Rhiannon szła
tłoczną ulicą miasta, a w uszach dudniła jej mocna muzyka. Spieszyła
się nieco, żeby zdążyć do szkoły swojej siostry zanim ta skończy lekcje.
Tego dnia było wyjątkowo ciepło. Pogoda jednak nie odzwierciedlała jej
nastroju. Kilka tygodni wcześniej w olbrzymiej kraksie motocyklowej
zginęło 9 osób, w tym jedna na której dziewczynie zależało. Jedna z tych
kilku osób, które były dla niej ważne. Ona jednak przeżyła… właściwie
nie cudem. Moc, którą posiadała od narodzin zapewniała jej swego rodzaju
ochronę, która niestety była przeznaczona wyłącznie dla niej. Zanim
ponure myśli opanowały jej głowę, Rhiann zdążyła dotrzeć, niemal równo z
dzwonkiem, do liceum artystycznego im. Leonarda Da Vinci. Cieszyła się,
że siostra poszła w jej ślady. Uwielbiała tę szkołę. Już z daleka
zobaczyła jak Lisabell w otoczeniu koleżanek idzie w jej stronę.
Pomachała jej i wskazała na zegarek, żeby się pospieszyła.
Lisabell
właśnie skończyła lekcję literatury, na której pisała test, który miał
zaważyć na całorocznej ocenie. Spakowała szybko rzeczy i zaczęła
kierować się w stronę drzwi. Poszperała trochę w głowie nauczyciela i
kolegów z klasy, żeby upewnić się, że nie zrobi żadnych głupich błędów.
Wiedziała, że tak nie może, ale tonący brzytwy się chwyta. Wolała do
późnej nocy siedzieć razem z siostrą i kombinować jak zrobić najlepsze domowe sake, zamiast siedzieć nad książkami i uczyć się czegoś, co i tak się jej nie przyda. Kiedy
tylko wyszła z klasy została otoczona przez chmarę koleżanek,
zadających ciągle te same głupie pytania: „jaką odpowiedź dałaś w 1, a
jaką w 6?”, „jakie było tych 12 prac heraklesa, bo nie mogłam sobie
przypomnieć?”, blablabla… Kiedy zobaczyła, że Rhiannon już na nią czeka i
z niecierpliwością pokazuje zegarek, odetchnęła z ulgą, bo mogła pozbyć
się tych natrętnych bab. Grzecznie przeprosiła koleżanki i puściła się
biegiem w stronę siostry.
-
Staaara, weź mnie stąd szybko, bo ocipieję! – jęknęła Lisa wieszając
się na siostrze. Rhiannon rzuciła okiem na jej męczeńską minę.
–
Stań, kurwa prosto, nie klnij, nie rób takiej zjebanej miny i chodź na
obiad. Dokończyłam nasze sake, będzie w sam raz do picia za jakiś
miesiąc… Chyba. – uśmiechnęła się i zaczęła ją ciągnąć do ich ulubionej
kafejki niedaleko szkoły.
- Ale, ale, ale… - zająknęła się Lisabell – ja chcę już!!!
-
Cicho maleńka, cichutko. Dam ci lizaka, pogłaskam, przytulę… - swoim
zwyczajem zaczęła się nabijać. – No już, nieładnie tak płakać na środku
drogi…
- Wal się! – zaśmiała się Lisa i dla zabawy wbiła siostrze łokieć pod żebra.
-
Au! To było nie sportowe! – Rhiann mając pod ręką fontannę czuła się
pewniej. – Chyba nie chcesz być cała mokra? – uśmiechnęła się diabelsko.
- Osz ty… Jak ci
zaraz… - w tym momencie przerwał jej huk. Ludzie wokół nich nagle
podświadomie się rozeszli, niebo zasnuła ciemność i rozległ się donośny
trzask z bicza. Szybko zrozumiały co się święci. Musiały przygotować się
do walki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz