CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 28 maja 2011

Glitch City 2 (1)

-Jesteś pewna? - spytała po raz kolejny ją ciotka Stefania, dziwiąc się jej decyzji.
Młoda kobieta w niebieskiej sukience postawiła walizkę na ziemi, a mała czarnoskóra dziewczynka kręciła się wokół jej nóg.
-Tak ciociu, jestem już na to gotowa. - odpowiedziała.
Ciotka tylko pokręciła głową.
-Chcesz zgłupieć tam do reszty? Mam Ci przypominać, dlaczego tu przyjechałaś?
-Dojrzałam do tego, by tam pojechać. Poza tym, Zoey powinna zobaczyć się z babcią i pradziadkiem.
Ciocia Stefania już nie mówiła.
-Dobra, jak sobie chcesz, Faith.

Faith Coleman przyjechała do swojej cioci i wujka prawie 5 lat temu jako zdołowana, przestraszona nastolatka w ciąży. Tutaj jednak, w spokojnej miejscowości zapomniała już o smutku, chodziła normalnie do szkoły. Urodziła zdrową, śliczną córkę, którą nazwała Zoey, po cioci dziewczynki. Co prawda w szpitalu pielęgniarki były zaskoczone, że urodziła czarnoskórą dziewczynę (chociaż jej skóra była i tak dość jasna, można by rzec, że po prostu się porządnie opaliła), ale nic nie mówiły. Potem ciocia Stefania wyjaśniła, że ojcem dziecka był czarnoskóry mężczyzna, który zginął w tragicznych okolicznościach. Zoey odziedziczyła po nim niemal wszystko – oczy, nos, kolor włosów... tylko usta miała po mamie. To była i tak żeńska miniaturka Michaela – ojca dziecka. Faith tęskniła za nim bardzo, codziennie modliła się do Boga, by opiekował się nim i nią. Tęskniła za Glitch City. Jednak potrzebowała lat, by jej dusza wyzdrowiała i odważyła się pojechać. Teraz nadszedł ten czas. To się nie spodobało ciotce, natomiast wujek był za. Przeciw również był Graham – jej były chłopak, poznała go w szkole tutaj, zostali parą potem, lecz on miał słabość do dziewczyn, więc wielokrotnie ją zdradzał. Dwa razy dała mu szanse, których nie wykorzystał. Po rozstaniu postanowiła odpocząć od mężczyzn i zająć się swoją pasją – teatrem oraz zająć się córką. Zaplanowała, że odwiedzi Glitch City. Wykorzystała więc ten czas, że są wakacje.

Pojechały pociągiem, podróż trwała kilka godzin. Zoey przespała ją całą, a ona czytała książkę i słuchała muzyki. Dojechały na miejsce, z przystanku zamówiły taksówkę. Zawiozła je do miasta. Przez te lata niewiele się zmieniło, by nie powiedzieć wcale. Powoli wracały wspomnienia.
-Tu mieszkałaś, mamusiu? - dziewczynka palcem wskazywała na budynki.
-Tak, kochanie.
-Dziwnie tu. - oceniła.
W myślach przyznała jej rację.
Miała nadzieje, że matka się nie wyprowadziła z dziadkiem i to ją zostanie w mieszkaniu. Nikogo nie informowała o swojej wizycie, nie miała z nimi od lat kontaktu. Na szczęście wciąż pamiętała adres. Zaczęło jej się przypominać, jak szła tu po raz pierwszy ze swoją matką i szły do mieszkania. Ścieżka była ta sama, budynki również. Jednak wtedy widziała młodzież palącą trawkę, teraz widziała dzieci różnego koloru skóry grające w piłkę. Zdaje się, że rasizm został zażegnany.
Drzwi do bloku 12 były wymienione – nie było pękniętej szyby, a gdy weszły na klatkę schodową, nie było smrodu, tylko zapach jakieś zupy. Zatrzymały się przed drzwiami do mieszkania. Wtedy poczuła, że z emocji zapiekły ją policzki. Ale odważnie przycisnęła dzwonek. Usłyszała za drzwiami kroki. Po chwili otworzyły się. Ujrzała kobietę jej wzrostu, włosami związanymi w koński ogon, wyraźnie było widać pierwsze siwe włosy oraz zmarszczki na twarzy. Zmrużyła oczy, po czym zrobiły się takie duże, teraz rzuciła okiem na małą dziewczynkę, która się do niej uśmiechnęła i radośnie podskoczyła.
-Faith...? - kobieta nie była pewna jej.
-To ja, mamo. - powiedziała to tak spokojnie.
Weszły do środka. Tam mocno się przytuliły, obie miały łzy w oczach.
-Witaj w domu, kochanie. - pocałowała Faith w czoło.
Przyjrzała się swojej wnuczce.
-To twoja babcia. - Faith przedstawiała Zoey jej babcię.
-Babcia! - radośnie powiedziała dziewczynka.
-Jaka ona urocza! - powiedziała babcia. - Chcesz zupki pomidorowej!
-Tak. - uśmiechnęła się szeroko.
Nałożyła jej talerz, Zoey wzięła się za jedzenie.
Matka i córka usiadły w salonie.
-Gdzie jest dziadek? - spytała Faith.
-Nie miałam jak wam powiedzieć... zmarł 2 lata temu...
-Czy... jest tu pochowany?
-Tak, na najbliższym cmentarzu.
Skinęła głową.
-A co z... Jordanami?
-Teraz nie wiem... ale gdy odjechałaś, panowała tu wielka cisza... miasto stanęło nagle. Tak skończył się tu rasizm... wszystkie dzieci się ze sobą teraz bawią... Przyszła do mnie pani Jordanowa, chciała się rozwieść z mężem, ponieważ według niej, to on doprowadził do śmierci Michaela. W końcu jednak z nim została, oni w ogóle słabo się tu pokazują. Natomiast niemal codziennie przychodził tu Damon...
Faith natychmiastowo przypomniała sobie swojego najlepszego i jedynego przyjaciela. Jej wspomnieniom towarzyszył obraz jego niebieskich oczu.
-Co z nim?
-Wyjechał stąd.
Przełknęła ślinę.
-Gdzie?
-Do Blur City, tutaj nie ma miejsca dla studentów. Ale spokojnie, przyjeżdża w odwiedziny. Nie wiem kiedy się pojawi, ale może za kilka dni. Jeśli już przyjeżdża to tylko do rodziny i do mnie. Traktuje go zawsze jak swojego syna...
Zastanawiała się, czy Damon w ogóle się zmienił, nie tylko fizycznie. Za nim też przecież tęskniła.
-Mogę zadzwonić do niego, by przyjechał, bo...
-Nie! To znaczy nie mów, że jestem... wiesz... niespodzianka...
-Dobrze... zresztą, już 3 tygodnie go nie widziałam!
-„A ja dobre 4 lata...”.
-Ostatnio jest zajęty poważnymi sprawami... związanymi z jakąś dziewczyną... Nie potrafi znaleźć normalnej dziewczyny... Koniecznie zadzwonię!
Mama Faith skontaktowała się telefonicznie z Damonem i zaprosiła go na obiadek, a ten zaproszenie przyjął. Gdy rozmawiali, dziewczyna przypominała sobie dzień, w którym wyznał jej miłość.
„-Kocham cię. - wyznał jej.
Nadal nie patrzyła na niego.
-Nic to dla mnie nie znaczy. - odpowiedziała.
-Jestem w Tobie zakochany od pierwszego dnia.
Nadal w bok patrzyła.
-Nawet nie wiesz, co chłopak może zrobić dla dziewczyny, którą kocha.”
Patrzyła przez okno i przed oczami miała to wszystko.
„-Pozwól mi... choć raz... ostatni i pierwszy raz... pocałować cię w usta..” - tego przecież pragnął, a ona mu pozwoliła. Smak jego ust – nigdy tego nie zapomniała. Nigdy nie zapomniała jego pięknych oczu, które pierwszego dnia oczarowały ją. Wtedy go odrzuciła, bo przecież kochała innego... Pomyślała, że jeśli go spotka i nic im nie stanie na przeszkodzie... to... może wtedy...
-Faith! - matka przywróciła ją do rzeczywistości.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-W piątek po południo przyjedzie. - oznajmiła odnośnie przyjazdu Damona..
Zostało więc czekać i zapoznać się na nowo z miastem. Chciała iść najpierw na cmentarz... potrzebowała modlitwy za dziadka i Michaela. Nie wiedziała, czy ma iść sama, czy z matką i córką. Co prawda Zoey wiedziała co to znaczy śmierć i pogrzeb, ale nie wiedziała jak może zareagować na grób ojca. Ze smutkiem pomyślała, że Zoey tak jak ona straciła ojca, z tym, że ona przez 17 lat miała go dla siebie, a Zoey już nigdy go nie zobaczy.
-Ja Ciebie jak ledwo chodziłaś zabierałam na pogrzeby i jakoś nie zgłupiałaś. - tak odniosła się jej matka na temat zabrania Zoey.
Faith skinęła głową i oznajmiła córeczce, że pójdą na cmentarz do jej taty i dziadka. Dziewczynka najpierw radośnie pokiwała głową, lecz gdy znalazły się tam, zachowała należyty spokój i z poważną miną kroczyła za rękę z mamą między grobami. Faith nigdy nie lubiła chodzić na cmentarze, wywoływało to w niej negatywne emocje.
Babcia pokazała grób pradziadka. Wszystkie uklękły i pomodliły się za niego. Teraz przeszły znaną ścieżką i zatrzymały się nad grobem.
MICHAEL JONATHAN JORDAN – głosił napis.
Również uklękły i pomodliły się. Jednak Faith klęczała dłużej i spuściła głowę.
-„I tak nadal mam cię w sercu, mam nadzieje, że tam na górze to widzisz...”.
Wstała i otarła łzy, które zebrały się jej do oczu. Zoey mocno się wtuliła w ukochaną mamę.
-Tatuś nas kocha, mamo?
-Tak, bardzo nas kocha tam z góry. - uśmiechnęła się do dziecka.
-Ja Ciebie kocham i tatusia też.
Pogłaskała ją po kruczych włosach i była z niej bardzo dumna.

Zobaczyły jej szkołę, w której poznała przecież ojca dziewczynki i swojego najlepszego przyjaciela. Mimo że upłynęły tylko 4 lata, to młodzież wydała jej się bardziej normalniejsza, nie wszyscy palili papierosy czy pili alkohol. Zdaje się, że tamta bijatyka odmieniła całe Glitch City.
-Co teraz robisz córciu? Co ze szkołą? - spytała matka.
-Gram w teatrze, mamo. Głównie musicale, ale jakieś zwykłe role również. Dobrze mi z tym.
-Zawsze o tym marzyłaś. Jestem dumna z tego, że pomimo wszystkich trudności wyszłaś z tego.
-Tak... ale i tak tęskniłam.
-Ja za Tobą też... i za twoimi kasztanowymi włosami! Masz teraz rude!
-Wiem, wiem. Ale poczułam potrzebę przefarbowania ich.
-Eh, ale i tak Ci ładnie. Bardzo ładnie. Wypiękniałaś. Żegnałam smutną nastolatkę, wróciła szczęśliwa i piękna kobieta. Dziecko też piękne, cały Michael, tyle że w spódnicy.

Faith i jej mama robiły ciasto dla Damona, który niebawem miał przyjść. W przygotowaniach pomagała Zoey, która choć go nie znała, była podekscytowana wiadomością, że przyjdzie.
-Mamo, kiedy przyjdzie Damon? - pytała się.
-Już niedługo, wytrzymaj jeszcze. - zapewniała. - Chyba ja tak nawet nie przeżywam tego jak ona. - szepnęła do matki, po czym obie się zaśmiały.
Ciasto wsadziły do piekarnika i zostało czekania, aż się upiecze.
Zoey tak biegała po pokoju, że aż jej mamą ją złapała i wzięła na ramiona i wycałowała jej małą i uroczą twarzyczkę. Potem dała babci pobawić się z wnuczką, a ona sama wyszła na balkon. To oczekiwanie kosztowało ją wiele emocji, chciała, żeby już przyjechał, bo dłużej nie może zaczekać. Gdy złapała świeżego powietrza, poszła do kuchni obserwować ciasto. Przez okno tam dostrzegła, że taksówka podjechała pod blok. Była pewna, że to on.
-Chyba przyjechał! - oznajmiła i zaczęła obgryzać paznokcie.
Mama spojrzała.
-Tak, to Damon. Wszędzie poznam tą czuprynę.
Zoey ustawiła się przy drzwiach i od kilku godzin mówiła, że pierwsza mu otworzy. Faith stała w salonie i nie wiedziała, czy ma się schować na balkonie, czy stać tu. Babcia w kuchni pilnowała ciasta i innych smakołyków, które przygotowały. Usłyszały, że ktoś idzie po klatce schodowej.
Zadzwonił dzwonek. Od tego dźwięku Faith dostała gęsiej skórki, a dziewczynka podskoczyła, z radości, a babcia wyszła z kuchni. Jednak Zoey ledwo dosięgała klamki, więc babcia jej pomogła.
Tak oto w progu stanął wysoki mężczyzna, ubrany na luzie – jeansy, t-shirt i bluza oraz addidasy, miał rozczochrane włosy, które nadawały mu uroku, ten obłędny uśmiech i te niebieskie oczy, które elektryzowały. Przywitał się tuląc z babcią najpierw, dopiero potem dostrzegł małą dziewczynkę.
-O, witaj! - przykucnął, a dziewczynka objęła go za szyję i krzyczała radośnie jego imię. - Widzę, że mnie znasz. - mrugnął do babci dziecka. - A kim Ty urocze dziecko jesteś?
-Zoey. - powiedziała i szczerzyła się do niego. - Mama i babcia zrobiły ciasto!
-Ciasto! Babcia... i mama mówisz? To gdzie jest babcia?
-Tu! - wskazała na panią Coleman.
-O, to nie wiedziałem! Ale jestem zacofany, hehe! A gdzie w takim razie mamusia?
-Tam! - wskazała na salon.
Młoda kobieta powolnym krokiem się zbliżała. Damon wszedł do salonu i ją dostrzegł. Oboje zamarli w miejscu, słyszeli tylko swoje głośne bicia serc. Wspomnienia natychmiast wróciły, to było dla nich aż niewiarygodne, że widzą to, co widzą.
-Damon... - powiedziała po chwili.
-Mój Boże, Faith... - głośno oddychał, jakby biegał.
W tym momencie podeszli do siebie i przytulali się tak mocno, jak tylko byli w stanie. On głaskał jej nowe włosy, a ona słuchała bicia jego serca.
Tak – brakowało im siebie. Brakowała im ich miłości.

0 komentarze: