CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 28 maja 2011

Miłość czy przyjaźń? (2)

Po tym zdarzeniu nie wiedzieli jak mają się wobec siebie zachowywać. Rhiann zaczęła coś podejrzewać, lecz tylko mówiła.
-A co jest z Adamem? Jakiś taki... smutny jest.
-Nie wiem... po tej imprezie się zrobił taki...
-Może mu przejdzie.
-Nie mogę z nim porozmawiać.
-Taki bywa Adam. Jak go emocje pochłoną to zmienia się nie do poznania.

Po cichu jednak Lisabell przyznała rację przyjaciółce. Ten pocałunek zmienił wszystko. Jednak to już wcześniej pokochała Adama. Tylko co można zrobić, kiedy on nie chce być w związku, a tym bardziej mieć dziewczyny. I czy jego serce, które miało ranę można uleczyć, skoro on tego nie chce.

Adam zrobił się bardziej skryty. Nie zawsze umiał odpowiedzieć Liz na pytanie, albo unikał rozmowy.
-Idziesz dziś na imprezę do Mike'a? - spytała go.
-Nie wiem.. - mruknął.
-W każdym razie – założyła płaszcz. - ja idę do Rhiann i Bennego, idziesz?
-Po co mam iść...
-Po to, by się spotkać... ale jak nie chcesz, to spoko. Na razie!
Na to nie odpowiedział.

A Liz nie wiedziała co robić. Pomyślała więc, że Adam po pocałunku przestał ją lubić tak jak kiedyś. Bo go pocałowała. A on nie chce nikogo.
„Pewnie chce mnie z domu wykopać.” - pomyślała ze smutkiem.
Idąc dostrzegła znajomą sylwetkę.
„O cholibka, to Adam!”.
Zamiast iść do przyjaciół, poszła go śledzić. Wszedł do ich baru i zamknął go, by nikt nie wchodził oraz zasłonił okna roletami.
„Kurna! - pomyślała. - On coś kombinuje.”.
Dlatego więc poszła tam, gdzie miała iść.

-Jesteś jakaś smutna Liz.. - stwierdziła Rhiann.
-Nie, nie jestem...
-Ale ja to widzę. Przecież może mi powiedzieć.
Chwila milczenia.
-Adam... po prostu się zmienił. On jest teraz okropny... to za długo trwa, a pogadać z nim się nie da... Chyba chce mnie wykopać z mieszkania...
-Na pewno nie. Dalej próbuj z nim pogadać. Jakby co, jestem tu.

Gdy Lisabell opuściła mieszkanie, Rhiannon rozmawiała z Bennym o tym.
-Ona na pewno się w nim zakochała. - mówiła. - Zakochanie po niej widać.
-A wiadomo czemu Adam jest taki nijaki?
-Nie... ale ja podejrzewam, że jego zasady z dziewczynami szlag trafił i teraz to kamufluje.
-Kamufluje się przed Elisabeth?
-Tak, nie chce pokazać jej, że też ją kocha.
-Ale tak nie może być.
-Pewnie, ale znasz Adama. Uparciuch jeden. No, ale zobaczy się po rozmowie z Liz.

Wróciła do mieszkania, a Adam już spał w łóżku. Wolała udać, że nie wie, że wyszedł z domu, więc po cichu udała się do łazienki, po czym położyła do łóżka. Lecz i tam dalej rozmyślała o wszystkim. A to o ojcu, który chce wrócić do matki, a to o Rhiann i Bennym jak im dobrze i o Adamie. Nie wiedziała czemu serce jej tak waliło i czemu chciało się jej płakać i chciała, by Adam ją przytulił i pocałował. Gdy się trochę uspokoiła, wstała z łóżka. Stanęła niedaleko jego łóżka i patrzyła na niego w tych ciemnościach. Następnie podeszła do okna i zaczęła przez nie patrzeć, wzdychając przy tym.
-Nie śpisz? - spytał.
-Tak...
Oderwała się od okna i znowu stanęła przy rozłożonej kanapie.
-Adam...
Odwrócił się w jej stronę i podparł się łokciami. Ona bez słów usiadła przy nim. Widziała jego spojrzenie, lecz on próbował udawać nieopanowanego przez emocje człowieka, lecz ona była tak blisko przy nim. Nieśmiało dotknęła jego policzka, następnie drugiego. Teraz jej dłonie znalazły się na jego szyi. On chwycił jej twarz w swoje dłonie i powoli zbliżając twarz pocałował. Położyli się na kanapie nie przerywając tego i tak właśnie tej nocy ich ciała stały się jednością...

Rano Lisabell obudziła się sama w kanapie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że tej nocy kochała się z Adamem. Zastanawiała się więc, czy jest w mieszkaniu i która godzina. Zakrywając się kołdrą wzięła zegarek i z przerażeniem odkryła, że zaspała na uczelnię! Na stoliczku przy lampce leżała kartka.
„Nie budziłem cię, bo spałaś niczym zabita. Idę do pracy. Do zbaczenia”.
Liz pomyślała.
„Czyżby nawet nic nie poczuł?”

Adam kiedy się obudził, w jego ramionach spała kobieta, którą kochał .Nie mogli już być tylko przyjaciółmi. To już była miłość. Lecz pomyślał, że nawet jej tego nie wyznał, a poszli ze sobą do łóżka. Uznał, że lepiej będzie, jak będzie unikał tego tematu. Przecież to może być nic zobowiązującego. Bo przecież mogą się rozstać...

Liz więc poszła do baru. On prawie w oczy jej nie patrzył.
-Chcę pogadać i o teraz, bez dyskusji. - oznajmiła mu.
Poszli do kącika.
-To co... - zaczęła. - stało się dzisiejszej nocy... chciałam to zrobić i to z Tobą. Było mi cudownie, potrzebowałam takiej bliskości, wierz mi. Zrobiłam to tylko raz w życiu i nie wspominam tego dobrze. Ale tak czułam, że kochając się z Tobą będzie magicznie.
-Liz... też mi było cudownie... ale...to był tylko seks... bo co dalej? Drugi seks? To nie jest dobre. Dlatego lepiej będzie, jak o tym zapomnimy i nadal będziemy tylko przyjaciółmi. Nie chcę tego psuć przez... uczucia... seks... nie, nie chcę. Zawsze byłaś moją przyjaciółką... tylko... nie możesz być kimś więcej... powinniśmy mieszkać osobno, bo ja nie... - nie dokończył, ponieważ oczy Liz zaczęły błyszczeć, a ona spuszczając wzrok odeszła, a następnie uciekła z baru. On dopiero po chwili wybiegł za nią, lecz jej nie dostrzegł...

-Rhiann... - Lisabell się zwróciła do przyjaciółki, znajdowały się w kuchni w domu Bennego i Rhiannon. – tylko nie mów tego nikomu.
-Nie powiem, spokojnie.
-To... - westchnęła głęboko. - Ja... i Adam... przespaliśmy się ze sobą...
-O matko! Serio?
-Tak... - Liz była zawstydzona.
-A mogę poznać choć jakieś małe szczególiki? - puściła jej oczko.
-Dokładnie?
-No, jak było?
Lisabell oparła się o ścianę i powoli się osuwała w dół patrząc w górę i mając delikatnie uśmiech.
-Było magicznie...
Rhiannon usiadła obok niej.
-A więc jesteście parą.
Liz spojrzała w dół.
-Nie jesteśmy.
-Chcesz mi powiedzieć, że to był seks bez zobowiązań?
-Chyba tak...
-Skoro... to zrobiliście, to musiało coś wami kierować.
-Ja po prostu... usiadłam przy nim i go pocałowałam i tak zaczęliśmy się całować... zdjął ze mnie koszulkę nocną... ja jemu bokserki... i... wiesz... tak ładnie mówiąc: nasze ciała stały się jednością.
-I powiedziałaś, że było magicznie.
-Tak... bliskość naszych ciał... tak tego potrzebowałam... chciałam, że mnie przytulał, całował... i.. on też tego chciał. Tylko... ale tylko... - Liz wstała i przeczesała palcami włosy. - Ale rano już go nie było, zostawił tylko wiadomość. A gdy spotkałam go w barze... uznał, że lepiej będzie, jak o tym zapomnimy i on nie chciałby angażować się w to... nie chce żadnego seksu i... miłości...
-A więc go kochasz?
Chwila ciszy.
-Tak... ale on.. on... - podeszła do okna i dostrzegła, że zaraz zacznie padać deszcz. Otworzyła je. - stał się taki dziwny... miałam ochotę mu wykrzyczeć, że mam go takiego dosyć,... bałam się mu powiedzieć, że go kocham... bardzo... ale... bałam się, że nasze kontakty całkowicie zostaną zerwane...
-Nie... on cię kocha.
Lisabell na nią spojrzała.
-Myślisz?
-Ja to wiem, domyśliłam się po was. A tylko to się potwierdziło, gdy Benny powiedział mi dziś rano, że rozmawiał z Adamem i on coś dla Ciebie szykuje i zależy mu na Tobie, bo nikt przedtem nie był mu bliski i wiedział, że gdy wybraliście się do twojej mamy, to będzie coś z tego więcej, bo jesteś jego pokrewną duszą i...
Liz zaczęły łzy płynąć po polikach.
-Boże... on mnie naprawdę kocha... co robić, Rhiann?
-Idź do niego.
-Czy to dobry pomysł?
-Tak, idź. - przytuliła ją.
-Uda się?
-Uda. No, nie marnuj żadnej minuty, czas ucieka.
Liz wybiegła na dwór, Rhiann chciała ją zatrzymać, bo już pierwsze krople deszczu spadały.
„On i tak będzie mieć parasolkę”.

Liz wbiegła do baru, ale tam barmanem był ktoś inny.
-Przepraszam... nie wiesz, gdzie jest Adam? On też był barmanem.
-Ja go zastępuje... musiałem go zastąpić, bo gdzieś wyszedł.
Pokiwała głową i wyszła. Deszcz na dobre się rozpadał.
-Może jest w mieszkaniu.
Lecz kiedy tam dotarła, jego nie było. Uznała, że nie będzie go szukać po całym mieście. Poza tym zostawiła torebkę u Rhiann. Dom jednak był zamknięty, ale można było wejść od drugiej strony, przez ogród. Tak więc też uczyniła. Okna balkonowe były zamknięte, więc nie było jak wejść. Schowała się pod daszkiem, przy oknach a była już ulewa. Wtedy zobaczyła, że ktoś jest w ogrodzie z parasolką. Dziewczyna była pewna, że to Rhiann, więc krzyknęła jej imię. Sylwetka zaczęła się zbliżać i zobaczyła, że to nie była jej przyjaciółka, lecz ktoś, kogo kochała..
-Adam? - wypowiedziała to niegłośno.
Wyszła -Adam? - wypowiedziała to niegłośno.
Wyszła na deszcz, była przemoczona, ale to ją teraz nie interesowało. Podeszła do niego i chciała coś powiedzieć, lecz on przyłożył jej palec do ust.
-Ciiiii... nie potrzeba słów kochanie...
Całowali się tak namiętnie i długo, że przestało padać.
A ich przyjaciele stali w oknie i oglądali całą sytuację.
-Czasem... - zaczęła Rhiannon. - czasem potrzeba sprytu i kombinacji. - wzięła w dłoń torbę Lisabell.
-I klucza do serca. - Beny potrząsnął kluczami do mieszkania.

Elisabeth na stałe zamieszkała ze swoim chłopakiem, Adamem.
Tymczasem okazało się, że w barze szykował on imprezę z powodu oświadczyn... tak, oświadczył się jej! A ona bez wahania się zgodziła. Kilka miesięcy później wzięli skromny ślub, Beny i Rhiann byli świadkami oraz rodzina i najbliżsi.
Rodzice Lisabell również wzięli ślub pewien czas po wyjściu ze szpitala mamy Liz.
Również Beny przysiągł Rhiannon „miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż do śmierci”.
Obecnie wiemy, że Lisabell jest w drugim miesiącu ciąży i wspólnie z mężem i bliskimi czeka na narodziny dziecka. Zatem, życzmy im jak najlepiej. Bo dla miłości warto żyć...

0 komentarze: