CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 28 maja 2011

Glitch City (2)

Minęły prawie 3 tygodnie, odkąd Faith i jej mama wprowadziły się do Glitch City – miejsca, które oznaczało nic dobrego, jednak obie kobiety starały się żyć dobrze pomimo brutalnej rzeczywistości. Faith się uczyła, jej mama pracowała, dziadek spędzał czas u sąsiadów lub przed TV albo krzyżówkami.
-Mamo, wrócę o 22.00! - oznajmiła zakładając najładniejszą sukienkę, jaką miała i balerinki do niej.
Zadzwonił dzwonek.
Dziewczyna niemal w mgnieniu oka znalazła się przy wejściu, nim matka zdążyła dojść. A po ich otwarciu w progu stał ten, na którego czekała: jego jasno-brązowa skóra, kręcone, czarne włosy, piwne oczy oraz ten zniewalający uśmiech znowu ją zaczarowały.
-Cześć! - przytuliła go.
Podarował jej malutkie pudełko. A jego zawartość to...
-Naszyjnik! Jaki piękny! - był zrobiony z bursztynów. - Dziękuje! - pocałowała go w policzek.
-Proszę. Chodźmy, póki nas nie mogą zobaczyć! - chwycił jej dłoń a ona zamknęła za sobą drzwi i razem zbiegli po schodach opuszczając dom.
Jednak... cofnijmy się o kilka tygodni wcześniej...
Praca krawcowej to było za mało, żeby utrzymać rodzinę, dlatego Faith zdecydowała, że podejmie się pracy, jakiejkolwiek, byle zarobić coś i wspomóc matkę oraz emeryturę dziadka. Zatrudniła się jako barmanka w barze. Dopiero w pierwszym dniu dowiedziała się.... że tam pracuje Michael!
A do baru trafiła, ponieważ umówiła się tam z Damonem i powiedziała mu o problemach z pieniędzmi, on odkrył, że tutaj poszukują osób do pracy, więc dziewczyna postanowiła się zatrudnić.
Pierwszą obsługiwaną osobą był właśnie Damon, który poprosił o pepsi. Odnosiła wrażenie, że Damon jest w nią zapatrzony jak w obrazek. Mimo że kręciło się wokół niego wiele dziewcząt (nie ukrywajmy – Damon jest przystojny: niebieskie oczy, jasno brązowe włosy, wysoki, miły i ma poczucie humoru), to jego wzrok był skierowany w kierunku Faith. Od pierwszego dnia zachwyciła go ta drobniutka, choć z kobiecymi kształtami jak klepsydra o kasztanowych włosach i stalowych spojrzeniach dziewczyna. Oraz ten słodki uśmiech.
Wtedy gdy do niej pierwszy zagadał, sądził że ma do czynienia ze zwykłą uczennicą, która dopiero znalazła się tutaj i nie zna się na kilku rzeczach. Lecz gdy tylko odwróciła się w jego stronę, poczuł, jak dreszcz przeszył jego skórę, a gorąc zaczął dokuczać. Za każdym razem tak było, gdy ją spotykał. Nie wiedział jeszcze, co to może być. Wiedział tylko, że to coś nowego dla niego.
Gdy zobaczyła Michaela, miał strój do pracy i trzymał miotłę, którą sprzątał podłogę. Spojrzał na ni ą, po czym wrócił do tego, co robił.
-Nie wiedziałam, że tu pracujesz. - zaczęła. - Chodzimy ze sobą do jednej klasy... jakoś... tak nie było okazji pogadać.
Uśmiechał się, ale nadal milczał.
-Niewiele mówisz. Nie będę cię zmuszać do mówienia. - ubierała kostium do pracy.
Po chwili usłyszała jego głos.
-Szedłem za tobą.
Znowu spojrzała na niego stojąc jakby wbita w ziemię.
-Słucham?
-Szedłem za tobą.
-Do domu? - nieśmiało spytała.
-Zawsze idę za tobą, żeby nic ci się nie stało.
-Nigdy cię nie widziałam.
-Nie podchodzę blisko.
Uśmiechnęła się.
-Miło z twojej strony. Od dziś możemy razem wracać do domu, jeśli nie masz nic przeciwko.
Ponieważ zobaczyła jego białe zęby, odebrała to jako zgodę.
W roli kelnerki sprawdziła się dobrze, szef nie miał powodów, żeby jej coś złego zarzucić.
Poczekała, aż Michael się ubrał i razem wyszli z budynku. Podobał się jej jego ubiór: skórzane spodnie, biała koszula, czerwona muszka oraz czarna kurtka skórzana.
Po raz pierwszy mieli okazję ze sobą porozmawiać.
-Lubisz muzykę, Faith?
-Wypowiedziałeś moje imię. - policzki ją zapiekły. - Owszem, lubię.
-W takim razie zapraszam cię do mojego tajnego teatrzyku.
-Tajnego?
-W podziemiach, tylko dla wybranych osób.
-I ja jestem tą wybraną?
-Jesteś. Ale jeśli nie chcesz...
-Ależ chce... tylko... z teatrem muzycznym mam przykre wspomnienie, które mnie do dziś boli...
-Rozumiem.
-Ale przyjdę, tylko kiedy powiedź.
-Teraz.
-Teraz?
-Tak, zaprowadzę cię.
Byli już na ich osiedlu, on mieszkał po tej drugiej stronie i to na tą stronę przeszli. Zawsze bała się tej strony, bo tu mieszkała czarnoskóra ludność, a Damon nieraz ją przecież ostrzegał. Jednak była z Michaelem, sam jej powiedział, że zawsze idzie za nią, żeby nic jej się nie stało. Uznała, że to miłe z jego strony... i nie może mu być obojętna, skoro to powiedział. Weszli do jakiegoś budynku, schodząc do schodach, zwykle znajdowała się tam piwnice dla mieszkańców. Przeszli korytarz i zatrzymali się przy drzwiach z drewna (wystarczy je podpalić i całe spłoną), wyjął klucz i je otworzył. Było tu ciasno, ale oboje się zmieścili. Stali naprzeciw siebie tak blisko. Dosięgała mu go ust (Damonowi ledwo do podbródka). Patrzyli sobie w oczy uśmiechając się. Mogliby się nawet pocałować. Poczuła miły zapach.
-Czy mi się zdaję, czy Ty pachniesz cukrem waniliowym? - zapytała.
-Tak, mam taki perfum.
-O ja cię! Kocham zapach cukru waniliowego! A ten perfum...
-Tajna receptura. - pokazał białe ząbki.
Schylił się i pociągnął za haczyk i otworzył jakieś podziemne wejście.
-Zejdę, a Ty za mną. - powiedział.
Zaczął schodzić po drabinie tam na dole, a ona za nim czując lekki strach. Paliło się słabe światełko, a gdy zeszli, ledwo widzieli swoje twarze. Wtedy dotknął jej dłoni, lodowatej, gdy zaś on miał ciepłą. Prowadził ją przez ciemny korytarz. Droga kończyła się metalowymi drzwiami. Zapukał trzy razy. Otworzył się otwór z drzwiach widoczny tylko dla oczu – zupełnie jak w filmach.
-Podaj hasło. - usłyszeli.
-WD40.
Drzwi się otworzyły.
-Wd 40? - zapytała, bo wywołało to u niej lekki śmiech.
-Nie mój pomysł. - podobał się jemu jej uśmiech.
Była to nawet duża salka, z krzesłami dla widzów, a na końcu sali, która była najbardziej oświetlona, była scena, a na niej jakieś osoby.
Michael nadal trzymał jej dłoń i skierowali się pod samą scenę. Tam przywitał się ze wszystkim i i przedstawił nową koleżankę. Faith dostrzegła, że znacząca większość osób jest ze szkoły. W życiu by nie przypuszczała, że wchodzą tajnym wejściem.
-Faith. - zwrócił się do niej. - Witaj w naszym świecie muzyki, w naszym teatrze.
-Prezentujemy tu sztukę za pomocą muzyki. - odezwał się chłopak z długimi włosami.
-Rasizm nie jest nam obcy. - odezwała się czarnoskóra dziewczyna. - Dlatego tu się zbieramy i poprzez musicale przedstawiamy szarą rzeczywistość...
-...Która nagle staje się kolorowa! - uzupełnił chłopak w punkową fryzurą.
Musical, teatr muzyczny – wszystko to kojarzyło się jej z jednym. Nagle przed oczmi przeleciały jej obrazy przeszłości: ojciec, jej występy w teatrze muzycznym, Janet mówiąca o wypadku, policjant z jej mamą, pogrzeb, opuszczenie domu rodzinnego... Zamknęła oczy i odwróciła się spuszczając oczy.
-Wszystko w porządku? - spytał Michael.
-Tak... nie... znaczy... - przyłożyła dłonie do twarzy. -Coś mnie boli...
-Co cię boli?
Odsłoniła twarz i ujrzał jej smutny wzrok.
-Serce mnie boli. - powiedziała.
To wtedy po raz pierwszy ją objął. Jego silne ramiona zadziałały natychmiast. Od raz poczuła ciepło na swojej skórze, a na twarzy zagościł nieśmiały uśmiech.
-Uleczę twoje serce. - powiedział.
Oplotła rękoma jego szyję i mocno się wtuliła w niego. Dawno nie było jej tak dobrze i to w czyiś ramionach. Owszem, Damon nie raz ją przytulił tak po przyjacielsku, ale to przy Michaelu poczuła się tak cudownie. Kochała go, tego była pewna, od tej chwili.
Czując w sobie jakąś siłę, poszła z nim za kulisy i dowiedziała się, że są próby do występu do piosenki „Walk Like An Egyptian” zespołu The Bangles. Założyła strój Kleopatry, a Michael Faraona. Do zaśpiewania przydzieloną ją pewną partię, a wszyscy wspólnie mieli śpiewać moment, gdy jest „oh whey oh”.Puścili muzykę.
-Slide your feet up the street bend your back
Shift your arm then you pull it back
Life is hard you know (oh whey oh)
So strike a pose on a Cadillac

If you want to find all the cops
They're hanging out in the donut shop
They sing and dance (oh whey oh)
Spin the clubs cruise down the block

All the Japanese with their yen
The party boys call the Kremlin
And the Chinese know (oh whey oh)
They walk the line like Egyptian

All the cops in the donut shop say
Ay oh whey oh, ay oh whey oh
Walk like an Egyptian
Walk like an Egyptian... - zaśpiewała.
Młodzież polubiła jej głos, uznali że pasuje do nich i od teraz powinna tu codziennie przychodzić, ponieważ ją potrzebują. Dlatego też przydzieli jej piosenkę solo do zaśpiewania - „Luka” Suzanne Vegi. Ma ją zaśpiewać na najbliższym spotkaniu, gdy będzie wystawiane mini przedstawienie, a to tylko początek tego, co miało nadejść – bowiem wszyscy przygotowują wielki musical i to dla szerszej widowni.
Faith wracając z Michaelem podśpiewywali pod nosem. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa. Miała ochotę skakać z radości i to nawet zaczęła robić, ku ucieszy Michaela.
Odprowadził ją pod sam dom. Tam mieli tylko się pożegnać.
-Dziękuje za ten wieczór, nawet nie spodziewałam się, że taki będzie... miałam wrócić tylko z pracy, hihi.
-Będziesz jutro w szkole i w pracy?
-Powinnam być.
-Dobrze.
-Czekaj.
-Tak?
-A co właśnie ze szkołą... czy... teraz będziemy ze sobą tam rozmawiać?
-Tak chciałbym... ale za bardzo mi na Tobie zależy i nie mogę pozwolić, by Ci krzywdę zrobili.
To zdanie dźwięczało jej w głowie i miała wrażenie, że jest taka lekka i unosi się do góry.
-Ale po...
-W pracy możemy, na zapleczu nikt nas nie widzi. A później... jak sama chcesz.
-Bardzo chcę! - skoczyła do góry.
Uśmiechając się do siebie, ponownie jak w teatrzyku objął ją. Lecz tym razem po długich spojrzeniach w oczu złożył na jej wargach pocałunek. To ją oszołomiło, że nie protestowała na te namiętne pocałunki. Miał tak słodkie usta. I te ramiona, które ją mocno, lecz z czułością obejmowały. Tak wyglądało ich pożegnanie.
Gdy przekroczyła próg domu, oblizywała wargi i chciała wykrzyczeć całemu światu, że wreszcie jest szczęśliwa i zakochana.
-Kochanie, gdzie Ty tyle czasu byłaś? - spytała matka widząc swoją córkę i to taką zadowoloną.
-Nigdzie, mamuś... - odpowiedziała rozmarzona.
-A ja wyraźnie widzę, ale nie będę się zmuszać do odpowiedzi. Mam nadzieje, że lekcje odrobiłaś, bo już powinnaś iść spać.
Co ją tam lekcje interesowały, gdy myślała tylko o Michaelu i jego słodkich ustach.
-A, zapomniałabym. - zatrzymała ją matka. - Był tu jakiś chłopak do Ciebie. David... Damon czy tam Daniel. Nie było cię wtedy, więc poszedł sobie. Nie powiedział co chciał od Ciebie, ale to chyba coś ważnego, skoro smutny wyszedł. Ok, idź do pokoju i dobranoc.
-Dobranoc. - znów odpowiedziała rozmarzona.
O Damonie pomyślała tylko tyle, że w szkole jej powie to coś. Przebrała się w piżamę i długo, długo, długo przed zaśnięciem fantazjowała o tych słodkich ustach i ciepłych ramionach Michaela.

0 komentarze: