CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 28 maja 2011

Miłość czy przyjaźń? (1)

Elisabeth, zwana również Lisabell albo Liz miała 21 lat, studiowała psychologię razem ze swoją najlepszą przyjaciółką Rhiannon „Rhiann”, starszą o 3 lata. Również obie pracowały w tym samym barze jako kelnerki. Ich przyjacielem był też Adam, rówieśnik Rhiann, pracował jako barman, ale nie poszedł na studia jak jego przyjaciółki. Do ich trójki należał też chłopak Rhiann, Benny, który pracował jako DJ i występował m.in. w tym klubie. To takie słowa wstępu.

Tego dnia Liz wpadła do swojego baru, niczym dzikie zwierzę, pełne agresji. Adam czyścił szklanki i przyglądał się znajomej uważnie próbując wywnioskować, co jej jest.
Usiadła przy barku opierając ręce na blacie.
-Adam... daj mi coś mocnego...
-Chciałbym wiedzieć, co Ci jest.
-Daj coś mocnego..
-Lisabell... nie chcę cię oglądać pijaną.
-Ok, chcesz wiedzieć? Ten dupek pieprzony...
-Spokojnie... - uciszał ją.
-Boris mnie zdradza.
-Ten, co rzekomo przysięgał Ci miłość, wierność, uczciwość i aż do śmierci?
-Taa, ten...
-Takim facetom zależy tylko na seksie.
-I chyba dlatego mnie zdradził, bo z nim się nie przespałam.
-Prawdziwy mężczyzna szanuje siebie i swoją kobietę i on nie miał prawa cię zmuszać do szybkiego ściągania majtek.
-Wiem Adam... ale rzuciłam w nim butem.
Adam parsknął.
-Czym?
-Butem, addidasem. Nie mogłam się opanować.
Pokiwał głową.
-A on Tobie nic nie rzucił.
-Nie, zaczął te odzywki w stylu „To nie tak jak myślisz”.
-Rozumiem.
-...To dasz coś mocnego?
-Idź do domu i zaparz sobie Meliskę. I nie płacz, bo na idiotów nie warto wydawać łez.
-Tu jest problem.
-Dlaczego?
-...Bo on się pieprzył z właścicielką mojego mieszkania. I chyba nie zauważyłeś tego. - wskazała palcem.
Wychylił się i dostrzegł jej plecak, jakby wypchany.
-Wywalili cię?
-Tak, a ja powiedziałam, że nie chcę wracać. Tylko nie mam gdzie mieszkać.
-O kurwa mać...
-Coś znajdę, nie martw się.

Tylko, że Lisabell przeglądała gazety, chodziła po mieście czegoś szukać. Nic nie znalazła.
-Gówno, nic nie ma. - jęknęła, gdy siedziała ze swoimi przyjaciółmi.
-W takim razie musisz zamieszkać u nas. - Benny poklepał ją po ramieniu.
-Tylko gdzie ona będzie spać. - zmartwiła się Rhiann - My mamy tylko nasze łóżko i mało miejsca.
-Kurwa... - Liz znów jęknęła.
-Ja mieszkam sam... - cicho powiedział Adam. - ale nie wiem czy..
-Jeśli mam gdzie u Ciebie spać..
-Masz, tylko czy Ty...
-Tak, CHCĘ!
-No i sprawa wyjaśniona! - Rhiannon uśmiechnęła się z Bennym.

Liz wprowadziła się zatem do mieszkania Adama. Mogła spać na rozkładanej kanapie albo w łóżku.
-Ale to twoje mieszkanie i Ty powinieneś spać na łóżku. - powiedziała.
-A Ty jesteś kobietą i Tobie należy się wygoda i dobre traktowanie. Dla mnie rozkładana kanapa jest wygodna, a dla Ciebie łózko będzie idealne.
Nie chciała mu się sprzeciwiać, i tak go nie przekona.

Lecz pierwszej nocy nie spała wcale. Wstała i poszła po cichu do kuchni, by nie obudzić go. Wzięła paczkę krakersów.
-Tylko kilka mnie zostaw. - odezwał się nagle.
-To Ty nie śpisz?
-Już nie.
-Przepraszam, nie chciałam cię budzić.
-Spoko, wcześniej nie spałem.
-Ja nie mogę zasnąć. - usiadła na krześle przy stole. - Mam wrażenie, że zaczynam się gubić.
-Masz gdzie mieszkać, spokojnie. Nie wyganiam cię. Póki nie znajdziesz swojego kąta, to będziesz u mnie mieszkać.
-Ale Ty kiedyś poznasz dziewczynę..
Westchnął.
-Nie mam czasu na kobiety. Wystarczy mi to, co mam.
-Nie chcesz mieć nikogo?
-Nie potrzebuje, tak jak one mnie.

Adam bowiem miał pewien uraz... raz zawiódł się na dziewczynie, w której się zakochał, a ona najpierw pozwalała mu, by kupował jej kwiaty, pisał piosenki... A potem okazało się, że miała kilku facetów i nigdy nic do niego nie czuła, a tylko wyśmiewała go za jego plecami. Adam próbował potem związać się z innymi dziewczynami, ale szybko to się rozpadało. Dlatego teraz nie chciał mieć nikogo.

Lisabell próbowała się zadzwonić do swojej matki, ale nikt nie odbierał telefonów. Dopiero potem otrzymała list od cioci, że mama wylądowała w szpitalu na zapalenie płuc. Liz bardzo się przejęła.
-Powinnam do niej pojechać. - wyznała Adamowi
-Słusznie, jedź.
-Ale nie chcę sama...
Chwila ciszy.
-Chcesz, bym Ci towarzyszył?
-Jeśli możesz...
Zgodził się, więc kilka dni później wsiedli do pociągu. Przez całą drogę rozmawiali, później Elisabeth zrobiła się senna, więc oparła głowę o jego ramię. Nie chciał się nawet ruszyć, by nie przerywać jej spokojnego snu. W pewnej chwili jego samego dopadła senność i też zasnął.
Obudził ich konduktor.
-Wstawać dzieciaki, dojechaliście.
Ona była tak senna, że nie chciało się jej ruszyć, on przeciągał się kilka razy.
Wziął jej torbę, by nie dźwigała, a ona nadal śpiąca złapała go za ramię.
Korzystając z komunikacji miejskiej, dotarli do szpitala. Po drodze kupili kilka róż.

-Mamo... mamo..
Była zmęczona na twarzy i ledwo mówiła.
-Mamo... to ja... Elisabeth... jest ze mną Adam. Przyniosłam Ci kwiatki... mam nadzieje, że... wyzdrowiejesz... bo nie chcę cię stracić.

Gdy Lisabell była nastolatką, jej ojciec rozwiódł się z matką, odchodząc do innej kobiety. To był dla niej i jej mamy cios, ale dawały sobie radę.
Teraz Liz miała pretensje do siebie, że rzadko matkę odwiedzała i nie opiekowała się nią.
-Wyjdę z tego... - mówiła jej matka. - Albo spotkam się z twoją babcią i dziadkiem.
-Nie mów nawet tak, proszę.
-Musisz być gotowa, że ja wieczna nie jestem. Ale będę cię pilnować zawsze z góry i będę w twoim sercu. Poradzisz sobie.

Ta rozmowa wcale nie pocieszyła Liz. Łzy zbierały jej się do oczu. Adam próbował ją uspokoić, przytulił ją więc. Powoli się uspokoiła.
-Chyba sama bym nie dała rady.
-Myślę, że dałabyś.

Wtedy w sali zjawił się niespodziewana osoba...
-Tata?!
Trzymał bukiet kwiat. Był ubrany w garnitur.
-Co Ty tutaj robisz?
-Odwiedzam twoją mamę.
-Ale Ty... - zamilkła, bo brakowało jej słów.
-Ja i twój ociec ostatnio jesteśmy w dobrym kontakcie i zależy nam, byś i Ty miała ze swoim ojciec dobre relacje. - wyjaśniła matka.
Ale Lisabell to się nie podobało.
-Sorry, ale ja nie... nie... - wyszła z Adamem z sali.
Ojciec poszedł za nią.
-Elisabeth...
Adam się oddalił.
-Tato, zostaw mnie...
-Te kilka lat temu byłem głupi, że zostawiłem mamę.
-Przestań.
-Chcemy do siebie wrócić.
-Co? Nie.. co to, to nie.
-Jeśli twoja mama wyzdrowieje, to weźmiemy ślub.
-Ty chyba żartujesz...
-Liz... chce, abyśmy znów byli rodziną.
-A...ale ja chyba nie.

Wyszła z Adamem ze szpitala. W pociągu wtuliła się w niego i zwierzyła mu się, co sądzi o tym.
Odkąd zamieszkali ze sobą razem, tak te miesiące razem zbliżyły ich do siebie. On dla niej stał się bliższy, powierzała mi sekrety ufając przy tym, a on nawet otwierał się przed nią.

Aż pewnego wieczora, kiedy to zostali zaproszeni na większą gronie w gronie ich znajomych. Oprócz picia alkoholu, były gry, m.in. w butelkę. A oczywiście polegała na wylosowaniu osoby, który trzeba pocałować. I los tak chciał, że butelka Liz wybrała Adama.
-No, dawajcie! - krzyczeli znajomi. - To tylko buziak, nie wstydźcie się.
Więc nieśmiało zbliżyli się do siebie. Popatrzyli sobie w oczy, po czym zamykając je ich wargi stały się jednością. Ten pocałunek sprawił, że poczuli coś. Ich znajomi oczywiście jak zawsze bili brawa i kolejna osoba zaczęła wybierać. A oni nadal byli pod wpływem emocji po tym niby zwykłym buziaku. Bo to było coś niezwykłego, a oni zaczęli coś do siebie czuć...

0 komentarze: