CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 17 lipca 2011

Listy Do M. (1)

Słońce zaszło kilka chwil temu, zrobiło się ciemno. Katarzyna usiadła na parapecie i palcem rysowała po szybie starając się w ten sposób zabić nudę, jaka ją ogarnęła z tego wyczekiwania, aż łaskawie pojawi się jej ciotka Liza. Spojrzała na niebo za szklaną barierą, księżyc wyłonił się z chmur.
W sumie mogła już dawno wyjść z domu i pójść na dworzec kolejowy, lecz ciocia obiecała, że pojedzie z siostrzenicą do babci dziewczynki, Marii. Kasia kochała babcię Marysię i miejsce, w którym mieszkała, czyli chatka położona przy samym lesie, co pozwalało odczuć ten niezwykły klimat, szczególnie nocą.
Światła zbliżały się w stronę bramy, to na pewno ciotka. Dziewczyna podniosła się, sprawdziła, czy wszystko zapakowała do plecaka, po czym wzięła go na ramiona i wyszła z pokoju.
Jej mama, Karolina siedziała na fotelu ze skóry, blisko palącego się kominka. Palcem poprawiała okulary, które nosiła do czytania książek i tym razem też tak było.
-Mamo, idę, ciocia przyjechała.
-Dobrze, miłej podróży. - jej wzrok wciąż był w książce.
Zdaje się, że nie przejął ją fakt, że jej córka wyjedzie z domu na kilka tygodni. A może się cieszyła? Nie, ona po prostu rzadko kiedy okazywała jakieś uczucia. Z ojcem Kasi, Rafałem rozwiodła się, gdy ich dziecko miało niecałe trzy latka. Nie płakała, nie smuciła się, zawsze miała kamienną twarz. Była poważna, zbyt poważna. Zdecydowała, że córka zamieszka z nią.
W domu słuchało się muzyki poważniej, nie przepadała za wszelką rozrywkową muzyką.
Jej przeciwieństwem jest jej młodsza siostra Liza. Od zawsze była radosna, wariowała, miała poczucie humoru. Od prawie dwudziestu lat jest w szczęśliwym związku małżeńskim z Piotrem oraz mają troje dzieci: 19-letnią Magdę, 15-letniego Alana i 10-letnią Olę.
Katarzyna była jedynaczką, jej matka nie chciała mieć więcej dzieci, więc dziewczynka chętnie spędzała czas z ciotecznym rodzeństwem oraz rówieśnikami.
Gdy skończyła siedemnaście lat, chciała wyprawić przyjęcie urodzinowe i zaprosić przyjaciół. Niestety, matka nie wyraziła zgody argumentując, że w tym wieku nie powinny być jej zabawy w głowie. Kasia miała już dość takich zachowań matki, dlatego chętnie uciekała w świat swojej wyobraźni oraz cieszyła się z wyjazdów z ojcem, wujostwem i ze znajomymi oraz do ukochanej babci. Dlatego była radosna, gdy babunia zaproponowała, żeby jej wnuczka spędziła wakacje u niej. Mama nie protestowała, więc dziewczyna odliczała tylko dni. Wtedy ciotka Liza zaoferowała, że pojedzie z nią pociągiem, by odwiedzić matkę, a potem wraca do rodziny.
-Kasiula! - ciotka jak zawsze przywitała ją mocnym przytuleniem.
-Ciociu, udusisz mnie! - zaśmiała się młoda.
-Jesteś moją kochaną siostrzenicą! Widzę, że gotowa, więc jedziemy! Cześć Karola!
-Witaj. - matka dalej nie odwróciła oczu.
-No... to jedziem, jedziem!
Ciotkę humor nie opuszczał. Ona chyba nigdy nie miała złego dnia, rzadko się denerwowała a gniewa to wcale. To właśnie kochał w niej wujek Piotruś. Był nią zafascynowany tak samo jak w dniu, w którym ją poznał. Ujrzał ją na molo w Sopocie i poczuł w sobie amora. Ona czekała na kogoś, kto ją wystawił. On wykorzystał tą zmarnowaną szansę przez tego kogoś i w tamtej chwili pomyślał, że ich spotkanie nie było przypadkiem, a rolą w scenariuszu Boga. Wuj uwielbiał to opowiadać i przy każdej możliwej okazji wspomina tą chwilę, a ciocia zawsze czuje się zawstydzona komplementami, jakie prawi jej mąż. Byli z pewnością uroczym małżeństwem.
*
Samochód zaparkowały na parkingu przy peronie. Ciocia Liza jeszcze raz sprawdziła godziny, bilety, rzeczy w torebce i wszystko było w porządku.
-Nie ciężki ten plecak? - wskazała na plecak dziewczynki.
-Nie, lekki. - odpowiedziała.
-Mogę Ci go potrzymać. - zaproponowała.
-Nie, dziękuje. - uśmiechnęła się.
Ciocia zawsze była skora do pomocy najbliższym. Katarzyna pomyślała, czemu mama nie może być taka jak ciotka Liza – otwarta, wesoła, miła...
-O, nadjeżdża! - myśli jej zostały przerwane, przez nadjeżdżający pociąg.
Na peronie było kilka osób, a pociąg prawie pusty. Wsiadły i szukały jakiegoś wygodnego miejsca dla nich. Wybrały siedzenia przy oknie z małymi półkami. Postawiły tam małe butelki coli i wody niegazowanej. Usiadły naprzeciw siebie, Kasia obok położyła plecak. Zamieniła z ciocią niewiele zdań, głównie wpatrywała się w szybę i patrzyła jak wszystko się szybko porusza. Ciocia po raz kolejny ją zagadała.
-Coś cię gryzie. - odkryła.
-Wszystko...
-Nawet bluza?
Uśmiechnęła się.
-Gdyby to była tylko bluza...
-Wiem, że twoje relacje z mamą są... - zawiesiła. - niezbyt... ciekawe...
-Czuję, jakbym mieszkała z kukiełką. Albo robotem.
-Karola... twoja mama zawsze był taka... skryta...
-Jesteście siostrami, a tak się różnicie... czemu Ty jesteś taka... fajna?
-Ja fajna? - zaśmiała. - Miło wiedzieć. Wiesz... rodzeństwo zwykle się od siebie różni.
-Ale wy wyjątkowo. A Ci sami rodzice.
-Racja, ale.. tak wyszło, że twoja ciotka jest postrzelona. - puściła jej oczko.
-Adoptuj mnie.
-Kasiu... nie mów... Mam na myśli, że rozumiem, że masz dość mamy... ale to twoja mama, ona cię kocha... tylko...
-Tylko?
-Tylko ona jest taka skryta... zawsze... Ja mówię to, co mi przychodzi na myśl, a mama milczała jakiś czas i dopiero mówiła coś przemyślanego.
-Ona gada jak książka z XIX wieku...
-Oj Kasia... - pokręciła głową i to zdanie trochę ją rozbawiło. - Coś jeszcze cię gryzie?
-Chłopcy.
-Ah te sprawy sercowe... jakiś adorator?
-Właśnie ich brak.
Ciotka Liza przyjrzała się jej. Katarzyna była urodziwą dziewczyną, miała długie, czarne włosy, jasne oczy, pełne usta. Nie była wzrostu modelki, lecz było w niej coś pięknego. Możliwe, że to przez jej skromność. Zawsze była dla każdego uprzejma, znała dobre maniery. Zdarzały jej się chwile, że mogła się złościć, ale zaraz potem jej przechodziło. Nie uważała się za ładną, nawet przeciwnie. Niewiele chłopców odważyło się do niej podejść i zacząć rozmowę. Byli to najczęściej szkolni gwiazdorzy, którzy byli święcie przekonani, że każda na nich poleci. Ale nie Kasia. Była inteligentna, więc wolała z kimś porozmawiać równie mądrym, a głupie odzywki nie były dla niej. Dlatego jej pierwszym chłopakiem był Robert, klasowy kujon. Po pół roku to on pierwszy zakończył ich związek twierdząc, że nie ma czasu na dziewczyny. Następną jej miłością był Szymon. Nie był kujonem, ale tez dobrze się uczył. Tu również on ją rzucił, ponieważ spodobała mu się inna dziewczyna. Katarzyna po drugim złamanym sercu postanowiła, że będzie ostrożniejsza i nie da się ponieść emocjom. Mimo tego, dobijała ją samotność. Tak bardzo marzyła się do kogoś przytulić i poczuć jego wargi oraz silne ramiona obejmujące ją.
