CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

sobota, 26 lutego 2011

Słoneczniki (1)

Laura i Simon poznali się w liceum – chodzili do tej samej klasy i jak się okazało, że mieszkają blisko siebie. Ona – niskiego wzrostu, lecz piękna dziewczyna o długich kasztanowych włosach z prostą grzywką. On – wysoki chłopak o brązowych, tapirowanych włosach.
To było miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu stali się parą.
Razem chodzili na dyskoteki i tańczyli przy piosenkach ówcześnie popularnych, czyli w latach osiemdziesiątych. Odkąd wynajęli wspólnie mieszkanie, to oboje palili, pili, brali LSD, palili trawkę. Oboje zrobili sobie kilka tatuaży, oboje chodzili na koncerty ich ulubionych zespołów. Uprawiali seks nie tylko w swoich mieszkaniu, ale wszędzie, gdzie się dało, np. toaleta w kinie. Prowadzili dzikie życie, ale wszystkiemu temu przewodziło ich szalone, wzajemne uczucie.
Wzięli ślub niedługo po wspólnym zamieszkaniu. Ceremonia odbyła się obecności tylko najbliższych osób, rodziny nic nie wiedziały. Ich rodzice nie popierali ich zachowań i odradzali im mieszkanie razem czy nawet ślub. Lecz to i tak nie powstrzymało młodych, dlatego pobrali się w tajemnicy przed nimi.
Przez pewien czas życie tych dwojga, młodych ludzi było usłane różami w towarzystwie używek i seksu. Wierzyli, że będą ze sobą „aż ich „maryśka” doprowadzi do śmierci, amen.”.
Kłopoty zaczęły się pojawiać w związku z brakiem pieniędzy i niespodziewaną ciążą Laury. Mieli problem ze znalezieniem pracy, albo zostali zwolnieni z ówczesnej. Nie chcieli też tego dziecka, które ona nosiła pod serduszkiem. Sama myśl o porodzie przerażała ich tak samo. To miał być dla nich test ich uczucia. Lecz było coraz gorzej – nie było, co wsadzić do garnka, a kłótnie stały się codziennością. Dziewczyna była coraz bliżej myśli o zabiegu aborcyjnym, ale nie było jej stać. Nie chciała mu o tym mówić, ponieważ on nie przyjmował tego do wiadomości.
Któregoś dnia, wróciła do domu przed wieczorem zapłakana.
-Usunęłam nasze dziecko... - oznajmiła mu, kiedy próbował się dowiedzieć, co się stało.
Simon czuł, jakby ktoś go rozrywał na kilkanaście, drobnych kawałków. Był wściekły, że zrobiła coś bez jego wiedzy i coś tak potwornego, że się brzydził tego. Agresja wrosła, kłócił się z nią coraz ostrzej.
-Ale... jak Ty mogłaś... dlaczego je kurwa zabiłaś... dlaczego, kurwa?! - krzyczał.
Podszedł do niej i uderzył ją mocno w policzek. Szybko jednak się opamiętał i zrozumiał swój haniebny czyn i zaczął ją przepraszać ze łzami w oczach. Teraz było to na próżno, ponieważ zaczęła pakować rzeczy do torby. Powstrzymywał ją przed odejściem.
-Proszę... nie zostawiaj mnie... nie odbieraj mi wszystkiego... - klęczał na kolanach.
Ignorowała go i spakowała się. Rzekła cichym głosem.
-Żegnaj, Simonie. - i zamknęła drzwi.
Został wtedy sam, jak palec w tym okropnym świecie.
Ponieważ byli małżeństwem, złożyła pozew o rozwód. Był zszokowany jej decyzją. Chciał z nią porozmawiać, ale nie widział jej ani razu, odkąd wyszła z ich mieszkania. Szukał ją po całym mieście, a jej rodzice zaczęli mu grozić policją, jeśli nie da ich córce spokój. Dlatego został zmuszony zgodzić się na rozwód. Ze względów finansowych, sąd orzekł rozwód bez winny któregoś współmałżonków. Podczas tej rozprawy, Laura nie pojawiła się, był tylko jej adwokat.
Tak już nie zobaczył swojej byłej żony, choć bardzo chciał ją zobaczyć. Żałował, że ich szczęśliwy związek zszedł na taką drogę. Zrozumiał, że popełnionych błędów nie cofnie i musi w końcu dojrzeć. Zdał sobie sprawę, że ukochanej już nie zobaczy, więc musi zapomnieć o niej...

Minęło od tych wydarzeń osiemnaście lat.
Simon od kilku lat był prezesem pewnej firmy. W niczym nie przypominał tego chłopaka, jakim był. Zachował za to młodzieńczy wygląd - choć dawno temu ściął swój tapir na głowie, lecz teraz miał krótkie włosy, które wyglądały jak nieułożone - i młodzieńczą werwę. Był mężczyzną, który dobiegał czterdziestki, lecz był bardzo przystojny. Młode oraz dojrzałe kobiety szalały za nim. Starały się powstrzymywać, ponieważ miał żonę, którą poznał mając dwadzieścia osiem lat, a poślubił dwa lata później. Rozwiedli się po trzech latach, lecz mieli wtedy dwuletnią córkę Heather. To był tylko krótko trwały poryw serca, nigdy nie czuł do tej kobiety jakiegoś głębszego uczucia, bardziej kochał ich córeczkę. Ona sama nie wiedziała, czego chce – bardziej jej zależało na pracy niż na rodzinie. Od momentu rozwodu, wiele kobiet zabiegało o względy Simona. On co najwyżej wchodził w niezobowiązujące znajomości. W półce przy swoich biurku trzymał fotografię – przedstawiała ona jego i Laurę, kiedy byli parą. Gdy tylko przypomniał sobie o niej, to znowu tęsknił. Wciąż nie potrafił się pogodzić z jej odejściem i śmiercią ich nienarodzonego dziecka. Kiedy urodziła mu się córka, to pokochał ją od razu i zrozumiał, jak to fantastycznie jest być ojcem. Wiedział, że dałby radę wychować to maleństwo. Wiedział też, że gdyby postępował inaczej wtedy, to by dziś przy nim była Laura i ich dzieci. Marzenie o spotkaniu jej nie umarło w nim przez tyle lat.
Do jego biura miał przyjść jakiś chłopak, który starał się o pracę. Simon był chętny, jeśli chodzi o przyjmowanie do pracy nowych pracowników. Musieli być tylko uczciwi i nadawać się do tego, co robią.
Chłopak przyszedł do niego i usiadł na krześle, naprzeciw prezesa. Simon pierwsze co zauważył w młodzieńcu, to jego niesamowicie, niebiesko-szare oczy. Ten wzrok przypominał mu jego pierwszą żonę...
Młody podał mu swoje CV.
-Pan... Jim Hayes... – przeczytał, jak się nazywa chłopak.
Nazwisko... tak się nazywała Laura, zanim się pobrali... i to spojrzenie.
-Tak, to ja. - odpowiedział.
Simon kiwnął głową i starał się ukrywać emocje.
Ponieważ była to rozmowa kwalifikacyjna, więc prezes musiał zadawać różne pytania. A, że młodzieniec był inny, niż zwykli, to zadał mu pytania o rodzinę.
-Rodzice są od ponad roku po rozwodzie. Chcę wynająć mieszkanie, ale potrzebuje najpierw zarobić trochę pieniędzy. Na razie mieszkam z matką i młodszym bratem.
-Brat młodszy?
-Tak, o pięć lat. To przyrodni brat, ale jest dla mnie jak rodzony.
-Rozumiem...
-Bo mnie mama miała z kimś innym... nie znam go nawet, a niech mi pan wierzy, że chciałbym go poznać. Teraz postaram się go poszukać.
„Przecież nie może być moim synem... nasze dziecko się nie urodziło...” - myślał Simon.
-Cóż... aż nie wiem, co dodać...
-Matka prawie mi nic o nim nie powiedziała... nie mam, jak się dowiedzie, jak się nazywa. A wszystkie jego zdjęcia trzyma w skrzyneczce, do której ona ma tylko kluczyk.
-Ciekawa historia rodzina... tyle mogę powiedzieć.
-I chyba pana tak zanudziłem, że mnie pan nie przyjmie.
-Ależ nie! Nawet bym dalej posłuchał...
-O... to... nieźle...
-A mama... przepraszam, że cię spytam o to... ma kogoś?
-Nie... teraz nie... na pewno czuje się wolna, bo to małżeństwo oprócz Roba – mojego brata – nie przyniosło jej zbyt dobrego. Jego nie było ciągle w domu, a jak zostawał ponad godziny, to zwykle wtedy był w domu jego sekretarki... albo innej laski...
-Przykro to słyszeć...
-Tak... tym bardziej, że to było jej drugie małżeństwo... jej pierwsze trwało tylko dwa lata... i była młoda, bo miała tylko osiemnaście lat, jak za mąż wyszła i mój ojciec też.
„Boże... przecież on mówi jakby o mnie i Laurze... spytać o imię matki... boże”.
-Mówiła mi, że bardzo się kochali, ale wg niej za szybko chcieli być dorośli. Za dużo palili, pili i inne używki i byli nieodpowiedzialni. Żyli beztrosko – tak stwierdziła, a nie znali prawdziwego życia. Wie Pan, zaskakujące jest to, że kiedy ją spytałem, czy go kochała, odpowiedziała tak, a kiedy spytałem, czy teraz też, to nie odpowiedziała, a jedynie odwróciła głowę i patrzyła w okno. Na bank nadal kocha mojego ojca, ale nie umie tego głośno powiedzieć. Kiedyś podsłuchałem, jak mówiła, że to nie tak miało się potoczyć.
„Musze go o to spytać.”
-Szkoda mi twojej mamy... a... jak ma na imię?
-Laura.
Simon omal nie podskoczył, więc odkaszlnął jedynie.
„To mój syn... ale on miał nie żyć... jak to możliwe, że on żyje i rozmawia ze mną?”.
-Dobrze... jeszcze mi kiedyś po opowiadasz mi historię swojej rodziny, bo... jest bardzo ciekawa... Poza tym... jesteś ciekawym dzieciakiem... właściwie, to ile masz lat?
-Osiemnaście.
„Zbyt wiele wskazuje na to, że to mój syn, a jego matka, to Laura”.
-No to facet, a nie dzieciak... przyjmę cię, bo mi się podobasz... jako pracownik, oczywiście.
-Juhu! Dziękuje panu! - Jim uśmiechnął się.
Simon dostrzegł, że oprócz oczu, to „jego syn” jest do niego podobny, oprócz oczu. Teraz, gdy się uśmiechnął, dostrzegł to podobieństwo.
-Mów mi po imieniu, synu... - to ostatnie słowo przypadku mu wyszło z ust.
Lecz młody odebrał to jako żartobliwe określenie różnicy wieku między nimi.
-Ależ panie Davis...
-Po prostu Simon...
Panowie wymienili uścisk dłoni, a nowy pracownik opuścił szybko biuro.
Davis długo nie mógł do siebie dojść po tej rozmowie.
-Czyżbym ją odnalazł? - mówił do siebie. - Muszę zdobyć od niego adres. Bo jeśli to on... ona... nie zabiła go... czemu skłamała? Ale i tak chce ją zobaczyć... muszę, muszę.
Adres był na CV, więc następnego dnia, będąc w biurze, sprawdził CV Jima. Mieszkał na przedmieściach dużego miasta – nigdy tam nie był, ale widział na zdjęciach lub słyszał, że jest tam pięknie i tamto miasteczko jest nazywane „miastem słoneczników”, ponieważ niemal każdy dom miał ogród pełen słoneczników.
„Muszę pod pretekstem odwiedzić to miejsce... jego dom... muszę, muszę”.
Tydzień minął, a on nadal nic nie zrobił. Pomyślał tylko, że mógłby dać młodemu trochę wolnego, albo coś innego.
Najpierw wezwał go do siebie.
-Czy wypełniasz swoje obowiązki? - spytał Jima.
-Tak szef... Simon...
-Nie oszukujesz mnie?
-Ależ nie... ja naprawdę...
-Dobrze.. - przerwał mu. - ciężko pracujesz widzę, a to dopiero siedem dni. Starasz się – widzę to.
Dlatego dziś i jutro pozwolę Ci wyjść wcześniej z pracy. Albo... dam Ci weekend wolny. Co wolisz?
-O ja cię... Szefie... znaczy Simon... to tak na poważnie?
-Jestem śmiertelnie poważny.
-O kur... wybiorę weekend, jeśli pozwolisz.
-Pewnie, twój wybór.
-Nie wiem, jak mam się odwdzięczyć.
-Nie musisz, naprawdę.
-Ale ja chcę, naprawdę! W coś zamian!
-Co proponujesz, synku? - lubił tak do niego mówić.
-Chciałby pan zjeść coś? Może knajpa? Albo... lubi pan eksperymenty?
-A co?
-Jestem.... początkującym kucharzem... znaczy już kilka lat robię żarcie w domu, ktoś musiał pomagać mamie w kuchni. Może chciałby...ś wpaść?
-Bardzo chętnie! - powiedział entuzjastycznie.
-To super! - klasnął w ręce. - Amm.. woli pan...Simon sobotę czy niedziele? Chociaż wolę, by to była niedziela, bo chcę spędzić całą sobotę z dziewczyną... chyba rozumiesz...
-Pewnie, więc do niedzieli!
Simon cieszył się, że jego plan postępuje. Miał tylko nadzieje, że jego matka jest jego byłą żoną, bo nie chciałby przeżyć rozczarowania. Chociaż, kto wie, czy jeśli to nie ona, ale jakaś miła, inna kobieta, to może... może... Lecz nadal trzymał się myśli, że spotka Laurę osiemnaście lat starszą. Tyle czekał na ten moment... on musi w końcu nadejść!

1 komentarze:

Kaleid pisze...

YAY! Zajebiste Ci to wyszło :D W tym momencie przeklinam sztukę szybkiego czyania, bo nie mogę się spokojnie delektować, jak wciągnie to leci jak z procy - minuta i przeczytane. :D :)

Buziaki! :*:*