CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

poniedziałek, 11 lipca 2011

Pamiętnik (6)

Gdy wróciłam, zorganizowałam małe, tajne spotkanie ze służącymi i wszystkimi osobami pracującymi w tym domu, w tym z panią Susan i panem Stephenem. Wszyscy byli zaciekawieni, jaką to nowinę niosę. A ja po prostu uniosłam lewą dłoń do góry pokazując co mam na palcu. Bili mi brawa i zaczęli mocno przytulać gratulując.
-A więc zapowiada się ślub, gdy Damon wróci! - powiedziała uradowana pani Susan.
-Tak, ciociu. - lubiłam do niej tak mówić, a ona nie miała nic przeciw. - Ale cichy ślub.
-Media?
-Konkretnie, to rodzice. Nigdy by nie pozwolili wyjść za mąż za „zwykłego chłopaka”...
Rozumieli mnie doskonale.
-Kochanie, ale Ty masz już 22 lat. Jesteś dorosła.
-Wiem, ale musiałabym uciec z domu i przerwać karierę. Jestem na to gotowa.. ale... ale nie wiem... - usiadłam na krzesełku. - Tak bardzo kocham Damona... ja nie wiem, czy udało by nam się żyć, gdybyśmy uciekli.. - czułam, jak mam mokre oczy.
Ciocia Susan mnie przytuliła.
-Zawsze możesz zamieszkać w chatce... blisko domu w sumie.
-Tak... ale nie chce się chować.. .znaczy.. chce mieć normalne życie... być zwykłą młodą kobietą... być Laurą Stone, która wiedzę spokojnie życie u boku męża... i ich dzieci... - westchnęłam. - On jest mężczyzną mojego życia....
-Jakby co... - wtrącił pan Stephen. - Ślub możecie wziąć w parafii na wsi, niedaleko Townsween. Tam brałem ślub z moją Elisabeth... zmarła tak nagle... ale dała mi najwspanialszego syna jaki może być... i teraz jest takim szczęściarzem, że niejeden by mu pozazdrościł tak pięknej kobiety.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam go.

Znów z uśmiechem wspominałam moje chwile z nim. Szczególnie nasze ostatnie spotkanie. Patrzyłam na jego fotografię i głaskałam ją palcem. Wydawało mi, że naprawdę dotykam jego policzka. Miałam ogromną wyobraźnie, więc gdy mogłam być sama, wyobrażałam sobie, że on jest tuż obok. Śniłam często o nim, sny były tak realistyczne, że budząc się, nie wierzyłam, że to była fikcja. Naprawdę czułam jego wargi na moich ustach i ciele oraz jego męskość we mnie.
Nie wiedziałam, kiedy znów się spotkamy. Może za rok, może prędzej czy później. Zawsze tak samo tęsknie za nim. A teraz byłam jego narzeczoną. Gdy wróci, spełni swoją obietnicę ślubu. Gdyby tylko mógł, to by mnie poślubił wtedy, jak do niego przyjechałam. Tylko nie byliśmy narzeczonymi.
Bez względu na moich rodziców wyjdę za niego za mąż. Głośno lub po cichu. Nie pozwolę, by ich widzimisię zniszczyło nasze uczucie. Choć oni nawet o tym nie wiedzieli. Przecież moją osobą zbytnio się nie interesowali, tylko moimi sprawami finansowymi, które akurat miały się dobrze. Zarabiałam naprawdę dużo, ale nauczona byłam oszczędzać. Nie, tego nie nauczyli mnie rodzice, lecz właśnie Ci dobrze ludzie, którzy tu pracują. Czasem myślę, że gdyby nie oni, to tez byłam tak zepsutą materialnie dziewczyną.

Zwymiotowałam na planie filmowym. Z rana czułam już się źle, ale praca to praca – musiałam się stawić na plan i nakręcić te sceny do filmu. Jednak w trakcie przerwy poczułam, że pewne hamulce mi puściły i tak spędziłam w ubikacji ponad półgodziny.
-Nie możemy nagrywać z nią w takim stanie. - powiedział reżyser.
W wc siedziała ze mną koleżanka z planu filmowego, Ava Avelion – aktorka w moim wieku, była dla mnie niczym kumpela. Wspaniale mi się z nią gadało. W swoich wypowiedziach była bezbłędną , ani razu się w niczym nie pomyliła. Była dowcipna i piękna, taka kobieca. Najlepsze co może być w kobiecie.
-Coś jadłaś? - spytała.
-Tylko ciepłą bułeczkę.
-Nic nie było zatrute?
-Nie... zawsze mam świeże śniadanie...
-To... może jesteś w ciąży?
Osłupiałam. Ja w ciąży?
-Wiesz, że ja się rzadko mylę.
-Rodzice by mnie zabili...
-Mój narzeczony jest lekarzem. On cię sprawdzi jak chcesz.
Zgodziłam się.
Opuściłam z nią plan mówiąc, że jedziemy do lekarza. To była w sumie prawda.
Tom – jej narzeczony był wysoki, przystojny i miał ciemne włosy. Przywitali się pocałunkiem w usta. Widać było, że kochają się. Tak jak ja i Damon...
-To nie będzie bolało i odbędzie się szybko.
Tak było. Spojrzał na swoją narzeczoną znaczącym spojrzeniem.
-I? - pragnęłam wiedzieć.
-Moja narzeczona powinna być jasnowidzem. Jesteś w ciąży.
Nie byłam w stanie wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa. Zemdlałam.
Obudziłam się w tym samym miejscu. Zobaczyłam przy sobie panią Susan. Pogłaskała mnie ocierając łzy z policzków. Byłam płaczliwa, o tak.
-Wiem kochanie o twoim błogosławionym stanie. Twoi rodzice jeszcze nie wiedzą, ale Stephie i nasza cała pomoc domowa wie i bardzo się cieszymy. Teraz Damon ma powód do Ciebie wracać.
-Ale... rodzice mnie zabiją... - płakałam.
-Nie zabiją... nie płacz... - przytuliła mnie do siebie. Była dla mnie jak matka, której m i tak brakowało. - My nie pozwolimy cię skrzywdzić... ani Damom nie pozwoli... my cię kochamy... A dziecko wychowacie wspólnie, śliczne, piękne, małe... chodź, pojedziesz do domu...
Pan Stephen po nas przyjechał. W trakcie jazdy milczałam wpatrując się w szybę i świat za nią.
Siedziałam w domu pana Stephena i piłam herbatę. Wszyscy tak bardzo mnie wspierali.
-Chcę urodzić to dziecko. - oświadczyłam.
-Damon na pewno się ucieszy. - powiedział pan Stephen. - tego możesz być pewna.
-Musze mu to napisać w liście.
Wszyscy skinęli głową.
Następnego dnia wzięłam się za pisanie. Oto efekt.

Kochany,

Dziękuje Ci za każdy list jaki do mnie piszesz. Przynosi mi wielką radość i czuję jakbym miała skrzydła. Czuję też smutek, że jesteś tak daleko ode mnie. Codziennie tęsknie.

Piszę do Ciebie, ponieważ mam ważną nowinę dla nas obojga. Nie spodziewałam się tego, choć mogłam to przewidzieć.
Kochanie... będziesz ojcem. Podczas naszej romantycznej nocy w twoim mieście poczęliśmy dziecko, które zostało stworzone z naszej miłości. Z początku był to dla mnie szok, lecz już oswajam się z myślą, że za te kilka miesięcy urodzę nasze maleństwo, które teraz trzymam pod sercem. Chcę je urodzić, chcę je wychować. Chcę by to wszystko było z Tobą. Wiem, że nie możesz przyjechać do mnie w tej chwili, lecz ja i tak będę czekać na Ciebie. Zawsze. I nasz dzidziuś też. Wszyscy wokół z twoim ojcem się bardzo cieszą. Tylko nie moi rodzice, ponieważ nic o tym nie wiedzą, ale kiedyś muszą się dowiedzieć. Obawiam się tego, ale pani Susan obiecała, że nie pozwoli, żeby stała mi się krzywda. Wierzę im. Wierzę też, że ucieszysz się z powodu tej wiadomości.

Daj mi jak najszybciej odpowiedź. To dla mnie bardzo istotne.

Na zawsze w twoim sercu
Laura xxx

PS: Kocham cię, mój najmilszy.


Minął już tydzień, a ja nie dostałam od niego odpowiedzi. Zaczęłam się martwić, więc wszyscy mnie pocieszali.
-Odpiszę, jak nie teraz to później. Nie możesz tak ciągle się denerwować. Pewnie jest zajęty, ale na wieść o zostaniu tatą za 9 miesięcy bardzo się ucieszy. - mówili.

Zjawił się listonosz i dał listy. Pani Susan powiedziała, że czeka na mnie przesyłka specjalna. Zerwałam się z łóżka rzucając książkę w kąt. Przy fontannie, niedaleko bramy stał listonosz zasłonięty wielkim pudełkiem. Byłam tak ciekawa, co to może być oraz czy to od Damona.
-Dzień Dobry! - powiedziałam idąc w jego kierunku. - Cóż to za przesyłka do mnie!
-Wielce specjalna, najmilsza. - usłyszałam głos tak mi znany, że ugięły się pode mną kolana.
Postawi paczkę na ziemię, bym mogła rzucić się w jego ramiona. Wycałował mnie i obracał w powietrzu.
-Tak się cieszę! - mówił mi, a ja nie wierzyłam, że przyjechał do mnie tak prędko.
-Skarbie... - mówiłam i jak zawsze miałam łzy. - Sprawiłeś mi taką niespodziankę.
-Wam. - poprawił mnie i pogłaskał mój brzuch. Naprawdę był szczęśliwy. - Myślę więc, że tym bardziej powinniśmy wziąć ślub.
Nie odrywaliśmy od siebie na chwilę. Byliśmy tylko my. Nie wiem na jak długo, ale ważne, że teraz mieliśmy tylko siebie.

Gdy to czytałam, gdy czytałam o ich miłości, czułam jakbym czytała piękny romans. A to przecież zdarzyło się naprawdę. Oni naprawdę musieli się kochać aż po grób. Dlaczego coś lub ktoś przerwał tak piękną miłość?
Zastanawiało mnie tylko jedno – skoro była w ciąży, miała 22 lata. Mnie powinna urodzić jak miała 25 lat. To było dość zagadkowe. Ale pewnie pamiętnik mi to wyjaśni wkrótce.
Bardzo dobrze mi się siedziało przy tym biurku na parterze domku. Alex napalił w kominku i siedział obok mnie i razem skupialiśmy się na pamiętniku popijając herbatą. Pokazałam mu zdjęcie Damona.
-Przystojniak. - skomentował. - Widać, że zdjęcie robił ktoś po moim fachu. Bardzo wszystko ładnie, profesjonalnie... jest więcej zdjęć oprócz tego?
-To przy werandzie, co Ci pokazywałam.. a dalej nie patrzyłam.
-Rozumiem. Pewnie jest więcej zdjęć jak nie w pamiętniku... to gdzieś w posiadłości.
-Strych?
-Albo pokój.
-Lub projekcja...
-Albo zupełnie inne miejsce...
-I Pan Stephen dużo wie... ale puki nie przeczytam, to nie spytam go. Jestem dopiero na środku.
-Czasem myślę, że on nawet wie, co się stało z Laurą w dniu śmierci.. i do Ciebie przypadkowo nie napisał.... i ta ciąża...
-Myślisz, że ta sprawa jest głęboka?
-Sądzę, że tak. Najpierw musisz przeczytać jej pamiętnik i wszystkie w nim rzeczy sprawdzić, jak zdjęcia czy listy. Musimy sprawdzić, kim jest Damon. Nawet nazwiska nie znamy.
-Znamy.
-Znamy?
-Od wpisu, kiedy ją uratował.
-Czyli...?
-Zobacz – pokazałam mu. - „Do domu wszedł jego ojciec. -Panienka Laura”.
-Panienka... panienka... o kurczaki... Ty chyba nie mówisz o...
-Właśnie o nim.
-Faktycznie! Nie pomyślałem. Jesteś bystra, skarbie.
-Zobacz i to: „-Jakby co... - wtrącił pan Stephen. - Ślub możecie wziąć w parafii na wsi, niedaleko Townsween. Tam brałem ślub z moją Elisabeth... zmarła tak nagle... ale dała mi najwspanialszego syna jaki może być... i teraz jest takim szczęściarzem, że niejeden by mu pozazdrościł tak pięknej kobiety.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam go.” - Przypominam też jak pierwszy raz poszliśmy do stajni.
-Wspomniał o synu.
-Który wyjechał daleko stąd dawno temu.
-Pewnie 21 lat temu.
-I może nie tak daleko pojechał... zobacz jedzenie w kuchni.
Lodówka była pełna świeżego jedzenia, w szafce było świeże pieczywo, oraz herbata była świeża.
-Jezus Maria... Audrey, Ciebie powinni wziąć do wydziału detektywistycznego.
-Wiesz, nawet się nad tym zastanawiałam.
-Zaraz... skoro tu ktoś mieszka... to my tu siedzimy tak... może lepiej już chodźmy...
-No cóż, nie ma co się śpieszyć, ale fakt, wracajmy już.
Gdy już byliśmy gotowi do wyjścia, dostrzegliśmy, że pada deszcz i jest już ciemny wieczór. Szykując się do wyjścia, schowaliśmy nasze głowy pod Alexową bluzą. Gdy nacisnęliśmy klamkę, by wyjść, w progu dostrzegliśmy ludzką sylwetkę. Stanęliśmy jakby wbici w ziemię. Serce nam waliło, a oczy mieliśmy szeroko otwarte. Mogliśmy uciec, mogliśmy go staranować, mogliśmy zostać. Zrobiliśmy krok do tyłu. Mężczyzna zrobił krok do przodu i zamknął drzwi. Z tego przerażenia dostrzegłam jednak tylko jedno – jasne spojrzenia...

1 komentarze:

Kaleid pisze...

Pospiesz sie z nową notka <3