CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 28 maja 2011

Glitch City (1)

Faith w tamtej chwili poczuła, że jej świat się zawalił. Wszelkie marzenia uległy destrukcji, wszelka radość na zawsze zniknęła, życie stało się szare i bez jakiegokolwiek sensu.
Miała wrażenie, że ciąży na nią poczucie winy, jakby to ona była winna wypadkowi.
-Kochanie, ja też cierpię... ale wszystkie się niedługo ułoży. - zapewniała ją matka głaszcząc jej lodowatą dłoń.
Dziewczyna zadawała sobie pytanie, kiedy to „niedługo” miało nadejść, skoro jest tak krytyczna sytuacja. Zmusiło ją do myślenia, że jej marzenia o teatrze muzycznym od zawsze były głupie i gdyby nie musiała wystąpić w musicalu, to by ojciec nie musiał się śpieszyć wracając prosto z pracy na przedstawienie. Bo co to mogło dać, jak nie dojechał... Tir wjechał w jego auto...
O tym wszystkim dowiedziała się po przedstawieniu.
-Faith... - to jej przyjaciółce, Janet przypadło powiedzenie tej strasznej wiadomości. - Twój tata... miał... wypadek...
Wydawało jej się, że się przesłyszała. Janet nie potrafiła wykrzesać z siebie słowa, trzęsła się.
-Janet... powiedź, proszę. - Faith błyszczały spojrzenia.
-Niestety... tak mi przykro... - łzy stały jej w oczach.
Myślała, że się przesłyszała. Nie mogło do niej dotrzeć, że ojciec nie żyje. Wydało się jej to tak niemożliwe, że wybiegła z budynku. Tam stał policjant z jej mamą. Po twarzy matki i minie policjanta już wiedziała, że to niestety prawda.
Tata był jedynym żywicielem rodziny, więc dalsze życie Faith i jej mamy stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Co po takiej tragedii może się z nimi stać.
Okazało się, że ojciec mamy Faith zaproponował im wspólne mieszkanie. Zgodziły się, bo nikt inny nie oferował im pomocy. Tylko, że mieszkanie, które znajdowało się nie dość, że w biednej dzielnicy, to jeszcze daleko od ich domu, który niestety muszą sprzedać.
-Dużo dostaniemy za ten dom + majątek twojego taty. Będziemy skromnie żyć, ja pójdę do pracy, a Ty się po prostu ucz oraz dziadek zawsze pomoże. - powiedziała jej matka, gdy opuszczały ukochany dom.
Dzielnica już od pierwszych chwil się jej nie spodobała. To dziadek raz na jakiś czas przyjeżdżał w odwiedziny, gdyż rozwiódł się ze zmarłą już babcią Faith.
Brud, bieda.... to charakteryzowało to miejsce. Dlatego nazywało się „Glitch City”.
Mama Faith trzymała w swojej chudej dłoni karteczkę z adres, w razie gdyby go zapomniała.
Przechodziły między starymi, blokami. O ściany opierała się zakapturzona młodzież paląca trawkę. Faith poczuła ściśnięcie w żołądku i strach o swoje życie. Natomiast po drugiej stronie, przy kolejnym blokiem zobaczyła czarnoskórą młodzież tańczącą przy odtwarzaczu. Był zatem tu wyraźny podział na rasy. One akurat szły do swojej rasy.
-Jesteśmy córeczko. - zatrzymały się przy właściwym budynku z numerem „12”.
-„Dobrze, że nie 13”. - pomyślała.
Zadzwoniły na domofon. Po charakterystycznym dźwięku otworzyły drzwi do budynku, klamka była wyraźnie brudna, a na drzwiach były przyklejony plastry, bo ktoś wcześniej musiał wybić szybę. Na klatce było czuć smród tytoniu, alkoholu i potu oraz jakiś potraw. Stanęły przy drzwiach do mieszkania „7”. Zapukały. Po chwili otworzył im średniego wzrostu starszy pan. Miał siwe włosy, brodę i okulary. Ubrany był w starą koszulę i spodnie trzymane szelkami. Zaprosił je do środka. Mieszkanie było małe, umeblowane ze starych mebli, ale utrzymane w miarę w porządku, chociaż przydałoby się tu porządne sprzątanie.
-Chodź, pokój Ci pokażę. - powiedział do niej dziadek.
Pokoik był mały, było łóżko, były szafy, była lampka. Dało się to przeżyć, wystarczy odpowiednio udekorować wnętrze. I tak dobrze, że miała swój kąt. Mama miała spać w pokoju, gdzie dawno temu spali jej rodzice, a dziadek powiedział im, że on i tak od pewnego dnia śpi na kanapie.

Mama zatrudniła się jako krawcowa, ponieważ w Glitch City brakuje takich osób, a Faith została zapisana do najbliższej szkoły. Przerażał ją ten budynek, tutaj widać było, że będzie miała do czynienia z trudną młodzieżą oraz z narkotykami, alkoholem i papierosami. To nie to, co miała w poprzedniej szkole, gdzie panował jako taki porządek i było schludnie. Przysięgła sobie, że pozostanie do końca silna i nie da się złamać.

W pierwszy dzień do szkoły z ulgą odetchnęła, że udało jej się przejść między blokami i nikt na nią nie napadł. Starała się tego dnia nie wyróżniać, być przykładną i mieć oczy wszędzie otwarte. Kluczyk do szafki trzymała nerwowo. Bez problemu znalazła szafkę, ale za nic nie wiedziała jak ją otworzyć, był tu jakiś szyfr + klucz. Jeśli zacznie się siłować, to zwróci swoją uwagę. Zaczęła obgryzać paznokcie.
-Nowa? - usłyszała.
Stanął przy niej chłopak, wyższy o głowę od niej. Pierwsze co dostrzegła w nim to te jego niebieskie oczy, które tylko elektryzowały ją.
-Tak. - odpowiedziała mu starając się znosić elektryzowanie jego oczów.
-Każdy nowy ma z tym problem. Pozwolisz? - wskazał na klucz.
Wsadził klucz do zamka, pokręcił nim, a potem kilka razy obrócił kółkiem wokół zamku.
-Proszę. - oddał kluczyk. - Z czasem się nauczysz.
-Dziękuje.
-Damon Bradley. - przedstawił się.
-Faith Coleman. - wymienili uścisk dłoni.
Nie mogła się napatrzeć na jego spojrzenia – nigdy w życiu nie widziała takich oczu.
-Do której klasy chodzisz? - spytał.
-2d.
-Szkoda, nie będziemy w klasie. Ja chodzę akurat do 3b.
-Ale możemy się widywać w szkole.
-I po. - mrugnął okiem. - Wiesz, gdzie masz iść?
-Nie...
-To Ci pokażę... hmm, gdzie 2d ma lekcje... rzućmy okiem na plan! - podeszli do szyby, za którą był plan lekcji dla wszystkich klas. - Masz w 112 lekcje. Zaprowadzę cię tam. - nagle zadzwonił dzwonek. - bo zaraz się spóźnisz!
Gdy dotarli na miejsce, młodzież wchodziła do sali.
-Ok, zajmij miejsce tam. Jak chcesz, to poczekam tu i cię oprowadzę!
-Dobrze, dziękuje, że jesteś taki miły.
-Ja zawsze jestem miły. - znów mrugnął okiem.
Oczarowana nowo poznaną osobą, nie patrzyła przed siebie i uderzyła w kogoś, a wszystkie rzeczy wyleciały jej z rąk.
-Ojej, przepraszam najmocniej! - czuła, jak poliki ze wstydu ją palą.
Zobaczyła, że ręce, które zaczęły jej pomagać należą do czarno-skórnego chłopaka. Gdy spojrzała na jego twarz, nie wiedziała jak mogła określić to, co poczuła. Miał delikatnie skręcone włosy, piwne oczy, duży nos i usta. Nie poczuła tego nawet przy Damonie, to było coś więcej, jakby ją prąd kopnął. A może kopnął.
Chłopak milczał, tylko cały czas patrzyli sobie w oczy. Poddał jej rzeczy i dalej bez słów patrzył. Ona nie bardzo wiedząc jak się zachować, poprawiła kosmyk włosów za ucho i weszła do klasy jakby spłoszona.
Zajęła pierwsze lepsze wolne miejsce. Widziała, że większość dziwnie na nią patrzy. Do klasy wszedł gruby chłopak, ogolony na zero i żujący gumę. Widząc Faith, zrobił dziwną minę.
-Ej laleczka, wypad z mojego miejsca. - odezwał się.
Nie mogła nikomu podpaść, więc wstała i wzięła swoje rzeczy bez słowa.
-No, się rozumie! - powiedział idąc w kierunku swojego miejsca, a mijając się z nią, poklepał ją po tyłku. - Niezła dupeczka. - powiedział.
Czuła się, jakby dostała między twarz. Gorzej być nie mogło. Pocieszała się, że za 45 minut zobaczy się z Damonem, który na razie jako jedyny okazał jej sympatię i ten chłopak... kim on jest?
Na pewno będzie chodzić z nim do klasy. Czy będzie coś dalej?
Ponownie zaczęła szukać nowego miejsca. W tym czasie weszła nauczycielka prowadząca zajęcia. Spod okular spojrzała na Faith.
-Nowa uczennica, rozumiem?
-Tak, proszę pani.
Usiadła przy swoim nauczycielskim biurku i otworzyła dziennik.
-Faith Coleman, tak?
-Tak.
-Dobrze, zajmij miejsce tam na końcu. - wskazała.
Ostatnia ławka w rzędzie przy oknie. A ten chłopak siedział w ostatniej w środkowym rzędzie. Ona siedząc w pewnym momencie powoli odwróciła się do tyłu. Wychwyciła jego spojrzenie, że aż poczuła jakby ciepło w sercu.
-”Czyżbym jednego dnia, w jednej chwili zakochała się? A Damon, i ten chłopak...”.
Nauczycielka, pani Diaz zaczęła czytanie listy.
-Michael Jordan.
-Obecny. - odezwał się ten chłopak.
-”Michael!” - i odruchowo znowu odwróciła głowę i złapała jego oczy.
Następnie wyciągnęła książki i zeszyty i zaczęła notować to, co dyktowała nauczycielka a następnie rozwiązywała zadania bez problemu. Pod koniec lekcji sprawdzano zadania. W pewnym momencie nauczycielka poprosiła Faith o odczytanie zadania. Okazało się, że ma bardzo dobrze zrobione, a w klasie już słychać było szepty. Zadzwonił dzwonek. Patrzyła, jak Michael się pakował. Nie potrafiła oderwać oczu, miał w sobie urok osobisty, rzucił na nią czar, a ona zaczarowana nie mogła przestać myśleć o nim i patrzeć na niego. Wychodząc z sali, zgodnie z obietnicą, Damon czekał.
-I jak pierwsza lekcja?
-No, oprócz dwóch incydentów, reszta przebiegła nieźle.
-A jakich incydentów, jeśli mogę spytać.
-Najpierw wpadłam na Michaela, takiego czarnoskórego chłopaka w mojej klasie....
-Wiem, który to. Uważaj lepiej, byś się z nim nie zadawała.
-Dlaczego?
-W Glitch City jest problem rasizmu między nami – młodymi gniewnymi. Widać to na osiedlu.
-Tam mieszkam.
-Myślę, że z okna zobaczysz, jak często toczą się bójki między białymi, a czarnymi. Jeśli się będziesz zadawać z tamtym, to prędzej czy później banda czarnych na Ciebie napadnie, a potem biali, że zdradzasz swoją rasę.
-Gdzie ta tolerancja?
-No, niestety....
-A Ty? Jesteś rasistą?
-Nie jestem, ale ignoruję czarnych, bo nie chcę mieć kłopotów. Chcę spokojnie skończyć tą szkołę.
-Rozumiem.
Dotarli na stołówkę.
-A teraz mi opowiesz o sobie. - mrugnął okiem.
Wzięli fast food, Damon powiedział, że to jest zdrowsze od innych dań na stołówce, bo przynajmniej jest to jak z McDonalda czy KFC, a tamte dania mogą być robione z resztek ,albo z gorszych rzeczy.
Damon pierwszy zaczął o sobie opowiadań: mieszka w tej „bogatszej” dzielnicy i unika wszelkich kłopotów i miejsc zagrożonych. Gdy skończy szkołę, chce wyjechać z miasta i studiować oraz podjąć się jakiejkolwiek pracy, byle z dala od Glitch City.
Faith trochę się wahała, czy ma mu od razu powiedzieć, co się wydarzyło w jej życiu, więc prosiła go o dyskrecje a on na słowo honoru, z ręką na sercu obiecał. Przekonana tym opowiedziała mu o życiu przed przeprowadzką: jak to mieszkała w dzielnicy dużego miasta, jej dom był duży, z ogrodem, do którego uwielbiała chodzić i przebywać tam. Pisała tam zawsze wiersze, rozkoszowała się widokiem roślin i zapachem kwiatów. Jej wielką pasją był śpiew i granie, więc chodziła do teatru muzycznego i grała małe, ale znaczące role. Niespodziewanie dostała główną rolę w musicalu, który przypominał Romea i Julię muzycznie. Tata obiecał jej, że postara się przyjechać, najwcześniej jak się da, bo ma dużo pracy. Gdy skończył pracę, zobaczył, że przedstawienie już trwa, więc z ogromną prędkością jadąc autem i to w deszczu śpieszył się do teatru. Gdy nadszedł punkt kulminacyjny przedstawienia, to wtedy jej ojciec nie dostrzegł Tira, który chwilę potem wjechał w jego samochód... i tak przestała kochać swoją pasję, a jej życie diametralnie się zmieniło.
-Tak mi przykro, Faith. - powiedział poruszony Damon. - Nawet nie sądziłem, że... - westchnął. - Jeśli potrzebujesz pomocy, to możesz się do mnie zwrócić.
Skinęła głową delikatnie się uśmiechając, a on znowu poraził ją niebieskimi spojrzeniami.
Nagle dostrzegła, jak ten, co ją klepnął w tyłek, nijaki Steve Jones wywalił jedzenie Michaelowi śmiejąc się.
-To straszne. - skomentowała.
-Niestety... ale nie możemy mu pomóc.
Wtedy przy Michaelu pojawiła się grupa czarnoskórej młodzieży. Zaczęli grozić Jonesowi i jego grupie. Po wymianie zdań, rozeszli się, a wszyscy wrócili do zjadania posiłków.
-Teraz sama widzisz, że nie można z nimi zadzierać, w ogóle rozmawiać.
Dziewczyna westchnęła i spojrzała na Michaela i ponownie dostrzegła jego oczy i poczuła szybsze bicie w sercu.

0 komentarze: