CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 11 czerwca 2011

Jezebel (1)

-Jezebel... ja Ciebie mianuję... w imię narodu Narmandii... na panią ludu... królową ich losu... niech się słowo rzecze!
Te słowa wypowiedział kapłan, stojący nad kołyską, gdzie leżało niemowlę – dziewczynkę o imieniu Jezebel. Cała ceremonia działa się na wzgórzu, nazwanym po prostu Wzgórzem Narmandii – krainy odległej, mieszczącej się daleko w galaktyce. Nikt, ale to nikt nie mógł usłyszeć, że istnieje taka kraina. Nikt. To była wielka tajemnica. Dlatego tylko wybrani mogli przejść przez portale wymiarów, by dostać się do innych krain... albo na planetę Ziemię...
Mieszkańcy Narmandii – Narmowie wyglądali jak ziemscy ludzie, z tym że ich skóra zawsze błyszczała, jakby byli zawsze z brokatu. Przeważnie mieli włosy blond w różnych odcieniach. W Narmandii obowiązywała monarchia – rządzili Król i Królowa. Właśnie dziś urodziło im się dziecko – córka, którą nazwali właśnie Jezebel. Teraz odbywała się jej nominacja na przyszłą królową, na razie jest księżniczką, królową zostanie tylko wtedy, gdy poślubi księcia.

Gdy kapłan wypowiedział ostatnie słowa przysięgi, miała nastąpić wielka radość i przyjęcie. Lecz wtedy niebo zrobiło się najpierw szare, a potem granatowe. Ludność zaczęła się niepokoić.
-Panie... - najwierniejszy sługa i zarazem przyjaciel Króla, Norman schylił się do władcy. - tam w górze coś jest..
Czarne kropki zaczęły krążyć na niebie. Zaczęły lecieć coraz niżej, było to stado kruków. Ptaki zaczęły okrążać wzgórze, potem wszystkich zebranych.
-Królowa ciemności... - mruknął sługa Norman.
Nagle kruki przemieniły się w ludzi, odzianych w czarne stroje, aż w końcu ten najważniejszy ptak przemienił się w kobietę, o szarej twarzy, z paskudnym uśmiechem i wrednymi oczami.
-Widzę, że ceremonia trwa jednak! - odezwała się. - I mnie nie zaprosiliście! I zapłacicie mi za to!
Trzymała wielką rózgę zakończoną świecącym na szaro kamieniem. Teraz wycelowała to w stronę kołyski. Gdy miała już rzucić zaklęcie, sługa już biegł w tą stronę. Czar poleciał, uderzył właśnie w niego, upadł. Miał ciężarną żonę, która zaraz urodzi. Król wstał i rozkazał innym, by bronili jego córki i sługi, a sam się zwrócił się do wiedźmy.
-Odejdź Isis, nie zbliżaj się do nas!
-Nie chcieliście mnie zapraszać, to pokażę wam wymiar sprawiedliwości! Nawet nie poznałam tego dziecka, a teraz zobaczycie, że pożałujecie srogo! To dziecko należy do mnie!
Sługa Norman już nie żył, cios był śmiertelny.
-Zabiłaś go! - krzyknęła Królowa.
-Pff, taki był plan. Odsuńcie się, bo będziecie kolejni!
Mag Allegro – na rozkaz króla za pomocą czarów przeniósł ją z Królową i Jezebel w bezpieczne miejsce. Byli w komnacie. Tam żona zabitego rodziła.
-Musisz urodzić! - mówiła do rodzącej druga ze służących. - Przyj!
Krzyczała z ogromnego bólu, lecz była dzielna i dawała radę.
Allegro zwrócił się do Królowej.
-Jezebel jest w niebezpieczeństwie, dużym niebezpieczeństwie. Nie powinna przebywać w Narmandii.
-Ale... co z nią będzie?
-Isis chce ją zabić, ale najpierw dopóki Jezebel nie dorośnie, nie zabije jej, tylko będzie kontrolować jej umysł. Nie możemy do tego dopuścić.
-Co należy zrobić?
-Musi przejść przez portale.... na planetę Ziemia...
-Ale... to niebezpieczne.
-Owszem, ale to jedyne wyjście. Wtedy jej Isis nie znajdzie. A jeśli nie znajdzie małej, Królestwu nic nie grozi.
Królowa złożyła dłonie.
-Przecież dopiero, co się urodziła... jest taka mała, niewinna... moja jedyna córka...
-Rozumiem cię Królowo... ale naprawdę to jest jedyne wyjście... Król o tym wie...
Po chwili przemyśleń, zgodziła się na to rozwiązanie. Przytuliła jeszcze kilka razy swoje maleństwo...
-Pamiętaj, kim jesteś... - szepnęła córeczce, całując ją w czoło.
Żona Normana urodziła chłopca, którego nazwała Natanael. Niestety, musiano jej powiedzieć o śmierci męża. To było trudne, jednak służące musiały to zrobić. Kobieta wpadła w histerię, płakała bardzo. Chłopca położono w kołysce, obok kołyski dziewczynki. Nagle zatrzęsła się ziemia.
-Musimy już iść. - oznajmił mag. - Ja przejdę z dzieckiem przez portal, potem wrócę.
-To kto się nią zaopiekuje?!
-Znam ludzi o dobrym sercu, oni się nią zaopiekują z sercem. To mogę zagwarantować, Królowo.
Skinęła głową, po czym ponownie wzięła maleństwo na ręce i udała się za magiem, z żalem zostawiając rozpaczającą kobietę i jej nowo narodzonego synka oraz inne służące.
Zatrzymali się przy okręgu, były na nim wyryte jakieś napisy. Allegro głośno wymówił słowa w nieznanym języku. Nagle po okręgu przebiegły pioruny. Wnętrze kręgu wywołało powłokę koloru niebieskiego. Królowa oddała mu dziecko mając łzy w oczach. Mag zakrył kocem niemowlę. Schylił głowę, po czym przeszedł przez koło. Gdy już całkowicie zniknął, pioruny ustały, portal się zamknął. Władczyni powolnym krokiem wróciła do służących. Gdy chciała iść do żony Normana, usłyszała czyjś przeraźliwy krzyk, a potem głuchą ciszę. Pobiegła w tamtą stronę i zobaczyła żonę Normana właśnie, tyle, że miała otwarte oczy, otwarte usta. Podeszła do jej łóżka, by sprawdzić co się z nią dzieje. Niestety, kobieta nie żyła i to właśnie do niej należał krzyk. Królowa wiedziała, że nawet tu jest niebezpieczna. Zobaczyła, że dziecko nadal jest w kołysce. Wzięła chłopca na ręce przyciskając mocno do piersi i zaczęła iść do kolejnego schronienia. Nagle na jej drodze stanęła wiedźma.
-Akuku! - zaśmiała się okrutnie, a żona Króla cofnęła się o krok do tyłu. - Nie uciekniesz mi już. Najpierw mi ta służąca przeszkodziła, lecz Ty już tego nie zrobisz.
Królowa nie wiedziała co zrobić. Co prawda nie było to jej dziecko, jednak czuła, że powinna je bronić jak swoje – przecież straciło oboje rodziców tego samego dnia.
Władczyni poczuła jakby uścisk w szyi – to Isis za pomocą mocy ściskała jej gardło chcąc dusić ją. Z trudem łapała oddech i bała się, że zaraz opuści dziecko. Wiedźma widząc, że tamta się nie poddaje, użyła kolejnego czaru, tym razem ataku paraliżu. A jak paraliż, to nie da się wykonać jakiekolwiek ruchu. Dlatego poddani Isis bez problemu wzięli dziecko i dali je wiedźmie, a Królowa stała bez ruchu rozpaczając, że nic zrobić nie może. Isis pogłaskała policzek chłopca.
-A więc chłopiec... zwany... Natanael... królewskie dziecko... a z nim to ja... zasiądę na tronie, hahaha!
Wiedźma za pomocą rózgi wyczarowała wyjście, przez które jej słudzy zniknęli. Gdy zaczęła iść, odwróciła się patrząc na Królową. Uśmiechnęła się złośliwie i pstryknęła z palców, co oznaczało odczarowanie. Wtedy żona Króla upadła nieprzytomna na ziemię. Isis zniknęła z niemowlęciem. Jej plan się udał – zabrała dziecko. Lecz jednego nie przewidziała – że to wcale nie jest dziecko pary Królewskiej...

Mag nocą znalazł się na ulicy Stripes, gdzie znajdowała się w skromnym, amerykańskim miasteczku. Wiedział gdzie iść, poruszał się bezszelestnie i był niewidoczny dla innych. Mała Jezebel spokojnie spała w jego ramionach. Stanął przed domem nr 21. Nim zdążył zapukać, drzwi się otworzyły. Ujrzał małżeństwo przed trzydziestką, byli już w piżamie. Kobieta klasnęła w ręcę.
-Wiedzieliśmy, że to Ty, magu Allegro!
Wszedł do środka.
-Zawsze wtedy przygasają u nas kilka razy światła – mówił mężczyzna. - Wtedy wiemy, że to nasz dobry przyjaciel z Narmandii nas odwiedza.
-Miło mi, że aż tak wam nie przeszkodziłem, drodzy Veroniko i Johnie Johnson.
-Spodziewamy się, że masz coś ważnego dla nas. - zaczęła Veronica.
Mag pokazał im dziecko.
-Jakie urocze! - zachwycała się kobieta i od razu wzięła je na ręce.
-Czy dziecko ma związek z twoim przybyciem? - zapytał John.
-Tak, Johnie... źle się dzieje w Narmandii...
-Oj, jak to? Jak Norman?
Allegro westchnął głośno.
-Twój brat nie żyje....
John złapał się za policzek.
-Boże... ale... ale jak?
-Zabiła go wiedźma... Isis... i... mam impuls... - złapał się za głowę. - że i Sarah... nie żyje...
Miny państwa Johnsonów posmutniały.
-Isis postanowiła się zemścić, więc chciała zabrać dziecko Króla i Królowej.. oto właśnie ona... Jezebel...
-Piękne imię... - pogłaskała dziecko.
-Twój brat też dzisiaj miał zostać ojcem... nie dożył tego... a Sarah... nie nacieszyła się długo dzieckiem... to chłopiec... Natanael... czuje... że on żyje... ale... jest w dużym niebezpieczeństwie...
-I... co z będzie z moim bratankiem... nie ma rodziców... a my...?
-Niestety, teraz Isis zrobi z niego swoje dziecko w błędnym przekonaniu, że to on jest dzieckiem Króla i Królowej... dopiero jej plan ma się ziścić, gdy chłopiec ukończy lat 18.
-A...
-Jezebel będzie u was bezpieczna... przynajmniej do 18 roku życia. Wtedy na pewno się spotkamy... Proszę was, byście włożyli w jej wychowanie wiele serca... niech będzie waszą córką.
Skinęli głową.
-Wiele dla nas zrobiłeś magu. Teraz my to zrobimy dla Ciebie.
-Nie dla mnie, dla niej...
Mag pożegnał ich, po czym zniknął za pomocą swoich czarów.
Johnsonowie poważnie porozmawiali.
-Ostatnio rozmawialiśmy o adopcji... teraz dostaliśmy szansę od losu...
-Tylko co będzie z moim bratankiem... a świadomość, że Norman i Sarah nie żyją...
-Allegro będzie nad nim czuwał... on nigdy nas nie opuścił...
-Masz rację... zatem... zmienimy jej imię, czy zostanie Jezebel?
Po chwili namysłu.
-Zawsze będzie Jezebel... lecz nazywajmy ją... Jessica....
Tak to w rodzinnie Johnsonów nagle pojawiła się Jessica, zwana też pieszczotliwie Jessie. Tak jak się miało stać, traktowali ją jak swoją własną córkę i kochali ją jak córkę. A ona w zamian dawała im swoją miłość. Przybrani rodzice zastanawiali, jak i czy w ogóle powiedzieć jej prawdę o pochodzeniu? Czy uwierzyłaby, że urodziła się w dalekiej galaktyce jako księżniczka, lecz zła wiedźma chciała jej zrobić krzywdę, więc ukryto ją na Ziemi? Wzięłaby to za bajkę. Postanowili wtedy, że poczekają do jej 18 urodzin – przecież Allegro mówił, że wtedy ich odwiedzi. Zostało więc poczekać
18 lat minęło jak jeden dzień, dokładnie wtedy pojawiła się na świecie. Dziś 18 wiosen przeszło w mgnieniu oka. Boże, jaka ona już dorosła!
Jessie Johnson była bardzo urodziwą dziewczyną – stalowe oczy i te ogniste włosy – rude, miała je po swojej biologicznej matce. Zresztą, całą urodę matki zachowała. Po ojcu zdecydowanie odziedziczyła charakter – ten widoczny temperament – cały ojciec!
Uwielbiała obchodzić swoje urodziny – zawsze było w domu tak wesoło, a ludzi dla niej serdeczni składali jej szczere życzenia. I tort, przy którym zdmuchując świeczki wymawiała życzenie, bo tortu nigdy nie jadała, bo po prostu nie lubiła.
Od samego początku dzień zaczął się idealnie – rodzice obudzili ją pieśnią „100 lat” i wręczyli prezent – płytę CD z jej ulubionym zespołem. Mama zrobiła jej ulubione śniadanie – grzanki. Szybko wskoczyła do łazienki i w ciuchy, podkręciła rzęsy tuszem i zabrała plecak i wyszła, biegnąc na autobus do szkoły. Na jej miejscu siedziała jej przyjaciółka Maggy, która od razu złożyła jej życzenia. Jeszcze kilka osób życzyło jej najlepszego. Oczywiście nie żłożyli Ci życzeń, co nie wiedzieli, nie słyszeli oraz Ci, co ją nie lubili, czyli przede wszystkim dziewczyny. Tylko Jessie posiadała tak bujne i rude włosy, delikatne i miękkie w dotyku i pachnące. Ale ona się nie przejmowała uwagami innych – potrafiła przygadać lub ignorować takie osoby. Byli tacy chłopcy co się w niej podkochiwali, byli tacy co zdobyli jej serce, lecz nie na długo – pociągał ich tylko jej wygląd, nie interesowała ich jej osobowość, która przecież też warta była uwagi. Tego ona znieść nie mogła, chciała by ktoś docenił ją również za charakter. Owszem, byli też tacy, ale związek nie wytrzymywał próby czasu. Tak naprawdę była w trzech związkach, z czego 2 to totalne niewypały z wyżej wymienionych powodów. Marzyła więc, by spotkać kogoś na całe życie, by w końcu odnalazła się ze swoją drugą połówką. I takie życzenie wymówiła zdmuchując świeczki na jej 18 torcie urodzinowym. Jak zawsze, wierzyła, że tym razem to się spełni.

Tymczasem... daleko, daleko od Ziemi... gdzieś daleko w galaktyce... w krainie zwanej Narmandią... zaczęło grzmieć...