Dziewczęta pojawiły się z
trzaskiem na szczycie najwyższej wieży klasztoru Anmikaam. Miasto w
chmurach prezentowało się przed nimi w całej okazałości, mieniąc się
wszystkimi kolorami w blasku zachodzącego słońca. Skierowały się do Sali
Zgromadzeń. Pomieszczenie było ogromne, w kształcie półkuli, oświetlone
pochodniami przymocowanymi do ściany w żelaznych uchwytach. Sklepienie
wspierały kamienne łuki, których szczyty ginęły w mroku. Na poduszkach,
według starszeństwa siedzieli uczestnicy zgromadzenia. Guru Pralaya
siedział po prawej stronie najstarszego członka - Salie, będącego kimś w
rodzaju przełożonego.
-
Witajcie. – głos Salie odbił się echem od kamiennych ścian. Jak zwyczaj
nakazywał ukłoniły się nisko przed starcem. Rhiannon kątem oka
dostrzegła dwie osoby, których na pewno nie chciała oglądać. Szturchnęła
siostrę i cicho szepnęła
- Patrz tam, to te zjeby! – Lisabell odwróciła głowę w stronę wskazaną przez siostrę.
- Skąd… - na niedokończone pytanie odpowiedział jej Pralaya
- Dziewczęta, dowiedzieliśmy się o dzisiejszym nieporozumieniu i dlatego zostaliście tutaj wezwani. Panowie, podejdźcie bliżej!
Judi
podszedł spokojnie do Lisabell, która zachowała kamienną twarz, ale
Duriel ze swoim bezczelnym uśmieszkiem stanął obok Rhiannon i syknął
cicho, zapewne demonstrując tak swoją niechęć do dziewczyny. Ta
odpowiedziała mu spojrzeniem, którego nie powstydziłby się bazyliszek.
Zanim jednak doszło między nimi do kolejnej wymiany zdań, guru znów
przemówił.
-
Mędrzec Salie, usłyszawszy o konflikcie jaki zaistniał pomiędzy wami
postanowił zintegrować ze sobą wasze planety. Durielu, Judi,
zamieszkacie u Rhiannon i Lisabell. Przynajmniej na jakiś czas.
- Co takiego? - Rhiann omal nie zakrztusiła się własną śliną. – Oni? W naszym mieszkaniu?
- Jestem tak samo zachwycony tym faktem jak ty, dziw… - Duriel ugryzł się w język – dziewczyno.
-
Właśnie tak – guru potwierdził ich najgorsze obawy. – chłopcy poznają
ziemskie życie, zwyczaje, ludzką naturę, uczucia. Wy macie ich wspierać w
tej drodze, bo potem oni będą prowadzić was po swoim świecie.
Zanim siostry zdążyły zaprotestować, znów były w swoim mieszkaniu. Małe światełko unosiło się nad walizkami chłopaków.
- Jeszcze jedno – głos guru zabrzmiał w pokoju – Duriel i Judi otrzymali tożsamość. Nie musicie się o nic martwić.
Światełko
zniknęło, zostawiając siostry z mętlikiem w głowie i dwoma „mile”
widzianymi gośćmi, którzy lustrowali ich i swoje własne ziemskie ubrania
z lekką dezaprobatą.
- Chujowy dzień, chujowy dom, chujowe ciuchy, wpierdoliliśmy się w gówno. – skomentował Duriel z irytacją w głosie.
- Ojojoj, Duriś się wkurwił. – zaszczebiotała Rhiannon przesłodzonym, dziecinnym głosikiem.
- Odezwała się dziwka, będąca ostoją spokoju. – odparł Duriel.
- Ooooh! Skurwiel chce się chyba bić! – dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
-
Przepraszam! – przerwał im w porę Judi. – Co to jest? – podniósł kota,
który zaczął głośno miauczeć i wyrywać się w stronę dziewczyn.
-
To nasz kot! – Lisabell wzięła go od chłopaka i przytuliła do siebie –
to nie jest przedmiot, tylko żywe stworzenie! – dodała i poszła z
Behemothem do swojego pokoju, aby przygotować się do spania.
- Pierdolenie. – Duriel ziewnął. – Idę spać. Nie mam nic ciekawszego do roboty.
Rhiannon prychnęła i wskazała chłopakom drzwi do pokoju gościnnego.
– Jak przyjdę rano, ma tam być tak, jak jest w tej chwili, zrozumiano?
- Myślisz, ze cię posłucham? – Duriel znów przywołał na twarz swój dyżurny uśmieszek.
-
Nie masz wyboru, kutasie. – odwróciła się na pięcie, poszła do
łazienki, umyła się i położyła się do łóżka. – Co za popierdolony dzień.
– westchnęła i zasnęła.
Gdy się obudziła słońce było już bardzo wysoko na niebie i raziło ją w oczy. Spojrzała na zegarek
-
Kurwa mać! – zaklęła i zrobiwszy „poranną” toaletę szybko się ubrała.
Zeszła do salonu i krzyknęła. Zastała tam taki burdel, jaki nigdy
przedtem nie panował w ich domu. Na klamce znajdowały się brudne
skarpety, na ścianie wisiało kilka smętnie przyklejonych doń kawałków
pizzy, a po kątach walały się różne przedmioty
- Co to, kurwa jest? – jej siostra w tym samym momencie wróciła ze szkoły do domu. – Rhiannon? Co się stało?
- Nie wiem, dopiero wstałam!
- Co? Jest 15:30, jak to się stało, że tak długo spałaś?
- Ja… nie wiem! Popatrz, co te skurwysyny zrobiły!
-
O! Śpiąca królewna w końcu zaszczyciła nas swoją obecnością! – Duriel
wszedł zadowolony przez okno, delektując się rozdrażnieniem sióstr.
-
Spierdalaj, palancie. – Lisa rozglądała się z niedowierzaniem po
salonie. Judi wszedł do pokoju zajadając ocalały kawałek pizzy.
Nagle
spojrzenie Rhiann padło na jej ulubioną lampkę, jedną z niewielu
pamiątek po babci. Wisiały na niej męskie bokserki. Lisabell podążyła
wzrokiem za spojrzeniem siostry i wybuchła histerycznym śmiechem
- Prawie jak nowa lampka z Ikea! – zakrztusiła się nieco. Jednak Rhiannon do śmiechu wcale nie było.
- Czyje to bokserki? – spytała cicho, ledwo nad sobą panując.
- Moje, a co, chcesz pożyczyć? Dziwki teraz w takich lubią chodzić! – Duriel lekceważąco oparł się o framugę drzwi.
- Ty… Ty… Ty… pierdolony sukinsynie! – wrzasnęła tak, że Lisa zakryła uszy, a Judi wypluł kęs pizzy na dywan.
-
Twój słodki głosik nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. –
stwierdził Duriel i z ciekawością patrzył jak Rhiannon puszczają nerwy.
Lisa z Judim chyłkiem wyszli z pokoju na zewnątrz.
- Lepiej nie wchodź mi w drogę. – fuknęła do chłopaka.
- Masz problem?
- Owszem, wybieram się gdzieś, a ty mi przeszkadzasz swoją obecnością.
- Zapomniałaś o swojej misji? – uśmiechnął się.
- Być może. – odwróciła się na pięcie i pewnym krokiem zaczęła iść przed siebie. Judi postanowił iść za nią.
- Zostaw mnie! – po jakimś kilometrze Lisa już nie wytrzymała.
- Zaufaj mi, powinienem iść za tobą. – uśmiechnął się prawie tak samo jak Duriel.
- Zaufać? – dziewczyna prychnęła i znów zaczęła iść. Dotarli do boiska. Trwała rozgrzewka.
- Lisa! Co tak długo?! – koleżanki przywitały Lisabell ciepło – O! Kto to?
- Judi, nowy kolega.
- Aaa! Nowy rozgrywający! Trener nam o nim mówił, podobno jest świetny!
Lisabell przez chwile zaniemówiła, ale zaraz przybrała pokerowy wyraz twarzy.
- Ach tak… - spojrzała na niego. Skierowali się do szatni. – Posłuchaj, blondi. Jeżeli spierdolisz ten mecz, to cię zajebię.
- Nie musisz być tak agresywna.
- Owszem, muszę.
Wyszli
na boisko i rozegrali brawurowy mecz. Na boisku Judi sprawdził się
świetnie. Dzięki niemu pierwsza połowa należała do nich, mimo tego, że
Lisa prawie w ogóle nie podawała do niego piłki. Wolała, żeby przeciwnik
przejął pałeczkę, niż się „poniżyć” podaniem. W przerwie meczu trener,
zdenerwowany postawą Lisy zagroził, że usunie ją z głównego składu.
-
Lisa, musisz mi zaufać! Chociaż na boisku! – powiedział do niej Judi,
kiedy wracali na murawę. Dziewczyna westchnęła. Wiedziała, że ma rację. W
efekcie wygrali 3:1. Drużynę pochłonęła radość. Wszyscy skakali, tulili
się. Niespodziewanie Judi objął Lisę. Kiedy zorientowali się do czego
doszło, szybko się od siebie oddalili. Lisa pobiegła w stronę trybun,
gdzie rzuciła się w ramiona jakiemuś chłopakowi. Judi odprowadził ją
wzrokiem.
- Daj spokój. Ona jest z Damonem bardzo długo. Kochają się. – obrócił się, żeby zobaczyć kto do niego mówi. Uśmiechnął się do koleżanki z drużyny.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma za co. – odwzajemniła uśmiech i skierowała się do szatni.
Judi
odwrócił się i poszedł powoli w stronę domu. Nie wiedział dlaczego, ale
widok Lisy w ramionach tego chłopaka nie bardzo mu się podobał.
0 komentarze:
Prześlij komentarz