CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

wtorek, 26 lipca 2011

Listy Do M. (5)

Maryśka źle się czuła, często mdlała oraz co chwilę płakała. Tak bardzo przeżywała śmierć ukochanego.
-Marysiu... - Aleksandr pocieszał ją tak tylko jak potrafił. -
-On nie może nie żyć... nie może.. - nie potrafiła się z tym pogodzić.
Któreś nocy usłyszał, jak płakała. Podszedł bliżej i zobaczył, jak skulona na boku leży. Położył się za nią i ją objął głaszcząc jej włosy. Przycisnęła mocniej jego ręce do siebie. Przy nim powoli się uspokajała. Tylko ona nią tak działał. Tak jej przypominał Antoniego.
-Nie chcę być sama... - szepnęła.
-Nie... wy ne odinoki... - odgarnął kosmyki włosów z jej policzka i w to miejsce ją pocałował.
Ma takie ciepłe wargi, pomyślała. W sercu miała Antosia, lecz on był do niego tak podobny, że pewnie gdyby nie Antek, to być może został jej ukochanym.. A może już go kochała, sama nie wiedziała co to było. Stawał jej się tak bliski jak on, jak Ania. W tej chwili nie wyobrażała sobie, że mógłby odejść.
On ją pokochał od pierwszego wejrzenia. Ujrzał w pociągu niewinną, smutną twarz, z niebieskimi jak morze oczy i bujnymi blond włosami. A gdy ujrzał jej uśmiech, zabiło mu serce szybciej. Jej imię wypisał sobie na sercu. Była dla niego najpiękniejszą kobietą na świecie. Szanował to, że miała narzeczonego, więc nie zbliżał się do niej w taki sposób. Teraz została sama i jego rolą było być przy niej.
Zasnęła, spała słodko w jego ramionach. Ucieszyło go to, po czym sam zasnął.

Rok 1942

Jurek zachorował, miał dużą gorączkę i nie był w stanie pracować. Pani Stieler zajęła się nim, robotnicy byli jej wdzięczni za to.

Marysia grabiła, zwolniła tempo, gdy podszedł do niej Olek. Wręczył jej czerwonego maka.
-Dla mnie? - spytała.
-Tak, Marysiu.
Wpiął kwiat w jej włosy.
-Wyglądasz pięknie. - powiedział szczerze.
Anka się temu przyglądała. Antoni nie żył, więc rozumiała, że Maryśka nie chce być sama, lecz nie podobało jej się to, że Rosjanin zaleca się do niej. Któregoś dnia omówiła to z nią.
-Olek to mój dobry przyjaciel. - mówiła Marysia.
-Nie chcesz mi chyba wmówić, że te spojrzenia, kwiatki i słowa to nic?
-Ja... on jest po prostu miły.
-A może to komunista? Skąd wiesz, jaki jest.
-A Ty skąd nagle nabrałaś obaw do niego?
-To wojna! Wszędzie są obawy, strach o życie! Mówię Ci, uważaj na niego.
Przypadkowo podsłuchał ich rozmowę i posmutniał, że Ania uważa go za kimś, kim nie jest. Zaczął przeklinać swoje drugie pochodzenie. Mało kto wiedział, że jest z Rosji. Zwierzył się tylko Marysi.
Maryśka nie rozumiała przyjaciółki. Przecież nie jest głupia, zauważyłaby, że jest z nim coś w nie porządku.

