się tak cudownie. Kochała go, tego była pewna, od tej chwili.
Czując w sobie jakąś siłę, poszła z nim za kulisy i dowiedziała się, że są próby do występu do piosenki „Walk Like An Egyptian” zespołu The Bangles. Założyła strój Kleopatry, a Michael Faraona. Do zaśpiewania przydzieloną ją pewną partię, a wszyscy wspólnie mieli śpiewać moment, gdy jest „oh whey oh”.Puścili muzykę.
-Slide your feet up the street bend your back
Shift your arm then you pull it back
Life is hard you know (oh whey oh)
So strike a pose on a Cadillac

If you want to find all the cops
They're hanging out in the donut shop
They sing and dance (oh whey oh)
Spin the clubs cruise down the block

All the Japanese with their yen
The party boys call the Kremlin
And the Chinese know (oh whey oh)
They walk the line like Egyptian

All the cops in the donut shop say
Ay oh whey oh, ay oh whey oh
Walk like an Egyptian
Walk like an Egyptian... - zaśpiewała.
Młodzież polubiła jej głos, uznali że pasuje do nich i od teraz powinna tu codziennie przychodzić, ponieważ ją potrzebują. Dlatego też przydzieli jej piosenkę solo do zaśpiewania - „Luka” Suzanne Vegi. Ma ją zaśpiewać na najbliższym spotkaniu, gdy będzie wystawiane mini przedstawienie, a to tylko początek tego, co miało nadejść – bowiem wszyscy przygotowują wielki musical i to dla szerszej widowni.
Faith wracając z Michaelem podśpiewywali pod nosem. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa. Miała ochotę skakać z radości i to nawet zaczęła robić, ku ucieszy Michaela.
Odprowadził ją pod sam dom. Tam mieli tylko się pożegnać.
-Dziękuje za ten wieczór, nawet nie spodziewałam się, że taki będzie... miałam wrócić tylko z pracy, hihi.
-Będziesz jutro w szkole i w pracy?
-Powinnam być.
-Dobrze.
-Czekaj.
-Tak?
-A co właśnie ze szkołą... czy... teraz będziemy ze sobą tam rozmawiać?
-Tak chciałbym... ale za bardzo mi na Tobie zależy i nie mogę pozwolić, by Ci krzywdę zrobili.
To zdanie dźwięczało jej w głowie i miała wrażenie, że jest taka lekka i unosi się do góry.
-Ale po...
-W pracy możemy, na zapleczu nikt nas nie widzi. A później... jak sama chcesz.
-Bardzo chcę! - skoczyła do góry.
Uśmiechając się do siebie, ponownie jak w teatrzyku objął ją. Lecz tym razem po długich spojrzeniach w oczu złożył na jej wargach pocałunek. To ją oszołomiło, że nie protestowała na te namiętne pocałunki. Miał tak słodkie usta. I te ramiona, które ją mocno, lecz z czułością obejmowały. Tak wyglądało ich pożegnanie.
Gdy przekroczyła próg domu, oblizywała wargi i chciała wykrzyczeć całemu światu, że wreszcie jest szczęśliwa i zakochana.
-Kochanie, gdzie Ty tyle czasu byłaś? - spytała matka widząc swoją córkę i to taką zadowoloną.
-Nigdzie, mamuś... - odpowiedziała rozmarzona.
-A ja wyraźnie widzę, ale nie będę się zmuszać do odpowiedzi. Mam nadzieje, że lekcje odrobiłaś, bo już powinnaś iść spać.
Co ją tam lekcje interesowały, gdy myślała tylko o Michaelu i jego słodkich ustach.
-A, zapomniałabym. - zatrzymała ją matka. - Był tu jakiś chłopak do Ciebie. David... Damon czy tam Daniel. Nie było cię wtedy, więc poszedł sobie. Nie powiedział co chciał od Ciebie, ale to chyba coś ważnego, skoro smutny wyszedł. Ok, idź do pokoju i dobranoc.
-Dobranoc. - znów odpowiedziała rozmarzona.
O Damonie pomyślała tylko tyle, że w szkole jej powie to coś. Przebrała się w piżamę i długo, długo, długo przed zaśnięciem fantazjowała o tych słodkich ustach i ciepłych ramionach Michaela.

Glitch City (1)

Faith w tamtej chwili poczuła, że jej świat się zawalił. Wszelkie marzenia uległy destrukcji, wszelka radość na zawsze zniknęła, życie stało się szare i bez jakiegokolwiek sensu.
Miała wrażenie, że ciąży na nią poczucie winy, jakby to ona była winna wypadkowi.
-Kochanie, ja też cierpię... ale wszystkie się niedługo ułoży. - zapewniała ją matka głaszcząc jej lodowatą dłoń.
Dziewczyna zadawała sobie pytanie, kiedy to „niedługo” miało nadejść, skoro jest tak krytyczna sytuacja. Zmusiło ją do myślenia, że jej marzenia o teatrze muzycznym od zawsze były głupie i gdyby nie musiała wystąpić w musicalu, to by ojciec nie musiał się śpieszyć wracając prosto z pracy na przedstawienie. Bo co to mogło dać, jak nie dojechał... Tir wjechał w jego auto...
O tym wszystkim dowiedziała się po przedstawieniu.
-Faith... - to jej przyjaciółce, Janet przypadło powiedzenie tej strasznej wiadomości. - Twój tata... miał... wypadek...
Wydawało jej się, że się przesłyszała. Janet nie potrafiła wykrzesać z siebie słowa, trzęsła się.
-Janet... powiedź, proszę. - Faith błyszczały spojrzenia.
-Niestety... tak mi przykro... - łzy stały jej w oczach.
Myślała, że się przesłyszała. Nie mogło do niej dotrzeć, że ojciec nie żyje. Wydało się jej to tak niemożliwe, że wybiegła z budynku. Tam stał policjant z jej mamą. Po twarzy matki i minie policjanta już wiedziała, że to niestety prawda.
Tata był jedynym żywicielem rodziny, więc dalsze życie Faith i jej mamy stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Co po takiej tragedii może się z nimi stać.
Okazało się, że ojciec mamy Faith zaproponował im wspólne mieszkanie. Zgodziły się, bo nikt inny nie oferował im pomocy. Tylko, że mieszkanie, które znajdowało się nie dość, że w biednej dzielnicy, to jeszcze daleko od ich domu, który niestety muszą sprzedać.
-Dużo dostaniemy za ten dom + majątek twojego taty. Będziemy skromnie żyć, ja pójdę do pracy, a Ty się po prostu ucz oraz dziadek zawsze pomoże. - powiedziała jej matka, gdy opuszczały ukochany dom.
Dzielnica już od pierwszych chwil się jej nie spodobała. To dziadek raz na jakiś czas przyjeżdżał w odwiedziny, gdyż rozwiódł się ze zmarłą już babcią Faith.
Brud, bieda.... to charakteryzowało to miejsce. Dlatego nazywało się „Glitch City”.
Mama Faith trzymała w swojej chudej dłoni karteczkę z adres, w razie gdyby go zapomniała.
Przechodziły między starymi, blokami. O ściany opierała się zakapturzona młodzież paląca trawkę. Faith poczuła ściśnięcie w żołądku i strach o swoje życie. Natomiast po drugiej stronie, przy kolejnym blokiem zobaczyła czarnoskórą młodzież tańczącą przy odtwarzaczu. Był zatem tu wyraźny podział na rasy. One akurat szły do swojej rasy.
-Jesteśmy córeczko. - zatrzymały się przy właściwym budynku z numerem „12”.
-„Dobrze, że nie 13”. - pomyślała.
Zadzwoniły na domofon. Po charakterystycznym dźwięku otworzyły drzwi do budynku, klamka była wyraźnie brudna, a na drzwiach były przyklejony plastry, bo ktoś wcześniej musiał wybić szybę. Na klatce było czuć smród tytoniu, alkoholu i potu oraz jakiś potraw. Stanęły przy drzwiach do mieszkania „7”. Zapukały. Po chwili otworzył im średniego wzrostu starszy pan. Miał siwe włosy, brodę i okulary. Ubrany był w starą koszulę i spodnie trzymane szelkami. Zaprosił je do środka. Mieszkanie było małe, umeblowane ze starych mebli, ale utrzymane w miarę w porządku, chociaż przydałoby się tu porządne sprzątanie.
-Chodź, pokój Ci pokażę. - powiedział do niej dziadek.
Pokoik był mały, było łóżko, były szafy, była lampka. Dało się to przeżyć, wystarczy odpowiednio udekorować wnętrze. I tak dobrze, że miała swój kąt. Mama miała spać w pokoju, gdzie dawno temu spali jej rodzice, a dziadek powiedział im, że on i tak od pewnego dnia śpi na kanapie.

Mama zatrudniła się jako krawcowa, ponieważ w Glitch City brakuje takich osób, a Faith została zapisana do najbliższej szkoły. Przerażał ją ten budynek, tutaj widać było, że będzie miała do czynienia z trudną młodzieżą oraz z narkotykami, alkoholem i papierosami. To nie to, co miała w poprzedniej szkole, gdzie panował jako taki porządek i było schludnie. Przysięgła sobie, że pozostanie do końca silna i nie da się złamać.

W pierwszy dzień do szkoły z ulgą odetchnęła, że udało jej się przejść między blokami i nikt na nią nie napadł. Starała się tego dnia nie wyróżniać, być przykładną i mieć oczy wszędzie otwarte. Kluczyk do szafki trzymała nerwowo. Bez problemu znalazła szafkę, ale za nic nie wiedziała jak ją otworzyć, był tu jakiś szyfr + klucz. Jeśli zacznie się siłować, to zwróci swoją uwagę. Zaczęła obgryzać paznokcie.
-Nowa? - usłyszała.
Stanął przy niej chłopak, wyższy o głowę od niej. Pierwsze co dostrzegła w nim to te jego niebieskie oczy, które tylko elektryzowały ją.
-Tak. - odpowiedziała mu starając się znosić elektryzowanie jego oczów.
-Każdy nowy ma z tym problem. Pozwolisz? - wskazał na klucz.
Wsadził klucz do zamka, pokręcił nim, a potem kilka razy obrócił kółkiem wokół zamku.
-Proszę. - oddał kluczyk. - Z czasem się nauczysz.
-Dziękuje.
-Damon Bradley. - przedstawił się.
-Faith Coleman. - wymienili uścisk dłoni.
Nie mogła się napatrzeć na jego spojrzenia – nigdy w życiu nie widziała takich oczu.
-Do której klasy chodzisz? - spytał.
-2d.
-Szkoda, nie będziemy w klasie. Ja chodzę akurat do 3b.
-Ale możemy się widywać w szkole.
-I po. - mrugnął okiem. - Wiesz, gdzie masz iść?
-Nie...
-To Ci pokażę... hmm, gdzie 2d ma lekcje... rzućmy okiem na plan! - podeszli do szyby, za którą był plan lekcji dla wszystkich klas. - Masz w 112 lekcje. Zaprowadzę cię tam. - nagle zadzwonił dzwonek. - bo zaraz się spóźnisz!
Gdy dotarli na miejsce, młodzież wchodziła do sali.
-Ok, zajmij miejsce tam. Jak chcesz, to poczekam tu i cię oprowadzę!
-Dobrze, dziękuje, że jesteś taki miły.
-Ja zawsze jestem miły. - znów mrugnął okiem.
Oczarowana nowo poznaną osobą, nie patrzyła przed siebie i uderzyła w kogoś, a wszystkie rzeczy wyleciały jej z rąk.
-Ojej, przepraszam najmocniej! - czuła, jak poliki ze wstydu ją palą.
Zobaczyła, że ręce, które zaczęły jej pomagać należą do czarno-skórnego chłopaka. Gdy spojrzała na jego twarz, nie wiedziała jak mogła określić to, co poczuła. Miał delikatnie skręcone włosy, piwne oczy, duży nos i usta. Nie poczuła tego nawet przy Damonie, to było coś więcej, jakby ją prąd kopnął. A może kopnął.
Chłopak milczał, tylko cały czas patrzyli sobie w oczy. Poddał jej rzeczy i dalej bez słów patrzył. Ona nie bardzo wiedząc jak się zachować, poprawiła kosmyk włosów za ucho i weszła do klasy jakby spłoszona.
Zajęła pierwsze lepsze wolne miejsce. Widziała, że większość dziwnie na nią patrzy. Do klasy wszedł gruby chłopak, ogolony na zero i żujący gumę. Widząc Faith, zrobił dziwną minę.
-Ej laleczka, wypad z mojego miejsca. - odezwał się.
Nie mogła nikomu podpaść, więc wstała i wzięła swoje rzeczy bez słowa.
-No, się rozumie! - powiedział idąc w kierunku swojego miejsca, a mijając się z nią, poklepał ją po tyłku. - Niezła dupeczka. - powiedział.
Czuła się, jakby dostała między twarz. Gorzej być nie mogło. Pocieszała się, że za 45 minut zobaczy się z Damonem, który na razie jako jedyny okazał jej sympatię i ten chłopak... kim on jest?
Na pewno będzie chodzić z nim do klasy. Czy będzie coś dalej?
Ponownie zaczęła szukać nowego miejsca. W tym czasie weszła nauczycielka prowadząca zajęcia. Spod okular spojrzała na Faith.
-Nowa uczennica, rozumiem?
-Tak, proszę pani.
Usiadła przy swoim nauczycielskim biurku i otworzyła dziennik.
-Faith Coleman, tak?
-Tak.
-Dobrze, zajmij miejsce tam na końcu. - wskazała.
Ostatnia ławka w rzędzie przy oknie. A ten chłopak siedział w ostatniej w środkowym rzędzie. Ona siedząc w pewnym momencie powoli odwróciła się do tyłu. Wychwyciła jego spojrzenie, że aż poczuła jakby ciepło w sercu.
-”Czyżbym jednego dnia, w jednej chwili zakochała się? A Damon, i ten chłopak...”.
Nauczycielka, pani Diaz zaczęła czytanie listy.
-Michael Jordan.
-Obecny. - odezwał się ten chłopak.
-”Michael!” - i odruchowo znowu odwróciła głowę i złapała jego oczy.
Następnie wyciągnęła książki i zeszyty i zaczęła notować to, co dyktowała nauczycielka a następnie rozwiązywała zadania bez problemu. Pod koniec lekcji sprawdzano zadania. W pewnym momencie nauczycielka poprosiła Faith o odczytanie zadania. Okazało się, że ma bardzo dobrze zrobione, a w klasie już słychać było szepty. Zadzwonił dzwonek. Patrzyła, jak Michael się pakował. Nie potrafiła oderwać oczu, miał w sobie urok osobisty, rzucił na nią czar, a ona zaczarowana nie mogła przestać myśleć o nim i patrzeć na niego. Wychodząc z sali, zgodnie z obietnicą, Damon czekał.
-I jak pierwsza lekcja?
-No, oprócz dwóch incydentów, reszta przebiegła nieźle.
-A jakich incydentów, jeśli mogę spytać.
-Najpierw wpadłam na Michaela, takiego czarnoskórego chłopaka w mojej klasie....
-Wiem, który to. Uważaj lepiej, byś się z nim nie zadawała.
-Dlaczego?
-W Glitch City jest problem rasizmu między nami – młodymi gniewnymi. Widać to na osiedlu.
-Tam mieszkam.
-Myślę, że z okna zobaczysz, jak często toczą się bójki między białymi, a czarnymi. Jeśli się będziesz zadawać z tamtym, to prędzej czy później banda czarnych na Ciebie napadnie, a potem biali, że zdradzasz swoją rasę.
-Gdzie ta tolerancja?
-No, niestety....
-A Ty? Jesteś rasistą?
-Nie jestem, ale ignoruję czarnych, bo nie chcę mieć kłopotów. Chcę spokojnie skończyć tą szkołę.
-Rozumiem.
Dotarli na stołówkę.
-A teraz mi opowiesz o sobie. - mrugnął okiem.
Wzięli fast food, Damon powiedział, że to jest zdrowsze od innych dań na stołówce, bo przynajmniej jest to jak z McDonalda czy KFC, a tamte dania mogą być robione z resztek ,albo z gorszych rzeczy.
Damon pierwszy zaczął o sobie opowiadań: mieszka w tej „bogatszej” dzielnicy i unika wszelkich kłopotów i miejsc zagrożonych. Gdy skończy szkołę, chce wyjechać z miasta i studiować oraz podjąć się jakiejkolwiek pracy, byle z dala od Glitch City.
Faith trochę się wahała, czy ma mu od razu powiedzieć, co się wydarzyło w jej życiu, więc prosiła go o dyskrecje a on na słowo honoru, z ręką na sercu obiecał. Przekonana tym opowiedziała mu o życiu przed przeprowadzką: jak to mieszkała w dzielnicy dużego miasta, jej dom był duży, z ogrodem, do którego uwielbiała chodzić i przebywać tam. Pisała tam zawsze wiersze, rozkoszowała się widokiem roślin i zapachem kwiatów. Jej wielką pasją był śpiew i granie, więc chodziła do teatru muzycznego i grała małe, ale znaczące role. Niespodziewanie dostała główną rolę w musicalu, który przypominał Romea i Julię muzycznie. Tata obiecał jej, że postara się przyjechać, najwcześniej jak się da, bo ma dużo pracy. Gdy skończył pracę, zobaczył, że przedstawienie już trwa, więc z ogromną prędkością jadąc autem i to w deszczu śpieszył się do teatru. Gdy nadszedł punkt kulminacyjny przedstawienia, to wtedy jej ojciec nie dostrzegł Tira, który chwilę potem wjechał w jego samochód... i tak przestała kochać swoją pasję, a jej życie diametralnie się zmieniło.
-Tak mi przykro, Faith. - powiedział poruszony Damon. - Nawet nie sądziłem, że... - westchnął. - Jeśli potrzebujesz pomocy, to możesz się do mnie zwrócić.
Skinęła głową delikatnie się uśmiechając, a on znowu poraził ją niebieskimi spojrzeniami.
Nagle dostrzegła, jak ten, co ją klepnął w tyłek, nijaki Steve Jones wywalił jedzenie Michaelowi śmiejąc się.
-To straszne. - skomentowała.
-Niestety... ale nie możemy mu pomóc.
Wtedy przy Michaelu pojawiła się grupa czarnoskórej młodzieży. Zaczęli grozić Jonesowi i jego grupie. Po wymianie zdań, rozeszli się, a wszyscy wrócili do zjadania posiłków.
-Teraz sama widzisz, że nie można z nimi zadzierać, w ogóle rozmawiać.
Dziewczyna westchnęła i spojrzała na Michaela i ponownie dostrzegła jego oczy i poczuła szybsze bicie w sercu.

Gwiazda - wersja druga (2)

Michael i Magg weszli do salki, gdzie tańczyli ich przyjaciele do piosenki „How Deep Is Your Love” Bee Gees. Najbardziej im w oczy rzucił się widok Matta i Faith – objętych, poruszających się do utworu. Miała wyraźny uśmiech, a w oczu płynęła łza, a on ocierał je kciukiem i czule ją całował. To było coś pięknego i romantycznego.
-Udało im się! - Maggy nie ukrywała swojej radości. - Nareszcie, nareszcie widzę to, co chcę widzieć!
Michaelowi też to się podobało.
-Pięknie razem wyglądają. - powiedział.
Skinęła głową.
-Tak, cieszę się, że w końcu są ze sobą, ile można było czekać.
-Właśnie.
Stali i patrzyli na inne pary, ale to Matt i Faith przykuwali ich wzrok.
-Zatańczysz? - wypalił Michael.
-Hmmm... niech będzie, co mi tam. Ale mam nadzieje, że nie będziesz pajacować... ja wciąż pamiętam bal w liceum... i...
-Spokojnie! Nic głupiego nie zrobię. - puścił oczko.
Jedną dłoń miał na jej plecach, drugą trzymał jej dłoń. Poruszali się do piosenki, sami wyglądali jakby byli parą. Pasowali do siebie. Podobnie się ubierali, zachowywali... za dużo podobieństwo... bo przecież ona go nie znosi. Choć teraz po tym, jak uratował jej torebkę zrobiła się dla niego łagodniejsza. Spojrzała na niego po prostu inaczej. A że był wyższy od niej, pocałował ją najpierw w czoło, tak po prostu. Nie zareagowała, ale w myślach tysiące myśli się przewalało. Spojrzała za to mu w oczy. Nie odwracał wzroku, miała przecież takie piękne oczy. Schylił trochę głowę, by ją pocałować. A gdy to zrobił, nie protestowała, była tym zaskoczona. Była zawsze ciekawa jego ust, jak one smakują. Były takie słodkie, delikatne, miękkie. Widząc, że nie ma nic temu przeciw, pozwolił sobie całować ją namiętnie. Przez chwilę zapomnieli o bożym świecie. Jednak ona się opamiętała – przecież całowała kogoś, kogo nie znosi. Dlatego oderwała się od jego warg odpychając go rękoma i wybiegła z pomieszczenia. On za nią.

Stanęła przed wejściem, przetarła twarz dłoniami i zastanawiała się, co ona zrobiła i dlaczego, jak ona mogła całować Michaela?!
-Maggy, no czemu mi znowu uciekasz? - spytał stojąc przy niej.
-A Ty jak śmiałeś mnie pocałować? - krzyknęła jakby z pretensją w głosie.
Jej ton głosu go poraził, ale długo milczeć nie zamierzał.
-To w takim razie czemu wtedy nie zaprotestowałaś, nawet jak Ci wsadziłem język do ust?
Co ona mogła mu odpowiedzieć... przecież faktycznie wtedy nie zareagowała. Ona chciała tylko... to miał być tylko pocałunek...
-Bo mnie to zaskoczyło tak, że nie mogłam zareagować!
Prychnął.
-Boisz się przyznać, że Ci się podobało, prawda? - uśmiechnął się jak cwaniak, czuł się jak zwycięzca.
-Wcale nie! - broniła się.
-Weź się przyznaj, bo teraz kłamiesz, a oboje się tym brzydzimy.
-Ja się Tobą brzydzę!
Zamilkł.
-Uparciuch z Ciebie, Magg. - dodał po chwili.
Nie odpowiedziała, tylko nerwowo odwróciła się i ruszyła do przodu.
-Ja mu pokaże. - mówiła do siebie idąc. - Ja mu udowodnię, że.. że mnie popamięta!
Chciała zaszaleć, potańczyć, więc słysząc ciekawą muzykę z klubu, przy którym przechodziła, weszła do środka. Były osoby podobne do niej, jeśli chodzi o ubiór. To jej się podobało.
-„Zaraz znajdę fajnego chłopaka takiego jak ja!”.
Zauważyła chłopaka z irokezem postawionym na żel, miał na sobie ramoneskę oraz glany. To ją właśnie kręciło. Odważyła się do niego podejść, zagadać a potem pójść na parkiet zatańczyć. Nie szkodziło jej, że znała go kilkanaście minut, on ją mocno do siebie przyciskał, a ona obejmowała szyję. Zdawało jej się, że widziała Michaela, a potem uznała, że jej się przewidziało. Nieznajomy powiedział jej, że musi zapalić papierosa, ale Magg odpowiedziała, że z nim wyjdzie, bo potrzebuje zaczerpnąć powietrza. Przed budynkiem wyciągnął paczkę, chciał ją poczęstować, ale odmówiła mówiąc, że nie pali. Zapalił i tak przez chwilę palił, bo potem wyrzuci papierosa i przygniótł go butem. Spojrzał na nią, uśmiechnęła się.
-Ładna jesteś. - powiedział.
-Dziękuje.
-I taka samotna...
-Nie narzekam, mam przyjaciół.
-I cię zostawili?
-To znaczy... chcą się sobą zająć...
Podszedł do niej tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy.
-Ja się teraz tobą zajmę.
Od razu wsadził jej język do ust. Zrobił to po chamsku, więc go odepchnęła, ale on siłą trzymał.
-Puść mnie!
Siłowali się. Uderzył ją w twarz tak, że upadła. Za włosy pociągnął ją i pchał w krzaki. Gdy próbowała krzyczeć albo udało jej się wydobyć głos, bił ją i kazał milczeć. Brutalnie zaczął ją rozbierać. Wtedy ktoś go pociągnął do tyłu i uderzył. To był Michael. Śledził ją i gdyby nie to, nikt by jej nie uratował. Gwałciciel zemdlał, a Magda ledwo ubierała się. Mike ukucnął przy niej i spytał czy nic jej nie jest. Odpowiedziała, że już jest ok. Pomógł jej wstać i założyć resztę ciuchów. Przytuliła się do niego płacząc. Potrzebowała czyiś ciepłych ramion. Objął ją głaszcząc jej włosy i uspokajając ją, że już jest dobrze i nic jej nie grozi. Gdy przestała płakać, spojrzał na nią. Odwzajemniła to. Znów chciał ją pocałować, lecz wtedy ona się odchyliła i patrzyła jakby przerażona, jakby coś dostrzegła w nim niepokojącego.
-Wszystko w porządku? - spytał.
Wciąż tak samo patrzyła, więc się obejrzał za siebie. A gdy chciał znów na nią spojrzeć, uciekła. Znowu. By nie dopuścić do poprzedniego incydentu, biegł za nią. Dotarli do swojego hoteliku. Chciała się zamknąć w swoim pokoju, ale on był szybszy i już tam był.
-Nie możesz w nieskończoność uciekać, Maggy. - powiedział do niej.
-Proszę... ja mam na dziś koniec... tego wszystkiego!
-Uspokój się.
-To Ty to zacząłeś! Musiałeś mnie całować?!
-Mogłaś mnie parsnąć za to w pysk.
-O, to zaraz to zrobię!
-No, to dawaj agresywna kobieto!
-Zamknij się!
Gdy miała już go uderzyć, gdy już zawiesiła rękę w górę, chwycił ją i przyciągnął do siebie, a na koniec pocałował.
-Osz... Ty... - próbowała coś powiedzieć, ale on ją wciąż całował.
Na początku odepchnąć go chciała, wyrywała się. Ale ten smak ust... był taki pyszny... że stała się taka lekka, delikatna. Padli razem na łóżko. Przy namiętnych pocałunkach rozbierali się przewracając się na tym łóżku. Ich nagie ciała były dla nich wzajemnie podniecające. Każdy dotyk, pocałunek wywoływał silne emocje. Dotykali swoich intymnych miejsc, ona czuła, że ruch jego języka sprawi, że eksploduje, a jemu ciało drżało i głośno wzdychał. Ich ciała stały się jednością, nic ich już nie dzieliło, nic nie mogło już tego przerwać, to się działo tu i teraz. Robił w niej zdecydowane ruchy, ale były one takie, że za każdym razem jęczała, a gdy zaczynała szczytować to nie powstrzymywała się od głośnych jęków. Przycisnęła jego dłonie do swoich pięknych piersi, tak kobiecych, że potrafił swoimi ustami mocno się w nie wtopić i ssać sutki. Starał się też nie przerywać gierki między ich językami.
Gdy jej orgazm osiągnął najwyższy poziom, opadła a on na nią. Krople potu spływały po ich ciała, starali się złapać oddech. Więc tylko przytulili się do siebie. Milczeli, słyszeli tylko swoje sapanie. Wystarczyły tylko gesty, on głaskał go, a ona palcami spacerowała po jego klatce piersiowej. Gdy już nic nie robili, zasypiali, aż każde w swoim czasie usnęło.

Rano obudziła się pierwsza, on jeszcze spał. Przez chwilę czuła, że to jeden z tych jej dziwnych snów z Michaelem. Poczuła jego dłoń na jej ramieniu.
-Maggy. - powiedział. - Maggy, skarbie... - ziewnął. - która jest godzina?
Pod kołdrą był zupełnie nagi, jak ona. A więc jednak.
-O gorze! - krzyknęła odskakując, przez to wywróciła się z kołdrą na podłogę. Mike myślał, że to kolejna ich gierka, więc położył się na podłodze z Magg. Gdy miał już ją pocałować.
-Weź! - zaczęła go odpychać.
-Najdroższa, czy coś się stało?
-Ty jesteś nago!
-No, jestem.
-I ja jestem!
-No, jesteś.
-Uprawialiśmy seks!
-No, uprawialiśmy.
-Obudziłam się przy Tobie!
-No, obudziłaś.
-Nie mów „no”.
-No co?
-Co ja zrobiłam!
-Ja tam nie żałuje.
-No pewnie, wreszcie mnie zaciągnąłeś do łóżka! - powiedziała z przekąsem.
-Nie żałuje, bo cię kocham.
-Że... że co?!
-No co, kocham cię Magg!
-Kurwa!
-Maggy...
-Kurwa, a wiesz w czym tkwi problem?!
-Słucham.
-Też cię kocham, głupku!
Rzucili się w swoje ramiona, wargi spotykały się ze sobą a ciała stały się jednością – znów.

Nie tylko Magg i Michael kochali się tej nocy. Również podobnie wydarzyło się w przypadku Matta i Faith. Po tańcach poszli jeszcze na krótki spacer a potem wrócili do jego pokoju. Położyli się w jednym łóżku i mieli spokojnie spać. Jednak w pewnym momencie przytuliła się do niego, po prostu. Następnie jego dłoń powędrowała w stronę jej koszulki nocnej. Dotykał jej biustu dokładnie, jakby je badał. Gładziła dłońmi jego tors, był pokryty delikatnymi włoskami. Z samych pieszczot przeskoczyli na ten etap wyżej. To była dla nich nowość, po raz pierwszy odkrywali ludzkie ciało, odkrywali swoją miłość. Przełamywali nieśmiałość przed nagością, uwalniali wszystkie emocje, które trzymali w ukryciu przed sobą. To było dla nich najważniejsze wydarzenie w ich życiu, które również tylko umocniło więzi między nimi. Już byli pewni, że są dla siebie stworzeni, są dwoma połówkami, które się ze sobą łączą, po prostu pasują do siebie. Są też na tyle silne, że trudno jest je rozdzielić. To była potęga ich miłości.

Maggy i Faith spotkały się przy robieniu śniadania dla wszystkich. Obie miały ten charakterystyczny uśmiech oraz... koszulę ich chłopaków.
-Maggy, Maggy. - zaśmiała się Faith.
-Wiem, wiem, Faith. - mrugnęła do niej.
-Jestem taka szczęśliwa.
-Ja tak samo.
-Tak czułam, że kiedyś to nastąpi między mną a nim... i między wami!
-Co Ty nie powiesz?
-To było oczywiste, że się w Tobie podkochuje!
-Tak jak, że Matt w Tobie!
-Hihi, my to jesteśmy szczęściary!
-O tak! - objęły śmiejąc się.

Trasa wciąż trwała, przynosiła liczne sukcesy dla wszystkich. Kto by pomyślał, że to dzięki niej rozkwitnie na dobre miłość dwóch par. A nawet jeszcze lepiej w przypadku Faith i Matta – oświadczył się jej! Powiedział, że za długo na ten moment czekał, a ona bez wahania się zgodziła. Gdy tournée się skończy, pobiorą się. A teraz okazało się, że gdy się kończy, to narzeczeni niedługo zostaną rodzicami! Oczywiście są bardzo z tego faktu szczęśliwi, a para zapowiedziała, że Maggy i Michael mają być chrzestnymi dziecka. Oraz jasna sprawa, dziecko dostanie imię po którymś chrzestnym, zależy jakiej płci będzie. Miejmy nadzieje, że wszystko dobrze się potoczy. Bo tak musi być! Koniec i basta i kapusta!

Gwiazda - wersja druga (1)

-MICHAEL!!! - wrzasnęła jak to zawsze Maggy na ową osobę, gdy tylko ten próbował ją dotknąć.
-Zbliż się znowu albo chociaż spojrzyj na mnie, to zrobię tu sepuku!!!
Chłopak spłoszony odszedł, jednak obiecał sobie, że i tak zbliży się do niej.
-Magg, ale z Ciebie herszt. - powiedział cicho.
-Won!!
Na dziś więc wolał się jej nie pokazywać, dla ich dobra.
Maggy nie tolerowała Michaela, choć mieli te same poglądy zainteresowania, przede wszystkim śpiew, ponieważ oboje byli wokalistami. Jednak ona nie znosiła go, bo uważała go za narcyza, kobieciarza, pseudo gwiazdę. On zaś uwielbiał ją, była dla niego wzorem i ubolewał, że tak jest między nimi i starał się robić cokolwiek, byleby ich relacja się polepszyła.
Tym sytuacjom przyglądali się ich wspólni znajomi: Faith, Matt, Conni, Alan, Claudia, Andy. Nie potrafili temu zaradzić. Ale pilnowali na spotkaniach, by tych dwoje się nie pożarło ze sobą.
Faith miała urodziny i zorganizowała małe przyjęcie dla swoich znajomych. Oczywiście wszyscy zaproszeni przyszli, w tym Mike i Magg. Nie siedzieli obok siebie, ale on szukał tylko momentu, by znaleźć się obok niej. Tymczasem Matt miał jakiś specjalny prezent dla Faith. Faith była w nim zakochana, on w niej też, ale oboje nie wiedzieli o wzajemnym uczuciu, więc pozostawali na etapie przyjaźni. A ten prezent miał być krokiem w przód. Matt poszedł po coś i po chwili wrócił z klatką, a w niej był... królik!
-Boże, jak słodki! - dziewczyna była wniebowzięta.
-Nazwij go jak chcesz. - powiedział ciesząc się jej radością.
-Michael!
-Maggy! - powiedziała imienniczka, bo nie zniosłaby, że tak urocze stworzenie miałoby mieć imię tak nieuroczego człowiek.
-To jest facet. - wtrącił Andy.
-Szczymryj! - odezwała się Conni, siostra Andrew.
-Niech będzie... Beny... - powiedziała nieśmiało Faith i nieśmiało spojrzała na niego.
-Tak... - powiedział cicho. - To idealnie imię...
Tak patrzyli na siebie czując pewien magnetyzm. Następnie wyjął królika i dał go na ramiona właścicielki. Pogłaskała zwierzątko czując jego mięciutkie futerko.
Michael bardzo chciał dotknąć Benego, więc wstał od stołu. Maggy też.
-Bo go przestraszysz tym straszydłem na głowie. - powiedziała mu.
-On mnie na pewno pokocha.
-Wątpię.
Faith przekazała mu zwierzaka. On również był nim zauroczony.
-No, dejwaj mi. - odezwała się Magg.
-Chwila... - odpowiedział jeszcze bardziej tuląc królika.
-No, oddejwaj!
-Maggy...
-Michael!
Z rękoma ruszyła na niego chcąc mu wyrwać Benego z rąk, więc przestraszone zwierzątko... wskoczyło na głowę Maggy.
-Zaraz go zdejmę! - zadeklarował Mike, po czym powoli wysunął dłonie w stronę królika. Gdy chciał go chwycić, miał palce tak blisko, Beny zeskoczył, a Michael zawahał się i runął na Magg, przewracając się z nią. Ale jemu spodobało się, że leży na niej, jej już nie.
-Złaź zboczeńcu! - zepchnęła go.
A króliczek skakał po mieszkaniu, a niektórzy starali się go złapać.
-Coś mi się zdaję, że Beny to rozrabiaka. - stwierdził Andy.
-Możecie sobie łapy podać. - powiedziała Claudia, jego dziewczyna.
W końcu Matt złapał „uciekiniera” i wsadził go z powrotem do klatki. Maggy miała potargane włosy i czuła, że wszystko ją boli.
-Pomasować? - z uśmieszkiem zaproponował Mike.
Ta zawyła ze złości i mocnym przytuptem udała się do łazienki z Faith i Claudią.
Skończyło się tak, że do końca przyjęcia Beny siedział w klatce, a Maggy i Mike z dala od siebie.

Kilka dni późnej oboje mieli wyruszyć w trasę... razem... ona jako support, on jako ta główna gwiazda. A odmówić nie mogła, jednak zastanawiała się, jak przeżyje najbliższe dni. O tyle dobrze, że przyjaciele będę wokół niej.
-Zobaczysz, będzie nam wspaniale! - Michaelowi udało się ją objąć, lecz ona wyrwała mu się z ramion.
-Weź się! Spróbuj mnie tknąć, to zobaczysz! Skręcę Ci... - nie dokończyła.
-Dokończ... dokończ, maleńka proszę. - podpuszczał ja.
-JAJA CI WYRWĘ!
-Lejdis... - powiedział do nich Andy... - end dżentelmen...- dokończył po chwili.
Wściekła opuściła pomieszczenie.
-Mam pecha. - stwierdził Michael.
-Jest uparta, nic nie zrobisz.
-Zobaczysz... ten wyjazd ją odmieni. Ja to wiem! - uniósł palec wskazujący do góry.

Faith i Matt umówili się do restauracji. Zamówili jakieś mięso w sosie oraz lampkę wina. To właśnie w swoim towarzystwie najlepiej się czuli. On starał się patrzeć jej w oczy, lecz jego nieśmiałość sprawiała, że jego wzrok latał po kątach, gdy ona spokojnie na niego patrzyła.
Jednak nie miał nic przeciw, gdy spacerując po mieście wzięła go pod ramię. Faith uwielbiała jego ten charakterystyczny chód, jakby miał krzywe nogi. Zresztą, od czasów szkoły takie miał. W końcu to ona go wybrała do tańca na balu szkolnym i razem ćwiczyli. To wtedy między nimi zaiskrzyło, lecz przecież przez te kilka lat żadne się do tego nie przyznało...
Wtedy również trwał już konflikt Maggy-Michael. Michael był najlepszym kumplem Matta i razem siedzieli w ławce, natomiast Faith siedziała z Conni. Claudia, Maggie i Andy chodzili do równoległej klasy, Alan był o rok młodszy od nich, więc nie był z nimi w klasie.
Michael i Matt to dwie kontrastujące ze sobą osoby: Matt należał do osób spokojnych, nieśmiałych, wrażliwych, romantycznych, zaś Michael był niczym burza, nie potrafił się opanować, głośno mówił co myśli, dowcipkował, inaczej się ubierał i w szkole zawsze musiała być „akcja” z jego udziałem, dlatego ciągle miał jakieś uwagi od nauczycieli.
Oczywiście jak znalazła się okazja, to musiał dogryźć Maggie, wywyższał się nad nią i rywalizował z nią. Przez takie zachowania nie lubiła go i tak do teraz to trwa i uważa go za nadętego bufona. Nie wiedziała jednak, że to były jego „końskie zaloty” do niej, gdyż zależało mu, by zwróciła na niego uwagę. Wg niego Magg była kimś niezwykłym, kimś idealnym dla niego.
Cóż... ale jak ona nadal go nie znosi...

Magg poszła się przejść z Claudią i Conni na zakupy, potrzebowały strojów na jutrzejszy występ. Jasna sprawa Mike się o tym dowiedział potajemnie od Andiego, Andy od Claudii, więc udał się za nimi i śledził je z daleka , właściwie tylko Maggy. Wszystkie kreacje, które wybierała podobały się jemu i podziwiał jej piękną sylwetkę i długie włosy.
Michael mając przebranie – czarny kapelusz, chustę na szyi i okulary przeciwsłoneczne wszedł do sklepu. By nie wydać się jeszcze bardziej podejrzanym, macał ubrania jako, że przegląda przyszły zakup, lecz spod okular spoglądał na uśmiechniętą Maggy. Chciałby, żeby tak się do niego uśmiechała.
-Przepraszam... szuka pan czegoś?
Ekspedientka uśmiechem zakamuflowała zdziwienie, gdy Mike patrząc na Magg dotykał tą samą kremową sukienkę.
-Nie... - również się do niej uśmiechnął.- Ja po prostu... no... patrzę sobie. Poradzę sobie!
Gdy odwrócił się chcąc iść, uderzył w manekina, który od tego zaczął się kołysać. Ekspedientka złapała manekina, by go wyprostować, zaś Mike zaplątał się w ciuchy i przewrócił się tak, że o jego nogę ktoś się potknął i to nie byle kto.
-MICHAEL! - wydarł się ten znajomy głos.
-Fuck... - jęknął tylko.
-Jest Michael, jest akcja! - skomentowała Conni.
-I to jak zawsze z Maggy. - dodała Claudia.
Oburzona zachowaniem Michaela, Magg pośpiesznie opuściła sklep. I tu znowu pech ją dopadł w postaci jakiegoś małolata, który biegł w jej stronę, jednym ruchem wyrwał jej torebkę.
-MOJA TOREBKA, ODDAWAJ! - wydarła się biegnąc za nim.
Mike pobiegł za nią, mając nadzieje, że złapie małego bandytę, więc wybrał inną drogę. Gdy jego i złodzieja ścieżki się przecięły, Michael powalił go ciosem między oczy. Gdy tamten upadł, wziął torebkę, otarł z brudu i wręczył właścicielce, która przyszła i nie wierzyła w to, co się stało.
-Ale... jak... aa... ja... - jąkała się biorąc torebkę.
-Przejdźmy się do hotelu. - powiedział sugerując, by przeszli się.
Nie wypadało jej odmówić – uratował jej rzecz. Zatem skinęła tylko głową i obok niego szła w stronę hotelu.
-Dziękuje. - powiedziała nieśmiało po kilku minutach ciszy.
-Spoko. - odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
Szli dalej nie odzywając się do siebie.
-Przepraszam za to w sklepie. - przerwał ciszę.
-Nic się nie stało. - odpowiedziała.
-Chciałem... Ci doradzić ubiór na koncert... chociaż Ty i tak pewnie sama wiesz...
-Miło z twojej strony. Jutro z rana pójdę coś kupić, bo wiem co. Oby tylko nie wykupili.
-A co konkretnie?.
-Czerwoną sukienkę z długimi ramionami. Zwykła prosta, ale elegancka.
-Czerwień to ognisty kolor, podniecający, zwłaszcza, jeśli kobieta ma coś czerwonego na sobie. To prowokuje mężczyzn. - mrugnął.
-I o to chodzi. - również puściła oczko.
Dawno, by nie powiedzieć wcale, nigdy im się tak dobrze ze sobą nie rozmawiało.
Ich znajomi po raz pierwszy odetchnęli z ulgą, że Mike i Magg nie kłócą się ze sobą.

Tymczasem Conni z odtwarzacza włączyła muzykę, więc Alan porwał ją do romantycznego tańca.
-Ty i ja. - szeptał i całował jej słodkie usta.
-Na zawsze. - mocniej się w niego wtuliła.
Claudia widząc to powiedziała do Andiego.
-O, ucz się od niego! Tak powinieneś się zachowywać!
-Ależ misiu...
-Okaż mi swoją miłość!
Po chwili zastanowienia, Andy odszedł daleko gdzieś, przez co Claudia pomyślała, że zignorował ją całkowicie. Lecz po chwili wrócił i dosłownie wyrwał ją od stolika do tańca. Tańczył z nią niczym Patrick Swayze w Dirty Dancing.
-Boże, Andy! - była mile zaskoczona.
-Mów mi Andrrrreo, rrrr!
Zaśmiała się i pocałowała go.
Na taniec skusiła się Faith i raz tylko musiała prosić, by Matt zgodził się w ogóle tańczyć.
-Przypomina mi się teraz liceum. - powiedziała.
-Mnie też.
-Hihi, pamiętam jak na pierwszej próbie podeszłam do Ciebie i poprosiłam byś mi towarzyszył. Hah, cudowny był ten bal! Takich rzeczy się nie zapomina.
-Oczywiście. - uśmiechnął się.
-I pamiętam, jak Ci dałam wtedy buziaka w policzek, to było takie słodkie! Wyglądałeś uroczo...
-Ty również... - poczuł, że go poliki pieką.
W tym momencie poczuł jej wargi na swoich. Teraz na nią spojrzał i ujrzał błysk w jej oczach.
-Chyba cię kocham. - powiedziała.
-Ja chyba Ciebie też... - powiedział to tak nieśmiało.
Dotknęła jego policzka. On dotknął jej policzek. Ponownie poczuli swoje usta, a po chwili wilgotne i ciepłe języki.
Nie zwracali na nikogo uwagi, byli w swoim małym świecie, gdzie istnieli tylko oni i ich miłość.