CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

piątek, 18 maja 2012

Tainted Gift (2)

Dziewczęta pojawiły się z trzaskiem na szczycie najwyższej wieży klasztoru Anmikaam. Miasto w chmurach prezentowało się przed nimi w całej okazałości, mieniąc się wszystkimi kolorami w blasku zachodzącego słońca. Skierowały się do Sali Zgromadzeń. Pomieszczenie było ogromne, w kształcie półkuli, oświetlone pochodniami przymocowanymi do ściany w żelaznych uchwytach. Sklepienie wspierały kamienne łuki, których szczyty ginęły w mroku. Na poduszkach, według starszeństwa siedzieli uczestnicy zgromadzenia. Guru Pralaya siedział po prawej stronie najstarszego członka - Salie, będącego kimś w rodzaju przełożonego.
- Witajcie. – głos Salie odbił się echem od kamiennych ścian. Jak zwyczaj nakazywał ukłoniły się nisko przed starcem. Rhiannon kątem oka dostrzegła dwie osoby, których na pewno nie chciała oglądać. Szturchnęła siostrę i cicho szepnęła
- Patrz tam, to te zjeby! – Lisabell odwróciła głowę w stronę wskazaną przez siostrę.
- Skąd… - na niedokończone pytanie odpowiedział jej Pralaya
- Dziewczęta, dowiedzieliśmy się o dzisiejszym nieporozumieniu i dlatego zostaliście tutaj wezwani. Panowie, podejdźcie bliżej!
Judi podszedł spokojnie do Lisabell, która zachowała kamienną twarz, ale Duriel ze swoim bezczelnym uśmieszkiem stanął obok Rhiannon i syknął cicho, zapewne demonstrując tak swoją niechęć do dziewczyny. Ta odpowiedziała mu spojrzeniem, którego nie powstydziłby się bazyliszek. Zanim jednak doszło między nimi do kolejnej wymiany zdań, guru znów przemówił.
- Mędrzec Salie, usłyszawszy o konflikcie jaki zaistniał pomiędzy wami postanowił zintegrować ze sobą wasze planety. Durielu, Judi, zamieszkacie u Rhiannon i Lisabell. Przynajmniej na jakiś czas.
- Co takiego? - Rhiann omal nie zakrztusiła się własną śliną. – Oni? W naszym mieszkaniu?
- Jestem tak samo zachwycony tym faktem jak ty, dziw… - Duriel ugryzł się w język – dziewczyno.
- Właśnie tak – guru potwierdził ich najgorsze obawy. – chłopcy poznają ziemskie życie, zwyczaje, ludzką naturę, uczucia. Wy macie ich wspierać w tej drodze, bo potem oni będą prowadzić was po swoim świecie.
Zanim siostry zdążyły zaprotestować, znów były w swoim mieszkaniu. Małe światełko unosiło się nad walizkami chłopaków.
- Jeszcze jedno – głos guru zabrzmiał w pokoju – Duriel i Judi otrzymali tożsamość. Nie musicie się o nic martwić.
Światełko zniknęło, zostawiając siostry z mętlikiem w głowie i dwoma „mile” widzianymi gośćmi, którzy lustrowali ich i swoje własne ziemskie ubrania z lekką dezaprobatą.
- Chujowy dzień, chujowy dom, chujowe ciuchy, wpierdoliliśmy się w gówno. – skomentował Duriel z irytacją w głosie.
- Ojojoj, Duriś się wkurwił. – zaszczebiotała Rhiannon przesłodzonym, dziecinnym głosikiem.
- Odezwała się dziwka, będąca ostoją spokoju. – odparł Duriel.
- Ooooh! Skurwiel chce się chyba bić! – dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
- Przepraszam! – przerwał im w porę Judi. – Co to jest? – podniósł kota, który zaczął głośno miauczeć i wyrywać się w stronę dziewczyn.
- To nasz kot! – Lisabell wzięła go od chłopaka i przytuliła do siebie – to nie jest przedmiot, tylko żywe stworzenie! – dodała i poszła z Behemothem do swojego pokoju, aby przygotować się do spania.
- Pierdolenie. – Duriel ziewnął. – Idę spać. Nie mam nic ciekawszego do roboty.
Rhiannon prychnęła i wskazała chłopakom drzwi do pokoju gościnnego.
– Jak przyjdę rano, ma tam być tak, jak jest w tej chwili, zrozumiano?
- Myślisz, ze cię posłucham? – Duriel znów przywołał na twarz swój dyżurny uśmieszek.
- Nie masz wyboru, kutasie. – odwróciła się na pięcie, poszła do łazienki, umyła się i położyła się do łóżka. – Co za popierdolony dzień. – westchnęła i zasnęła.
Gdy się obudziła słońce było już bardzo wysoko na niebie i raziło ją w oczy. Spojrzała na zegarek
- Kurwa mać! – zaklęła i zrobiwszy „poranną” toaletę szybko się ubrała. Zeszła do salonu i krzyknęła. Zastała tam taki burdel, jaki nigdy przedtem nie panował w ich domu. Na klamce znajdowały się brudne skarpety, na ścianie wisiało kilka smętnie przyklejonych doń kawałków pizzy, a po kątach walały się różne przedmioty
- Co to, kurwa jest? – jej siostra w tym samym momencie wróciła ze szkoły do domu. – Rhiannon? Co się stało?
- Nie wiem, dopiero wstałam!
- Co? Jest 15:30, jak to się stało, że tak długo spałaś?
- Ja… nie wiem! Popatrz, co te skurwysyny zrobiły!
- O! Śpiąca królewna w końcu zaszczyciła nas swoją obecnością! – Duriel wszedł zadowolony przez okno, delektując się rozdrażnieniem sióstr.
- Spierdalaj, palancie. – Lisa rozglądała się z niedowierzaniem po salonie. Judi wszedł do pokoju zajadając ocalały kawałek pizzy.
Nagle spojrzenie Rhiann padło na jej ulubioną lampkę, jedną z niewielu pamiątek po babci. Wisiały na niej męskie bokserki. Lisabell podążyła wzrokiem za spojrzeniem siostry i wybuchła histerycznym śmiechem
- Prawie jak nowa lampka z Ikea! – zakrztusiła się nieco. Jednak Rhiannon do śmiechu wcale nie było.
- Czyje to bokserki? – spytała cicho, ledwo nad sobą panując.
- Moje, a co, chcesz pożyczyć? Dziwki teraz w takich lubią chodzić! – Duriel lekceważąco oparł się o framugę drzwi.
- Ty… Ty… Ty… pierdolony sukinsynie! – wrzasnęła tak, że Lisa zakryła uszy, a Judi wypluł kęs pizzy na dywan.
- Twój słodki głosik nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. – stwierdził Duriel i z ciekawością patrzył jak Rhiannon puszczają nerwy.
Lisa z Judim chyłkiem wyszli z pokoju na zewnątrz.
- Lepiej nie wchodź mi w drogę. – fuknęła do chłopaka.
- Masz problem?
- Owszem, wybieram się gdzieś, a ty mi przeszkadzasz swoją obecnością.
- Zapomniałaś o swojej misji? – uśmiechnął się.
- Być może. – odwróciła się na pięcie i pewnym krokiem zaczęła iść przed siebie. Judi postanowił iść za nią.
- Zostaw mnie! – po jakimś kilometrze Lisa już nie wytrzymała.
- Zaufaj mi, powinienem iść za tobą. – uśmiechnął się prawie tak samo jak Duriel.
- Zaufać? – dziewczyna prychnęła i znów zaczęła iść. Dotarli do boiska. Trwała rozgrzewka.
- Lisa! Co tak długo?! – koleżanki przywitały Lisabell ciepło – O! Kto to?
- Judi, nowy kolega.
- Aaa! Nowy rozgrywający! Trener nam o nim mówił, podobno jest świetny!
Lisabell przez chwile zaniemówiła, ale zaraz przybrała pokerowy wyraz twarzy.
- Ach tak… - spojrzała na niego. Skierowali się do szatni. – Posłuchaj, blondi. Jeżeli spierdolisz ten mecz, to cię zajebię.
- Nie musisz być tak agresywna.
- Owszem, muszę.
Wyszli na boisko i rozegrali brawurowy mecz. Na boisku Judi sprawdził się świetnie. Dzięki niemu pierwsza połowa należała do nich, mimo tego, że Lisa prawie w ogóle nie podawała do niego piłki. Wolała, żeby przeciwnik przejął pałeczkę, niż się „poniżyć” podaniem. W przerwie meczu trener, zdenerwowany postawą Lisy zagroził, że usunie ją z głównego składu.
- Lisa, musisz mi zaufać! Chociaż na boisku! – powiedział do niej Judi, kiedy wracali na murawę. Dziewczyna westchnęła. Wiedziała, że ma rację. W efekcie wygrali 3:1. Drużynę pochłonęła radość. Wszyscy skakali, tulili się. Niespodziewanie Judi objął Lisę. Kiedy zorientowali się do czego doszło, szybko się od siebie oddalili. Lisa pobiegła w stronę trybun, gdzie rzuciła się w ramiona jakiemuś chłopakowi. Judi odprowadził ją wzrokiem.
- Daj spokój. Ona jest z Damonem bardzo długo. Kochają się. – obrócił się, żeby zobaczyć kto do niego mówi. Uśmiechnął się do koleżanki z drużyny.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma za co. – odwzajemniła uśmiech i skierowała się do szatni.
Judi odwrócił się i poszedł powoli w stronę domu. Nie wiedział dlaczego, ale widok Lisy w ramionach tego chłopaka nie bardzo mu się podobał.

0 komentarze: