CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 9 lipca 2011

Pamiętnik (5)

Wybrałam z Alexem do ogrodu. W jednej ręce trzymałam pamiętnik, a w drugiej dłoń ukochanego. Zamierzaliśmy się poruszać drogą kochanków, gdzie tutaj narodziła się ich wielka miłość.
Staliśmy przy werandzie, gdzie Damon ofiarował Laurze brylantowy naszyjnik. Mimo upływu ponad 20 lat, widok by ten sam jak na zdjęciu. Czułam za swoimi plecami jak on mnie przytula do siebie, a jego ramiona obejmują mnie zatrzymując się na wysokości moich ramion. Swój pod brudek oparł na mojej głowie i tak oboje wpatrywaliśmy się w pełne zieleni drzewa szumiące od letniego wiatru.
-W tak pięknym miejscu można się zakochać. - stwierdziłam. - I... pieścić swoją miłość... - całował moją szyję. -Oh... - jęknęłam. - Alex... - przytrzymywałam jego głową przy swojej szyi i czułam jego ciepłe wargi. - Mon amour pour toi est éternel... - mówiłam w jednym z ulubionych języków. Francuski jest dla mnie taki... seksowny. Wydaje mi się, że każde słowo ma coś wspólnego z amorami, miłością, namiętnością, seksem.
-Je t'aime Audrey.... - wyszeptał i całował moje ucho.
-Je t'aime trop Alex .... beaucoup... - jego usta były na moim policzku.
Odwróciłam się do niego i napotkałam jego wargi przy moich wargach. To miejsce naprawdę było zaczarowane, namiętność między mną a nim tak nagle tu wybuchła, a teraz dajemy sobie tyle pieszczot i to w języku fracuskim. Zdaje się, że Laura i Damon rzucili zaklęcie tutaj i każdy kto tu się znajdzie zakocha się. Ja kocham Alexa do szaleństwa. Marzę, byśmy zamieszkali w takim pięknym miejscu jak to. A zapewne ślub tutaj jest jak bajka.

Ujrzeliśmy dąb. Największy. Tak, to był z pewnością ten dąb z pamiętnika.
Stanęliśmy przy nim. Dostrzegliśmy coś na korze.
-To chyba... napisy. - powiedział Alex.
Miał rację – na drzewie były słabo wyryte literki: D + L. Domyśliliśmy się, co oznaczały.
-Tu się po raz pierwszy pocałowali. - opowiedziałam. - Ofiarował jej tu mały prezent, jakim był kamień w kształcie serca. Ona płakała, że nazajutrz odjedzie, a on próbował ją pocieszyć. Marzyła o jego ustach, a on chyba przeczytał jej w myślach. I stąd udali się do stajni, a z niej do chatki, o tam – wskazałam ręką. - w lesie.

Objęci znaleźliśmy się koło stajni i na pieszo szliśmy ścieżką, który niegdyś jeździli tutaj konno kochankowie. Zapewne na koniu byłoby szybciej, ale my woleliśmy spokojny chód.
Byliśmy w lesie. Nie myślałam o jakiś owadach jak to zwykle przychodzi mi myśleć, gdy jestem wśród drzew. Myślałam tylko o moim mężczyźnie i o parze, która kroczyła tymi samymi ścieżkami.
Minęły jakieś półgodziny. Dostrzegłam wśród drzew piękny drewniany domek. To było to.
-Jest tu taki spokój, że chyba bym tam zamieszkał.
-Ja chyba też.
Kilkanaście kroków później byliśmy pod samymi drzwiami. Była weranda, przez szybę w oknach było widać białe zasłonki. Zastanawialiśmy się tylko czy ktoś tu mieszka. Postanowiliśmy więc zapukać do drzwi. I tak okazało się, że dom jest pusty. Nacisnęłam klamkę. Zamknięte.
-Może się włamiemy? - zaproponował.
-Bez przesady.
-A chcesz tam wejść?
-Chcę, ale..
-No to patrz. Pozwolisz? - wyjął mi spinkę z włosów i moja grzywka opadła na oko. Pewnie wyglądałam bardzo fajnie, ale nie lubię jak mi coś włazi w oko. - Jesteś bardzo seksowna tak przy okazji. - uśmiechnął się rozbrajająco i mi dał buziaka. Zaczął majsterkować ze spinką przy zamku i przystawił ucho przy zamku. - Zara będzie... no...
Kilka chwil potem udało mu się otworzyć drzwi.
-Hihi, powinieneś zostać Jamesem Bondem! - powiedziałam go ściskając.
A więc znaleźliśmy się w środku. Domek był piętrowy, więc najpierw zwiedziliśmy parter. Była tu kuchnia, jadalnia, małe biurko, a krzesełko do niego przysunięte. Był tu również kominek ,a przy nim wygodny skórzany fotel. Zobaczyłam, że na tym małym biureczku jest książka.
-„Duma i uprzedzenie”! Ja to uwielbiam!
-A widzisz, pewnie oni też... albo ona.
-Cud, że znalazłam tu tą książkę. Zawsze chciałam ją mieć... ale nie wypada mi brać.
-Ale tu nikt nie mieszka.
-Ale... kradzież.
-Co matki, to i córki. Bierz.
-Ale...
-Bierz!
Wzięłam. Schowałam do mojej torebki przy sobie.
Weszliśmy po schodach. Tam była łazienka oraz jeden pokój, a w nim pokój z dwuosobowym łóżkiem i kominkiem, przy którym leżał puszysty dywan. Pomyślałam nawet, że na nim się kochali. Popatrzyłam na to łoże. Tu ofiarowała mu najpiękniejszą rzecz, jaka kobieta może ofiarować swojemu mężczyźnie. On wziął jej cnotę i zachował do serca, była już tylko jego kobietą. Ja przecież zachowałam się tak samo – Alex jest jedynym mężczyzną, z którym sypiam. Nasz pierwszy raz był tak delikatny i z początku wstydliwy. Byliśmy jeszcze w sumie dziećmi, byliśmy jeszcze w liceum. On walczył z trądzikiem i wadą wzroku, ja z nadwagą. Pokonaliśmy je w końcu, ale to trochę potrwało. Śmieli się z nas, ale myśmy woleli to ignorować. I któregoś pięknego dnia pomyśleliśmy, że nasza przyjaźń powinna przejść na etap wyżej. Miłość to było coś o czym oboje marzyliśmy, ale trochę się jej baliśmy. Mogę śmiało powiedzieć, że wszystko pod tym względem robiłam z Alexem. Jestem mu niesamowicie wierna i nawet jak widziałam równie przystojnych facetów, co on, to dla mnie liczył się tylko Alex. To jest dla mnie potęga miłości. Zdaje mi się, że to w tym miejscu przeszła ona o etap wyżej. To jakbyśmy wypili eliksir miłości. Zawsze woleliśmy być dla siebie tylko przyjaciółmi, jakieś niewielkie czułości, a tutaj zachowujemy się jak namiętni kochankowie. Jestem gotowa wyjść za niego za mąż.
-To tu... - usiadłam na łóżku.
-Tak... - też usiadł.
Wiecie... ja chyba nie muszę mówić, że jak zaczęliśmy myśleć o nich, to znowu wybuchła między nami namiętność.

Miałam tremę... miałam ogromną tremę przed pierwszym koncertem.
-Łyknij! - Doris dała mi „magicznego trunku”. - Trochę się rozluźnisz!
Trochę pomogło, bo wyszłam na scenę uśmiechnięta. Stanęłam przy mikrofonie, a gdy muzyka zaczęła grać, zaczęłam śpiewać. Wszyscy zachwycali się moim śpiewem. Mówili o mnie „skromna piosenkarka”. Szczególnie ciepło przyjęli mnie we Francji. Cóż się dziwić, kocham ten kraj i ich język, więc nagrałam kilka piosenek w tym języku.
Gdy miałam czas zwiedzić miasto, a zwłaszcza Wieżę Eiffla, wydawało mi się, że jest obok mnie Damon, który bawi się kosmykiem moich włosów, przytula do siebie mocno i czule całuje, a potem przy kominku i pięknej muzyce kochamy się namiętnie aż do białego rana.

Napisałam do niego list, że przylecę do jego miasta by zagrać koncert. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.


Skarbie,

Właśnie dostałem darmową wejściówkę, by móc cię zobaczyć i posłuchać. Będę blisko Ciebie. Oby udało mi się też dotrzeć za scenę do Ciebie i spędzić z tobą trochę czasu. Emocje mnie niosą i nie mogę się doczekać.

Przyleć do mnie cała i zdrowa
Twój wesoły miś
Damon

PS: Kocham cię! xxx

PS2: Oto moje zdjęcie dla Ciebie wykonane przez mojego kolegę fotografa. Mam nadzieje, że w ten sposób będziesz mogła na mnie patrzeć w każdej chwili.


Zdjęcie było w pamiętniku i przyjrzałam się jemu. Było bardzo profesjonalne. Mężczyzna na nim miał spuszczony wzrok, poważną minę, kolczyk w uchu, naszyjnik na szyi i zapewne jasne włosy. Był przystojny. Można się zakochać. Laura to doskonale wiedziała.Czy to on był moim ojcem?
Poza tym, „twój wesoły miś” - to wywołało u mnie szeroki uśmiech.

Przyleciałam.
Hotel, w którym miałam nocować był luksusowy. A miasto? Nocą przepiękne.
Po moim koncercie miało być after-party, więc o spaniu i tak nie ma mowy. A to tylko idealny był pretekst, by nie spać tam, a udać się do mieszkania Damona.
Koncert miał odbyć się w sali przypominającej restaurację, ponieważ była scena, ale były stoliki z krzesłami. Każdy miał swoje siedzenie. Mój ukochany miał siedzieć przy niemal samej scenie.
-Gotowa? - spytała mnie Doris.
Łyknęłam magicznego trunku i wyszłam na scenę. Rozległy się brawa. A ja skupiałam się na przodzie. Lecz niestety nie mogłam dostrzec tego, na którego najbardziej czekałam. Ale koncert musiał się odbyć, więc zaczęła się muzyka, a ja zaczynam śpiewać. Nie widzę go. Na twarzy mam swój uśmiech, ładnie śpiewam, ale moje serce cierpiało. Czułam się taka zraniona. Chyba chciało mi się płakać.
Przy stolikach kursowali kelnerzy i przynosili drinki na stoliki, a ludzie od razu je wypijali. Wtedy mnie olśniło. Dostrzegłam, że jeden z kelnerów ma charakterystyczną jasną czuprynę, wysoki wzrost i kolczyk w uchu. A gdy stanął przy pierwszym stoliku, moje serce zabiło zdecydowanie szybciej i uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko potrafiłam i to zostało odwzajemnione przez niego. Nie wiedziałam, że był kelnerem tutaj! To mnie zachęciło, by częściej tu koncertować... więc muszę nagrać nową płytę!
W ten sposób koncert stał się przyjemniejszy, a ja czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Ludzie bili mi brawa, a ja z natury jestem skromna, więc wszyscy widzieli moje zaczerwienione policzki. A ja widziałam uśmiech mojego ukochanego, który był jednym z najpiękniejszych widoków.

Na backstage dostało się kilkanaście fanów, którzy koniecznie chcieli mój autograf i zdjęcie ze mną. To było tak miłe, że z miłą chęcią im dałam. A na końcu kolejki dostrzegłam Damona. Ochrona nie chciała go wpuścić już, bo był kelnerem, ale zareagowałam.
-To mój przyjaciel! - powiedziałam. - Bliski przyjaciel... wpuście go, proszę. I jeśli możecie... zostawcie samych.
Posłuchali się mnie i wpuścili go zostawiając nas samych.
Rzuciliśmy się jak wygłodniałe lwy na siebie. Całowaliśmy się, ja płakałam śmiejąc się, on wymawiał moje imię i trzymał moją głowę w swoich dłoniach. Bardzo nam siebie brakowało.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię! - mówił i całował – tak cały czas.
Całował moją szyję, moje dłonie, moje policzki. Przystawiłam jego dłonie do mojego biustu. Oboje pragnęliśmy poczuć dotyk swoich ciał. Nie widzieliśmy się ponad rok.
-Daleko... mieszkasz?
-Niedaleko....
-Mogę... u... Ciebie.... spać?
-Zawsze... o... każdej... porze...
Co każde słowo mnie całował.
-Chcę... się... z... Tobą... kochać... - otwarcie powiedziałam.
-Ja... z... Tobą... też...
Jedyny problemem mogli być wścibscy fotoreporterzy i pracownicy, którzy mogli by nie pozwolić Damonowi wyjść wcześniej. Ale od czego ma się pieniądze? Inaczej bym ich nie przekonała. Zapłaciłam im ładnie, więc nie mieli prawa dodać zbędnego komentarzu. Raczej, mało ich obchodziliśmy, skoro dałam im kasę.

Przebrałam się, by nie wzbudzać podejrzeń, Damon również. Ubraliśmy się w zwykłe ciuchy, wyglądaliśmy jak zwykli ludzie. Nikt mnie nie mógł poznać, że jestem tą sławną aktorką i od pewnego czasu również piosenkarką.
Spacerowaliśmy po mieście o gwieździstym niebie, a w budynkach paliły się światła, co nadawało odpowiedni nastrój. Byliśmy jak wszystkie zakochane pary jakie spotkaliśmy – objęci, dający sobie od czasu do czasu buziaka, szepcząc czułe słówka do ucha, wpatrując się w siebie co pewien czas i przede wszystkim bardzo w sobie zakochani i szczęśliwi.
Nie mówiliśmy między sobą dużo, my się rozumieliśmy bez słów.
Doszliśmy do mini bloków, choć wydaje mi się, że to były domki szeregowe, ale w sumie to nie jest istotne.
-Chcesz iść najpierw na dach, czy do mieszkania?
Miałam ochotę od razu zrzucić z nas ubrania, ale ciekawość wyjścia na dach dawała o sobie znać. Pomyślałam: „te większe przyjemności na później”.
Byłam zaskoczona, bo dostrzegłam tam rośliny, krzesełka stolik... i lunetę!
-Często tu wchodzę i oglądam gwiazdy... - mówił. - Tak bardzo przypominają mi Ciebie...
Popatrzyliśmy wspólnie na nie, mówiliśmy o wielkiej i małej niedźwiedzicy. Dawaliśmy sobie buziaki, które zaczęły się przeradzać w namiętne całusy, co zdecydowało, że prędko musimy się udać do jego mieszkania.
Gdy zamknęliśmy drzwi, w dzikim pocałunku zrzuciliśmy z siebie ubrania, a on zaniósł mnie na rękach do samego łóżka, gdzie znaleźliśmy się kompletnie już nadzy.
Przeżyłam taki orgazm, że nigdy go nie zapomnę. Długi, namiętny seks, jaki mieliśmy dał nam tyle potu, emocji i radości, że gdy spojrzeliśmy przez okno, to zaczynał się dzień. Leżeliśmy wtuleni w siebie, on mnie tak czule głaskał.
-Chciałbym, żeby to była codzienność – Ty i ja razem.
-Już jesteśmy razem. - pogłaskałam jego seksowny nagi tors.
-Jesteśmy... ale tak daleko..- westchnął. - Dużo zarobiłem dzięki pracy kelnera. Jeśli pobędę tu jakiś czas... będę mógł wrócić...
-I tak rok szybko zleciał i następny już poszedł i leci... czuję się staro.
-Nie jesteś stara, misiaczku. - pocałował mnie w czoło. - Dla mnie zawsze będziesz młoda i piękna.
-A zmarszczki?
-Kotku, ja ze zmarszczkami, wielkim brzuchem, piersiami do kolan będę cię kochał!
-Słodki jesteś.
-Szczery. I zakochany w Tobie aż po grób.
-A ja w Tobie.
-Chcę byś wiedziała, że nie byłem z żadną kobietą oprócz Ciebie.
-Wierzę skarbie, bo i ja nie zbliżyłam się do żadnego mężczyzny, jesteś tylko Ty.
-Kocham cię.
-Ja Ciebie też.
A po serii pocałunków.
-Czy... gdy wrócę.. - zaczął nieśmiało.
-Tak? - spojrzałam na niego i na jego przepiękne oczy tak niebieskie jak ocean.
-Czy... wyjdziesz za mnie?
Uwielbiałam patrzeć, jak jego nieśmiałość dawała o sobie znać i jak ja czerwienił się. Był taki w tym uroczy.
A ja na jego wyznanie wybuchłam takim entuzjazmem, że odpowiedź była oczywista.
Dostałam od niego kolejny podarunek – pierścionek zaręczynowy, który mi ofiarował na dachu po uroczystym śniadaniu i wspólnej kąpieli.
Odprowadził mnie na lotnisko, znów miałam łzy, ale miałam uśmiech na twarzy, bo mój palec serdeczny u lewej dłoni tak piękne się prezentował.
To była nasza słodka tajemnica.

1 komentarze:

Kaleid pisze...

Ojej... Słodkie <3