CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Listy Do M. (7)

1942 – grudzień

Nadszedł czas świąt. Z tej okazji polscy robotnicy pomagali w przygotowaniach państwu Stieler. Wszyscy oczekiwali przyjścia syna gospodarzy. Pani Stieler denerwowała się, jak zachowa się jej syn nazista? Miała nadzieje, że nikogo nie skrzywdzi. Wilhelm miał żonę i syna, lecz szybko się rozwiódł i obecnie prowadzi życie kawalera, któremu żadna kobieta nie ucieknie, a niemieckie burdele nie są mu obce. Zapowiedział jednak, że przyjedzie sam, gdyż nie zamierza widzieć się z żoną przy jednym stole. O córce nic nie wspomniał. W ostatniej chwili Helena musiała zrezygnować z rodzinnego spotkania z powodów służbowych. Nikt nie wiedział o co tak naprawdę chodzi. Helena była przeciwna wojnie i w podziemi, wraz z innymi podkładała m.in. bomby pod niemieckie pociągi itd.

Niemiecki samochód podjechał pod gospodarstwo. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna, ubrany w mundur, a zdejmując czapkę oficerską pokazał swoje blond włosy. Miał też niebieskie oczy. Był idealnym Niemcem.
-Witaj matko – przytulił matkę. - Ojcze.. - poklepał ojca po plecach.
Dostrzegł polskich robotników. Przyglądał im się uważnie. Byli poważni, mieli nowe ubrania i stali w grupce. A z grupki dostrzegł młodziutką Martę – miała rude, falowane włosy, widoczny był jej duży biust oraz nogi, które były w jego oczach długie, choć gdy przechodził obok nich, to dziewczyna dosięgała mu ledwo do podbródka. Patrzył na nią uważnie, dlatego stanął naprzeciw niej. Wszyscy stali sztywno i nic nie mówili, w ogóle się nie ruszali. Uniósł jej podbródek i zobaczył jej zielone oczy. Następnie wzrok skierował na biust. Wiedział, że nie warto ich, przy wszystkich dotykać. Wiedział też co musi zrobić. Wiedział, że ona już mu nie ucieknie.
Wszyscy zgromadzili się w domku. Wilhelma zaskoczyło, że robotnicy są przy jednym stole z nim.
-Matko. - zwrócił się do niej. - Czy oni są godni tego, by jeść z nami kolację?
-Tak. - odpowiedziała.
-Cóż moja droga matko... jestem zaskoczony twoją decyzją.
-Wilhelm. - odezwał się ojciec. - Nie komentuj naszych decyzji. To nasi robotnicy i my za nich odpowiadamy.
Mężczyzna zaśmiał się, ale więcej nic na ten temat nie powiedział.
Odezwał się dopiero po wspólnej modlitwie i w trakcie posiłku.
-Więc.. kim jesteście? - zwrócił się do robotników.
-Polakami. - odpowiedział Józek.
-Polacy... dzielni jesteście. Wciąż opieracie się w swoim państewku przed naszymi wojskami.
-Będziemy walczyć do końca. - powiedział Władek.
Wili znów się zaśmiał.
-Oczywiście, że możecie walczyć do końca. Tylko, że przegracie. Nie wolicie się poddać i zaznać lepszego życia?
-Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz. - mruknął Józef.
Dalej Wilhelm chwalił się jakie to on ma wspaniałe życie, jest oficerem, majątku mu przybywa, żyje jak w bajce. W międzyczasie patrzył na rudą dziewczynę i czuł, że musi znaleźć miejsce, gdzie nikt go nie nakryje z tą małolatą.
-Racja co racja... macie piękne kobiety. Poznałem kilka takich w domach publicznych. Wszystkie mają takie same, słodkie, niewinne oczka. - widział jak Martę zawstydzają takie słowa, więc kontynuował dalej. - Każda w ciszy rozchylała nogi...
-Dość! - przerwał mu pan Stieler. - Co to za maniery?!
Józek wstał.
-Wychodzę. Nie zamierzam wracać. - opuścił dom.
Marta po chwili również wstała i poszła za nim. Wili wiedział, że to dobry moment by ją złapać.
Józef stał przy stodole opierając się o drzwi.
-Józek. - zawołała dziewczyna. - O, jesteś. - dostrzegła go przy drzwiach.
-Co za cham. - mówił. - Nie ma szacunku dla kobiet. Jakby nie rozumiał, że kobieta... - zawiesił głos i patrzył na Martę. Nie mógł już kryć, że była dla niego piękną kobietą, którą skrycie kochał za jej pracowitość, skromność i sympatię wobec innych. Stanął blisko niej. - Kobieta jest wspaniałym dziełem Boga... - dodał, po czym chwycił jej dłonie i ucałował. Miał wrażenie, że jej oczy się świecą. - Jesteś piękna, bardzo piękna. Ciężko mi to powiedzieć... te dwa słowa...
-Nie musisz mówić.. - przerwała mu spuszczając wzrok.
-Nie? - był zaskoczony, a serce mu waliło szybciej.
-Ja też TO czuję...
-Też?
-Tak... - spojrzała na niego mając rumieńce.
Pocałował ją delikatnie w usta. To była dla niego najsłodsza rzecz w życiu.
-Marto, ja... - chciał coś powiedzieć, lecz usłyszał śmiejącego się Wilhelma. - Słyszę już tego niemieckiego dupka.
Wili pokazał im się z pistoletem. Para poczuła jakby im serca przestały grać.
-No, dalej. - machał lufą. - Bierz ją i pokaż jaki jesteś męski. Zrób z niej kobietę.
Józef nie chciał tego słuchać.
-Kobieta nie jest zabawką! - powiedział i czuł silną chęć zabicia syna Stielerów. Nie rozumiał jak to możliwe, że on tak bardzo różni się od nich.
-Kobieta powinna wiedzieć, kto rządzi. Powinna wykonywać każdą zachciankę mężczyzny a w zamian dostanie jakąś nagrodę.
-Ty parszywa... niemiecka... gnido! - krzyknął.
Nastąpił strzał. Józek dostał strzał w nogę. Marta uklęknęła przy nim i głaskała go. Wilhelm stanął przy nich. Kopnął mocno chłopaka, a dziewczyna zaczęła płakać. Niemiec chwycił ją mocno za ramię, by wstała. Próbowała się wyrwać, ale Wili był silnym mężczyzną i nie umiała stawić oporu przed nim.
-Zabawimy się. - szepnął do jej ucha, po czym zaciągnął ją do sąsiedniego budynku.

-Aleksandr, Władek – pani Stieler zwróciła się do nich. - Sprawdzcie co z Józefem i Martą oraz moi m synem... za długo ich nie ma.
Chłopcy wstali w milczeniu i wyszli. Marysia spojrzała na kobietę.
-Tak, Ty też idź, Mario. - powiedziała.
Dziewczyna pobiegła za nimi. Ania i Magda zostały w kuchni by posprzątać.
-Józek!! - Maryśka usłyszała krzyk Olka i pobiegła szybko za głosem. Dobiegał on ze stodoły. Tam zobaczyła rannego Józefa i klęczących mężczyzn przy nim.
-Ktoś go postrzelił! - powiedział Władek.
-Chyba wiem kto.. - mruknął Aleksandr.
-Marta... - jęczał ranny. - Marta....
-Co on mówi? - dziewczyna nie rozumiała jego słów.
-Mówi o siostrze Anki. - odpowiedział Olek.
-Ratujcie ją... - jęczał dalej Józek. - Wilhelm ją.... - nie wypowiedział już nic, gdyż stracił przytomność.
Aleksandr kazał Marysi iść po dziewczęta i Stielerów, on sam z Władysławem poszukają Marty i Wilhelma. Maryśka biegła tak szybko jak mogła. Razem z przyjaciółkami zaniosły Józka do domu i tam pani Stieler już się nim zaopiekowała. Magda postanowiła zostać by zająć się chłopcem, a Ania i Marysia poszły pomagać chłopakom.
-Tam się pali! - zobaczyli, że w do tej pory pustym domku paliło się światło. - Czuję, że tam ktoś jest. - dodał Olek.
Weszli do środka. Usłyszeli rozpaczliwe jęki dziewczyny i mocne sapanie mężczyzny. Maryśka przeczuła najgorsze. Władek i Aleksandr wyważyli drzwi do pokoju, gdzie dochodziły dźwięki. Zobaczyli nagą, płaczącą Martę wijącą się na łóżku i Wilhelma, który się ubierał.
-Polaczki... przyszliście pooglądać jak z dziewczynki robi się kobietę? - zaśmiał się Niemiec.
Anię przeraził widok plamy krwi na prześcieradle. Wszyscy już byli pewni co zrobił Wili.
-Ty chamie! - Anka rzuciła się na niego, ale ten ją mocno odepchnął i upadła. Marysia ją podniosła.
-Jak mogłeś ją tknąć i zabrać jej to co najcenniejsze? - Władek za taki czyn miał ochotę go udusić.
-Mogę zrobić co chcę. Właśnie postanowiłem, że zabieram ją ze sobą. Nie będzie już do was należeć.
Zdziwili się – jak to, nie będzie należeć?
-Zostaw moją siostrę! - krzyczała Ania. - Nie masz prawa jej dotykać!
-Owszem, mogę. - założył czapkę oficerską i wyciągnął pistolet. Nie mieli wątpliwości kto postrzelił Józka.
Wiedzieli, że jeśli się ruszą, on ich postrzeli. Chcieli uratować dziewczynę, ale nie chcieli ginąć. Co im da to, jeśli ich zastrzeli, skoro dziewczyna nie będzie wolna.
-No, zmykajcie, ona nie chcę być oglądana naga. - machał lufą.
Wszyscy wyszli i od razu poinformowali Stielerów. Anna nie mogła opanować łez.
-Ten.... niemiecki... cham.... skurwiel.... jak on śmiał?! - płakała cały czas.
Marysia próbowała ją pocieszyć.
-Boże drogi... zlituj się nad nim. - pani Stieler na te wieści złożyła ręce do góry.
Niebawem do domu przyszedł Wilhelm i trzymał skruszoną Martę.
-Postrzeliłeś nam człowieka! - krzyknął do niego ojciec. - Zepsułeś nam święta!
-To wy psujecie sobie życie z tymi polskimi psami. - splunął na podłogę. - Ale ta ruda mi się podoba. Nie będzie już musieli jej oglądać.
-Nie możesz nam zabrać osobę do pracy! - sprzeciwiła się jego matka.
-Mogę. Jestem oficerem i mogę wszystko, szczególnie wobec Polaków. A z niej zrobiłem już kobietę, więc myślę, że moi chłopcy też to potwierdzą... - zaśmiał się.
-Nie... nie chcesz jej sprzedać?! - oburzył się ojciec.
-Oczywiście, że chcę. To dla niej życiowa szansa zostać polską kurwą niż polską robotnicą. Nie będzie musiała ciężko pracować, tylko rozchyli nóżki za każdym razem...
-Wystarczy! Nie pozwolę Ci na to!
-Ojcze... - wyciągnął broń. - Nie każ mi tego robić.
Nastąpiła cisza. Wszyscy w napięciu czekali, co się stanie. Czy ojciec da się zabić by obronić dziewczynę. Wiedział, że jeśli zginie, jego żona zostanie sama i nie utrzyma Polaków, a oni zostaną wywiezieni do gorszego gospodarstwa i nie będą mieć normalnych warunków życia. Nie mógł poświęcić kilku osób w zamian za jedną, choć było mu szkoda Marty. Zresztą, syn miał rację – jako oficer może zrobić co chce. Był już przegrany. Z żalem spuścił wzrok i usunął się w cień. Wili znów się zaśmiał.
-Panie Stieler! - Ania uklęknęła przed nim. - Niech pan ratuje ją!
-Chciałbym... ale.. nie mogę... Żal mi tej dziewczyny, ale nic nie mogę zrobić... - odpowiedział czując ogromny ból, jakby to jego własną córkę zabierano.
-Cieszę się, że się dogadaliśmy. Podziękujecie mi jeszcze, że ułatwiłem jej życie. - powiedział na koniec Wilhelm i opuścił dom.
Siłą wsadził do auta Martę i odjechał. Ania biegła za samochodem krzycząc imię siostry. W pewnym momencie upadła i wręcz wrzeszczała przez łzy. To nie tak miało być.

Do Józka wezwano lekarza, choć ten musiał jak mówić opuścić rodzinne grono, ale był przyjacielem Stielera i miał u niego dożywotni dług wdzięczności za pomoc za czasów ich młodości.
-To wymaga poważnej operacji... Musicie opuścić ten pokój. Im szybciej, tym lepiej. Inaczej zostanie mu tylko amputacja..
Wszystkim przeraziło ostatnie słowo, więc opuścili pomieszczenie.

Anka dalej nie mogła się uspokoić.
-Moja malutka siostrzyczka.. - jęczała. - Taka niewinna... taka delikatna... taka młoda...
Pani Stieler przez całą noc zajmowała się nią parząc jej zioła.

Marysia tuliła Karolinkę do siebie mocno. Olek dołączył się do niej.
-Myślałam, że nie może być coś gorszego po śmierci Antosia... Jurka... a teraz straciłam Martę... a Ania... nigdy nie będzie taka jak kiedyś... a... nawet nie wiemy, czy Józek przeżyje.
-Musi żyć – tulił ją. - Musi...

czwartek, 5 kwietnia 2012

Listy Do M. (6)

Był słoneczny dzień wiosny. Marysia ze względu na mocno zaawansowaną ciążę nie pracowała ciężko, a wszyscy starali się mieć oko na nią, szczególnie Aleksandr i Ania oraz Pani Stieler.
Dziewczyna niosła mleko w wiadrze. Niespodziewanie upadła na ziemię, a napój rozlał się całkowicie. Anna zauważyła to od razu i pobiegła do niej.
-Marysiu! - zobaczyła jak wije się z bólu.
-Rodzę!! - krzyknęła przez łzy.
Przyjaciółka wezwała Olka i Józka. Zanieśli ją do domu, a pani Stieler naszykowała jej łóżko w pokoju.
-Co robić? - pytała zakłopotana Ania.
-Przynieście 2 wiadra wody, jedną miskę, ręczniki... i nożyce. - powiedziała pani domu.
-Nożyce? - zdziwił się Józef.
-A czym przetniesz pępowinę?
Słowem nie pisnął i z Aleksandrem poszli po wiadra i nożyce, a Ania przyniosła suche i mokre ręczniki.
Marysia piszczała, momentami krzyczała z bólu. Olek przytulał ją mocno i wspierał.
-Dobra... Ty – pani Stieler zwróciła się do niego. - skoro jesteś to usiądziesz za nią i będziesz ją mocno trzymał. Ja będę odbierać poród. A Ty – zwróciła się do Anny – będziesz jej zimne okłady z ręczników.
Józek opuścił, więc tylko Aleksandr, rodząca Maryśka i Ania oraz pani domu zostali w pokoju. Mimo tego, Józef, Magda, Władek i Marta stali pod drzwiami i słyszeli tylko krzyki kobiety oraz głośne „przyj”.
-Widzę główkę! - mówiła pani Stieler.
-Nie dam rady... - płakała Maryśka.
-Dasz radę, moja najmilsza. - mówił jej Olek.
Ania ocierała jej spocone czoło.
-Już tak niewiele zostało Ci! - mówiła gospodyni.
Dla Marysi to trwało wieczność. Ogromny ból jaki doświadczała paraliżował ją. Czuła jakby miała zaraz umrzeć. Miała coraz mniej sił by wypchać dziecko na świat.
-Jeszcze trochę Marysiu. - mówił Aleksandr.
-Dasz radę! - mówiła Anna.
-Nieeee! - płakała dziewczyna.
Przez jej głowę przeszła myśl, że już nigdy nie będzie rodzić dzieci.
-Już ostatni raz. - powiedziała pani domu.
-Moja najukochańsza... już tylko ostatni raz poczułeś ogromny ból... a potem już poczujesz ulgę i ujrzysz dziecię nasze. - Olek nie przestawał jej dodawać otuchy.
-Marysiu... zaraz dziecko się urodzi!
Maryśka kręciła głową, że już nie chce, ale z drugiej strony rozsądek jej mówił, że musi jeszcze raz przeć mocno.
-Marysiu... proszę... - Ania mówiła do niej.
Dziewczyna zaczęła mocno przeć krzycząc jeszcze głośniej.
-Boże.. - westchnął po drugiej stronie Józef. - Nie chciałbym być na jej miejscu.
-Ale będziesz kiedyś ojcem. - dodała Magda.
-Fakt... dlatego cieszę się, że jestem mężczyzną.
Krzyk Marysi ustał, za to wszyscy usłyszeli krzyk dziecka. To koniec.
-Już po bólu! - powiedziała szczęśliwa pani Stieler.
Ania rozpłakała się ze szczęścia, że jej przyjaciółce udało się. Świeżo upieczeni rodzice również płakali ze szczęścia.
Gospodyni delikatnie obmyła dziecko z krwi i potem łożysko wsadziła do miski. Odcięła też pępowinę.
-To nie mój pierwszy poród, więc znam się na rzeczy – powiedziała. - Oh! To dziewczynka! - uśmiechnęła się. Owinięte maleństwo w ręczniki dała wykończonej Marysi.
-Jakie... piękne maleństwo.. - wydusiła z siebie.
Aleksandr chwycił malutką rączkę niemowlęcia.
-Karolinka.. - powiedział mocno wzruszony.
-Nasza mała Karolina. - dodała i tuliła mocno do siebie maleństwo..
Pani Stieler wyszła tylko do młodych oznajmiając, że mała Karolina właśnie przyszła na świat.