Aleksandr nie miał zbyt dobrego humoru od kilku dni. Maria nie wiedziała, dlaczego się zachowuje. Gdy byli sami, wyznał.
-Czy jestem według Ciebie wrednym Ruskiem?
Zdziwiło ją to pytanie.
-Skąd to pytanie, mój miły? W życiu tak o Tobie bym nie pomyślała, ani nie myślę i nigdy nie myślałam.
Westchnął.
-Chcę być Polakiem, nie Russkij. To uciążliwe. Myślą – komunista! Nie myślą, że miły Polak.
Pomyślała, że chyba słyszał jej rozmowę z Anną. Przytuliła go.
-Jesteś Olek, mój najlepszy przyjaciel.
Pocieszyło go, że ona mu ufa, że jest jej bliską osobą.
-Marysiu, moja miła..
-Tak Olku, mój milszy?
-Najmilsza, tak bardzo o tym marzę, lecz nie mam czelności zrobić tego bez twej zgody.
-Słucham cię, najdroższy.
-Zezwolisz mi, bym dotknął twych pięknych ust?
Miała zaczerwienione poliki. Wciąż tak reagowała na takie słowa.
-Mój miły... - patrzyła na niego. - Mój Olku... - zamknęła oczy i wystawiła bardziej wargi.
Poczuła ciepłe, słodkie, miękkie wargi chłopaka. Objęła jego szyję, a on trzymał ją w tali, gdy stała mu na stopach, by dosięgać do jego twarzy, gdyż był bardzo wysoki.
Ten romantyczny moment ujrzała Anka i stała patrząc w obrazek, którego się spodziewała. Powoli się wycofywała, lecz deska na strychu skrzypnęła, wtedy tamci ją ujrzeli. Tamta więc szybko zwiała.
-Ania! - pobiegła za nią.
Olek ruszył za nią.
Zatrzymały się przy stodole.
-”Dobry przyjaciel” - właśnie to widzę! - złościła się Anna.
-To tylko pocałunek.
-Nie wygłupiaj się Maryśka, romansujecie, a robota sama się nie zrobi! Powinniście trafić do Brauna, nauczył by was solidnej pracy, a nie obijania się na romantyczne sprawy!
-Czy Ty mi zazdrościsz, Aniu?
-A czego miałabym zazdrościć? Tego Rosjanina?! Ja mam Andrzeja, Ty miałaś Antka...a może on żyje, co?! Co wtedy?!
-Antoni nie żyje, pogodziłam się z tym faktem. Powiedziałam, że jest dobrym przyjacielem i nim jest. Jest też kimś, do kogo czuje coś niezwykłego, coś zwanego pewnie miłością. Właściwie, Ty to mi uświadomiłaś. Zastanawiałam się nad tym do dziś, co ja do niego czuję i zrozumiałam, że go kocham. A Antoś zawsze będzie w moim sercu, lecz nie mogę być kamieniem na uczucia z innej strony. Bóg mi go zesłał, ja to wiem.
Anka nie potrafiła jej odpowiedzieć. Może ja faktycznie tęsknie za Andrzejem i nie mogę znieść, że ona ma kogoś, pomyślała.
Pojawił się Olek, Ania westchnęła.
-Nie wiem Maryśka, ja... po prostu... chcę dla Ciebie najlepiej...
Przyszła do nich Magda z załamaną twarzą.
-Jurek zmarł.
Poszli do Stielerów. Im też było nie do śmiechu
-Nie dało się go wyleczyć, miał coś poważnego. Lekarz twierdził, że miał grypę. - mówiła Magdalena, gdy wszyscy patrzyli na blade ciało Jerzego. Pomodlili się wspólnie.
-Panie Boże, spraw, by jego dusza odnalazła spokój wśród innych istot.. - modliła się głośno Magda. - Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju. Amen. - przeżegnali się na końcu.
Przez kilka tygodni wszyscy nosili w sobie żałobę. Zżyli się wszyscy ze sobą, dlatego śmierć jednego z nich tak bardzo ich zabolała.

Anna dostała wiadomość, że Andrzej leży w szpitalu i jest ranny. Dziękowała Bogu, że żyje. Gdy już wyzdrowieje, wróci do domu.
-Już nie wróci na wojnę... oh.. chciałabym być w domu. - mówiła. - Może nawet mi list napiszę!
Maria cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki. Pomyślała, że Andrzej miał więcej szczęścia niż Antoni. Miała nadzieje, że chociaż on w tym innym świecie patrzy na nią i jest jej personalnym aniołem i opiekuje się nią.
Józek naprawiał w domu państwa Stielerów, Magda poszła do Marty i Ani. Tej nocy Marysia i Olek chcieli być sami, więc wykorzystali to, że nikogo nie ma w stodole. Leżeli na sianie i z uśmiechem patrzyli na niebo. Wydało im się piękniejsze niż zwykle. Teraz obrócili się ku sobie i patrzyli sobie w oczy – on w jej morza,ona w jego czekolady. Musnął jej wargi i pogłaskał policzek. Jego palce zaczęły wędrować po szyi i zatrzymały się na piersiach. Pragnął jej.
Podniosła się, on również. Patrząc na niego, delikatnie rozchylając wargi, rozpinała guziki od sweterka. Przysunęli się do siebie bliżej i ich wargi ponownie się złączyły. Rozpiął jej bluzkę, ona zdjęła z siebie spódnicę. Rozebrał się ze swetra i koszuli. Nieśmiało dotykała dłońmi jego nagi tors. Całowała go w pierś sprawiając, że był jeszcze bardziej rozpalony. Zdjął jej stanik i ujrzał jej nie małe piersi. Schylił się powoli i delikatnie musnął wargami brodawki. Rozbudził w niej namiętność. Rozplotła warkocz i poruszyła głową, gdy uwolniła burzę blond włosów. Położyła się na sianie i wyciągnęła ręce. Wtulił się w nią i namiętniej całował ją w usta. Oderwał na chwilę wargi, by zdjął z siebie spodnie wraz z bielizną. Wrócił do całowania jej ciała. Robił to tak, że rozpalała się w niej chęć pożądania go jeszcze bardziej. Jej ciało drżało, gdy jego palce błądziły po biuście, po brzuchu i między nogami, wtedy poczuła jak budzi się w niej dawno zapomniana rozkosz.
Wziął ją w swoje ramiona i ona znalazła się pod nim. Ostrożnie i delikatnie wchodził w nią. Odruchowo przycisnęła go mocniej do siebie i wbiła paznokcie w jego plecy. Teraz już nie powstrzymywali namiętności, jaka w nich była. Raz ona siedziała na nim, raz oboje siedzieli mocno objęci ze sobą, raz on leżał za nią przyciskając ją do siebie. Nie chcieli i nie potrafili zaprzestać tego, co działo się między nimi. Kochali się aż do świtu. Potem leżeli obok siebie okryci sianem i swoimi ubraniami, mieli splecione ręce i nogi, zupełnie wyczerpani, lecz szczęśliwi. Pocałował ją w czoło.
-Kocham cię. - powiedział.
-Ja też cię kocham. - powiedziała ciesząc się tym, co powiedzieli.
-Ja ljublju tebja... - całował jej usta mówiąc to.
-Ja też... ljiublju tebja... - smakowała jego pyszne wargi.
Przysnęli na półtorej godziny. Nadszedł czas wstania i zaczęcia nowego dnia, poszli do źródełka się umyć, potem mogli się już ubrać. Starali się nie pokazywać jak bardzo są w sobie zakochani, lecz wiedzieli, że nie muszą się wstydzić swojego uczucia. Nie myśleli o tym, co będzie, jak wojna się skończy. Chcieli radować się teraźniejszością. Aczkolwiek oboje marzyli, że gdy skończą się mroczne czasy, będą mogli razem zamieszkać w jakimś miłym miejscu i cieszyć się sobą.

Maryśka mdlała często oraz wymiotowała. Wszyscy byli bardzo zaniepokojeni, gdyż obawiali się, że może to być poważna choroba jak w przypadku Jurka.
-Wyjdę z tego, zobaczycie. - mówiła. - Jestem silna.
Aleksandr musiał pracować, lecz gdy tylko mógł, przychodził do ukochanej i opiekował się nią.
Wezwano w końcu lekarza.
-Nie jest chora. To ciąża... - powiedział to niechętnie, gdyż to wskazało, że dziewczyna zamiast pracować ugania się za chłopakami. - Nie wiem jak można wyobrazić sobie ciążę w takich warunkach... - mruknął i odszedł.
Marysia nie wiedziała co myśleć. Tamta noc z Olkiem była najpiękniejszą nocą, lecz nie przewidziała, że od razu zajdzie z nim w ciążę. Nie marzyła teraz o błogosławionym stanie, lecz chciała począć prędzej czy później z nim dziecko. Oczywiście on był szczęśliwy, ona niezbyt.
-Boję się o maleństwo... jak ja je tu wychowam.
-My je wychowamy... poradzimy sobie. - zapewniał.
Patrzył na to wszystko dość optymistycznie, ale nie broniła mu tego. W głębi duszy czuła się spokojna, że zaakceptował fakt, że za 9 miesięcy zostanie ojcem.
-Jestem taka młoda... - mruknęła przypominając sobie, że miała niecałe 20 lat, jak ponad rok temu musiała opuścić dom. Taka była jej wola, chciała za wszelką cenę chronić ukochane siostry. Zastanawiała się, co się teraz z nimi dzieje, czy są bezpieczne, czy jeszcze żyją oraz jak ma się jej ojciec. Nie słyszała żadnych wieści od niego.
-A ja mam już 23 lata i w tym wieku powinienem mieć już potomstwo. - zaśmiał się.
-Ale tak bez ślubu?
-Zatem pobierzmy się teraz.
-Teraz?!
-Tak, dwóch świadków i ktoś będzie księdzem i będziesz panią Kowalow.
-My nawet nie jesteśmy zaręczeni. - zauważyła, po czym spojrzała na pierścionek od Antosia. Pomyślała o sobie jak o wiecznej narzeczonej.
Aleksandr uklęknął przed nią i chwycił jej dłoń.
-Marysiu, ma najdroższa, czy zechciałabyś zostać moją żoną?
Wzruszył ją ten gest.
-Najmilszy, ależ oczywiście, że tak.
Już po chwili trzymał ją w swoich ramionach i czule całował.

Ania na wieść o tym pomyślała, że są naprawdę szaleni, ale nie miała już nic przeciw Olkowi. Pozostali się po prostu uśmiechnęli.
-Ja chcę być świadkową panny młodej! - powiedziała Anna.
-Ja bym został świadkiem pana młodego. - odezwał się Józek.
-Ja będę księdzem! - powiedział Władek.
Marta zrobiła wianek na tą specjalną okazję i założyła go na głowę panny młodej.
-Jesteś śliczna! - powiedziała.
-Nie mamy obrączek. - zauważył Olek. - Ale jakoś to przebolejemy.
-A chcecie klepsydrę? - pokazał owy przedmiot Władek.
-Władziu... skąd Ty to.. - z niedowierzaniem oglądała przedmiot Maryśka.
-Stielerowi mi to dali. Dali mi też to. - wyciągnął dwie, srebrne obrączki.
-Władek! - Marysia nie wierzyła z Olkiem.
-Myślicie, że nie wiedzą? Są normalni, jedyni Niemcy jakich da się lubić.
Tak mogli rozpocząć ceremonię. Była krótka, gdyż Władek nie znał całej ślubnej formuły. Zakochani wymienili się obrączkami i spojrzeniami.
-Ogłaszam was mężem i żoną w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. - zakończył „ksiądz” Władysław.
Para się pocałowała.
-Teraz macie dla siebie stodołę. - powiedział Józef. - Państwo młodzi muszą mieć noc poślubną. - mrugnął okiem.
Prędko udali się do stodoły, gdzie znaleźli się nadzy obok siebie jako nie małżeństwo, co prawda nieoficjalne, lecz byli połączyli już węzłem małżeńskim. Teraz mogli już tylko czekać na narodziny dziecka. Maryśka dawno nie była tak bardzo szczęśliwa. Nie mogła już mówić, że żałuje tego, co się stało w przeszłości. Zapomniała o wszelkich smutkach.
O świcie zmęczeni już wtuleni w siebie usnęli. Obudzi ich Józek.
-Pobudka nowożeńcy. Dzień jest taki piękny, a wy śpicie? - zaśmiał się.
Im też było do śmiechu. Z chęcią wstali i zaczęli pracę. Czy może teraz coś zakłócić ich szczęście?

1 komentarze:

Kaleid pisze...

<333333333333