-Jeszcze się zakochasz w kimś ze znajomością. Ja byłam tak w twoim wieku jak poznałam Piotrka i tak się właśnie trzymamy. W końcu przyjdzie na Ciebie czas.
-Chyba jak będę już starą kobietą.
-W każdym wieku miłość jest piękna. - mrugnęła okiem.
Moda poczuła ochotę na drzemkę.
-Słodkich snów! - życzyła ciotka.
*
Obudziła się wczesnym rankiem, pociąg dojechał. Leniwie się przeciągnęła kilka razy i miała ochotę coś zjeść i się umyć.
-Na mieście coś Ci kupię.
Przeszły kilka kroków, a Katarzyna przypominała sobie te miejsca, nie była tu dawno.
-Tu jest cukiernia zaraz. - powiedziała ciotka.
Tam kupiły słodką, ciepłą bułeczkę, którą dziewczyna od razu połknęła i nadal odczuwała głód.
-U babci się najesz, że nie będziesz mogła patrzeć na jedzenie. - zaśmiała się ciocia Liza.
Gdy pobyły trochę w mieście, udały się do ruchu i kupiły bilety ulgowe i poszły w kierunku przystanku autobusowego. Autobus niebawem nadjechał, wsiadły.
Wysiadły na przystanku we wsi.
-Teraz musimy przejść kawałek pieszo, aż dojdziemy do ścieżki, która zaprowadzi nas do domku babci.
Szły poboczem, raz ulicą, na której raz na kilkanaście minut przejechał samochód. Z daleka było widać las
-Tak tu pusto, jak widzisz. Teraz przejdziemy przez te drzewa i tam będzie ta ścieżka, co mówiłam.
Wreszcie był cień, ponieważ tego dnia słońce wyjątkowo piekło. To dobrze, bo niedaleko babcinego domku było małe jeziorko i nie mogła się doczekać kąpieli.
-No i masz, ścieżka!
Nieasfaltowana, ale widocznie wydeptana dróżka prowadziła wśród drzew. Kasia czuła zapach roślin oraz to świeże powietrze. Las zaczął odsłaniać więcej przestrzeni, że aż wyszły z niego i z daleka dostrzegły dom, do której zmierzały. Po lewej stronie, nieco dalej od tamtego domu stał inny, podobny.
-Czyj to dom? - spytała Kaśka.
-To domek państwa Rutkowskich, są w wieku twojej babci i od lat się przyjaźnią z nasz rodziną. Masz prawo ich słabo pamiętać, byłaś wtedy taka malutka.
Usiłowała sobie przypomnieć ich, ale to zdawało się być niewykonalne. Pamiętała tylko ten domek.
W ogrodzie ktoś był i pochylał się. Im były bliżej, widziały starszą panią ubraną w żółtą sukienkę i kapelusik, zajmowała się swoimi kwiatami w ogrodzie. Obejrzała się na dwie postacie, które były się przybliżały. Klasnęła w ręce i ucieszyła. Otworzyła furtkę w płocie, a Katarzyna pobiegła i wyściskała ukochaną babcię.
-Moja wnusia! Jaka Ty już duża! Ostatni raz jak cię widziałam, byłaś o taka – pokazała rękoma wzrost wnuczki. - Ty już panna! Do wydania za mąż! - zaśmiała się.
Babcia Maria była podobna do cioci Lizy, nie tylko z wyglądu. Karolina zupełnie do nich nie pasowała. Miała tylko zielone oczy po mamie.
Babunia wyściskała swoją córkę, też dawno nie widzianą i zaprosiła, by weszły przez furtkę. Dopiero wtedy obie dostrzegły gościa na huśtawce na werandzie. Był to już starszy pan. Wstał i powoli podszedł do nich.
-Uszanowanie moje. - chwycił ich dłonie i ucałował.
-To Andrzej, nas sąsiad z tamtego domku. - powiedziała babcia. - Podczas ulewy tak silnej rynna się wykrzywiła z tej starości i to tak nieelegancko wyglądało. Potrzebowałam więc pomocy. Dobrze mieć takich sąsiadów. - uśmiechnęła się.
Zafascynował ją ogród – był nie dość, że ogromny, więc na pewno jeszcze dwa domy wokół by się zmieściły, ale wszelka roślinność jaka tu była czyniła to miejsce magicznym. Nic ją nie powstrzymało, by obejść budynek wokół i popatrzeć na kwiaty. Słoneczniki, goździki, różne gatunki róż, irysy to tylko kilka przykładów tego, co tu się znajdowało.
Za samym domem było widać jeziorko. Dziewczynie aż dech w piersiach zaparło. Pomyślała, że zostawi tylko rzeczy, ubierze strój kąpielowy i wskoczy do wody.
-Przepraszam! - usłyszała.
Odwróciła się i zobaczyła drabinę a na niej stojącą postać, która robiła coś przy rynnie. Podeszła bliżej. Osobą był młody chłopak, miał jasną czuprynę, jasne spojrzenia a gdy się uśmiechnął do niej, gdy była blisko drabiny, poczuła że gorąc dokucza jej bardziej niż zwykle.
-Podałabyś mi młotek, ten obok twojej nogi? Spadł mi, taka ze mnie niezdara. - zaśmiał się.
Zauroczona nim podała mu przedmiot, a on podziękował i wrócił do poprzedniego zajęcia, które przerwał z jej powodu i z jej powodu upuścił narzędzie, gdyż ujrzał niezwykłą dziewczynę.
Katarzyna nie bardzo wiedziała co robić – odezwać się do niego, czy stać tu i patrzeć na rośliny. Pomyślała, że przecież jest zajęty, więc pobiegła dalej. Chłopak jeszcze raz obejrzał się za nią. Domyślił się, że to musi być wnuczka pani Marysi, o której wspominała, że przyjedzie do niej na całe wakacje. Pomyślał, że musi ją poznać i nawiązać znajomość. A tym bardziej, gdy okazała się być tak piękną i tak nieśmiałą osobą.
Kaśka wróciła do babci i cioci i gościa.
-Wnusiu, chcesz coś do picia?
-Wody.
Podała jej szklankę wody, tego jej trzeba było, chociaż poliki wciąż tak ją piekły po tak niespodziewanym spotkaniu z kimś obcym.
-Ugotowałam zupkę pomidorową z myślą o Tobie. - babcia pogłaskała jej włosy. - Ah, jakie Ty masz gęste włosy i takie czarne. Zupełnie jak moje jak byłam jeszcze młoda i piękna. - zaśmiała się.
Jeszcze kilka minut temu była okropnie głodna, ale teraz nie myślała o jedzeniu.
Pan Andrzej wstał i ucałował dłonie pań. Młodej zaimponowały takie maniery.
-A gdzie... - miał powiedzieć sąsiad, gdy to niespodziewanie się pojawił chłopak z drabiny.
-To wnuk pana Andrzeja, Damian. - przedstawiła babcia. - Dziękuje Ci chłopcze. - uściskała go.
-To przyjemność. - odpowiedział i kątem oka zerkał na Kasię.
-Do zobaczenia szanownym paniom. - ukłonił się lekko pan Andrzej.
Damian tak jak jego dziadek ucałował dłonie kobiet, a przy Katarzynie zatrzymał się i uśmiechnął. Ona zawstydzona jak zawsze w obecności chłopców starała się patrzeć w jego piękne, niebieskie oczy.
-Do zobaczenia, Kasiu. - po czym złożył pocałunek na dłoni.
Piekły ją poliki jeszcze bardziej niż wcześniej, a serce biło szybciej.
Ciocia i babcia wchodziły do domu, a ona stała w progu patrząc jak idzie. Odwracaj się kilka razy i za każdym razem posyłał jej uśmiech.
-To będą najlepsze wakacje pod słońcem! - szepnęła.
-Kasiu, chodź! - zawołała babcia, więc znikła za drzwiami.

1 komentarze:

Kaleid pisze...

Zajabys *_* chcę wiecej <3