Marysia została „zwolniona” ze swoich obowiązków, ponieważ musiała się zająć dzieckiem. Aleksandr w każdej wolnej chwili szedł do ukochanej i córki zająć się nimi. Czuł się dumny z powodu nowej roli w życiu – w roli ojca.

Gdy minęły już prawie 2 miesiące od narodzin, Maryśka wróciła do pracy, choć przywiązała się bardzo do Karolinki i też każdą wolną chwilę poświęcała maleństwu. Wszyscy, łącznie ze Stielerami opiekowali się dzieckiem.
-Jest taka śliczna. - zachwycała się Marysia. - Poród to straszne przeżycie i powiedziałam wtedy, że nigdy więcej nie urodzę... ale chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko... najlepiej chłopca. - rozmarzyła się kobieta.
Aleksandr ją objął.
-Będziemy mieć. - pocałował ją w czoło.
-Mam nadzieję, że wojna się skończy i... wrócimy do Polski?
-Być może.. albo osiedlimy się gdzie indziej – byle razem. - pocałował ją.
-Kocham Cię. - uroniła łezkę.
-Nie płacz. - otarł łzę. - Jestem tu.
-Bądź tu, tam, zawsze...

Miłość Ci wszystko wybaczy
Smutek zamieni Ci w śmiech.

Miłość tak pięknie tłumaczy:
Zdradę i kłamstwo i grzech.

Choćbyś ją przeklął w rozpaczy,
Że jest okrutna i zła,

Miłość Ci wszystko wybaczy
Bo miłość, mój miły, to ja.

Jeśli pokochasz tak mocno jak ja,
Tak tkliwie, żarliwie, tak wiesz,

Do ostatka, do szału, do dna,
To zdradzaj mnie wtedy i grzesz.

Bo miłość Ci wszystko wybaczy
Smutek zamieni Ci w śmiech.

Miłość tak pięknie tłumaczy:
Zdradę i kłamstwo i grzech.

Choćbyś ją przeklął w rozpaczy,
Że jest okrutna i zła,

Miłość Ci wszystko wybaczy
Bo miłość, mój miły, to ja.

Miała piękny, melodyjny głos. Dziecko od razu zasnęło spokojnie, a Olek stwierdził, że nigdy tego nie zapomni.
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się. W domu państwa Stieler panowała miła atmosfera, choć pan domu z lekka zastanawiał się jak ma się zająć robotnikami, skoro przyjedzie rodzina – jego syn Wilhelm jest nazistą, głęboko wierzy w Hitlera i jego działa, choć rodzice nigdy tego nie chcieli. Nie mieli jednak na to wpływu – chłopiec musiał wstąpić do Hitlerjugend i to niestety zrobiło mu pranie mózgu. Oprócz syna mieli córkę, która miała na szczęście podobne, choć skryte poglądy o polityce – Helena. Państwo Stieler ostrzegli młodych przed Wilhelmem.
-Będziemy musieli nawet pokazać wam silną dłoń niekiedy w obecności syna, o ile sytuacja naprawdę będzie tego wymagać. - powiedział pan Stieler.
-Musicie nam to wybaczyć. - dodała pani Stieler.
Wszyscy skinęli ze zrozumieniem.
-Co będzie wtedy z dzieckiem? - spytał Olek.
-Cóż... nie ukryjemy tego faktu, choć chcielibyśmy. Mamy nadzieję, że tylko nic jej (dziewczynce) nie będzie. Wątpię by był Wili był aż tak srogi... - dodała z żalem na końcu gospodyni.
Zostało tylko wyczekiwać tych dni...

Teraźniejszość

-Na razie tyle Ci opowiedziałem, co się dowiedziałem. - zakończył Damian. - Ale obiecuję, że jeszcze dzisiaj usłyszysz resztę. - mrugnął okiem.
Kasia nie potrafiła znaleźć jakiegokolwiek słowa opisującego to, co czuła słysząc opowieść o robotach przymusowych w Niemczech jej babci, jego dziadków oraz tajemniczy rosyjski kochanek jak i narodziny jej matki.
-Wszystko ok? - spytał.
-Tak... tylko... słów mi zabrakło.
-Nie dziwię Ci się. - wstali. - Teraz idę pomagać dziadkom w ogrodzie. - mówił, gdy szli w kierunku domów - Ty może otwórz kolejny list.. - wskazał na plik listów w jej słoni - albo tam babci też w czymś pomóż. Może... porozmawiasz z nią o tym?
-Nie... - odpowiedziała. - Jeszcze nie teraz.
-Rozumiem.
Chwycił ją za dłoń mocniej, gdy poczuł, że jej uścisk słabnie. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
-Wiesz co powiedział dziadek o Tobie?
-Tak?
-Jesteś tak piękna jak twoja babcia w młodości. Masz też – co ja nawet zauważyłem – podniósł palec do góry – oczy po babci!
Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła i czuła, że ma już czerwone poliki.
Chłopak zatrzymał się i stanął naprzeciw niej. Kaśka wstydziła się spojrzeć na niego, aby nie pokazać swoich polików. Ten jednak pogłaskał jej policzek, więc spojrzała na niego.
-Jesteś taka... niezwykła... tylko...
-Tylko? - pomyślała, że zaraz powie jej coś niemiłego albo straszną prawdę.
-Smutna... - pogłaskał jej włosy. - Wydaje mi się, że nigdy nie zaznałaś prawdziwego szczęścia. Ale.. - zbliżył się do niej. - ja to mogę zmienić. - pocałował jej usta.
Katarzyna wiedziała, że znowu nie ucieknie od tego. To już ją całkowicie pochłonę. A to co powiedział Damian było prawdą, nawet to, że może ją uszczęśliwić. Dzięki niemu poczuła, że może być dla kogoś wyjątkowa. Zaczęła wierzyć, że istnieje dla niej miłość.
-Ja... wiem.. - wyjąkała, gdy przestali.
-To znaczy? - zapytał z uśmiechem.
-To co powiedziałeś pod drzwiami wczoraj...
-Wiem, celowo to zrobiłem. - zaśmiał się. - Wiedziałem, że będziesz przy nich stać. Cieszę się, że się nie pomyliłem.
Speszyło ją to mocno. On widząc to przytulił ją mocno.
-Moja maleńka. To przecież nic złego. Powiedziałem prawdę. Naprawdę się w Tobie zakochałem.
Czuła jak serce szybko jej bije.
-A wiem, że Ty też kochasz mnie. - dodał głaszcząc jej włosy.
Ona tylko skinęła głową. Lecz gdy się oderwali od siebie, nie chciała podnieść wzroku. Zauważył u niej łzy.
-Jesteś bardzo wrażliwa. - zauważył. - Ale mnie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. - uśmiechnął się do niej i ucieszył się, ze odwzajemniła jego gest.
-Przepraszam... to emocje... - powiedziała. - Po prostu... pierwszy raz tak... jest jak w bajce.
Objął ją i mogli iśc dalej.
-Jeśli tylko będziemy chcieli, może stworzyć na wspólnej drodze życia własną bajkę... i żyć długo i szczęśliwie.
Kasia rzuciła mu się na szyje i pocałowała w policzek. Chłopak nie krył radości, że w końcu znalazł kogoś dla niego idealnego.

Z daleka zauważyli ich jego dziadkowie.
-Mówiłem Ci. - zaśmiał się Andrzej.
-Dobrze, dobrze, mówiłeś. - machnęła ręką Anna.
-W niej widzę całą Maryśkę.
-A ja w nim... no właśnie? - zastanawiała się staruszka.
-Odpowiedź jest bardzo prosta. - wstał dziadek z siedzenia.
Babuszka domyśliła się odpowiedzi i uśmiechnęła pod nosem. Przed oczami miała wspomnienia z robót w Niemczech. Przypomniała sobie państwo Stieler oraz osoby, z którymi pracowała, które to z biegiem czasu stały się jej bliskie. W jej oczach stanęły łzy. Chciałaby ich spotkać jeszcze raz, lecz niestety to już nie jest możliwe, ponieważ została jej tylko Maryśka...